Chaos w urzędach. Powstaje nowa mapa Polski. "W A przyklepują, do B nie wolno iść"

wiadomosci.gazeta.pl 3 godzin temu
- O rany. Uważam, iż to absurd. Jakaś absolutnie skamielina w systemie. Naleciałość z dawnych lat - słyszę od Martens, która od roku walczy o urzędową zmianę imienia. Doskonale ją rozumiem. Jeszcze nie tak dawno towarzyszyły mi na co dzień te same myśli. Co gorsza, gdyby złożyła wniosek w innym mieście, już dawno mogłoby być po problemie. - W światku osób, które chcą zmienić imię, mówi się, iż w urzędzie "A" to pani pomaga i tu przyklepują, a do urzędu "B" nie wolno iść. Ja najwyraźniej byłam w "B" - mówi.Znasz tę sytuację, gdy coś, co cię wkurza, nagle zaczyna pojawiać się dosłownie wszędzie? Weźmy za przykład nowy hit popularnego zespołu, który - akurat tak się złożyło - niemiłosiernie działa ci na nerwy. Leci w każdym sklepie, w taksówce i w co drugim barze. Koszmar trwa w autobusie do pracy i nie kończy się wraz z wejściem do biura. Tuż po przekroczeniu progu znów słyszysz te przeklęte nuty. Szefowej najwyraźniej melodia wpadła w ucho i teraz w kółko ją nuci pod nosem. Gotujesz się ze złości - czy od tego cholerstwa naprawdę nie ma ucieczki?! Gdy już ci się wydaje, iż sytuacja nie może być gorsza, nagle do ciebie dociera: To piosenka o tobie. Wsłuchujesz się w kolejne słowa i bledniesz. Nie ma innej możliwości, wszystkie szczegóły się zgadzają. Wokalista wyje właśnie zachrypniętym głosem o twoim byłym związku i kobiecie, która złamała ci serce. Drżącymi palcami wyciągasz telefon. Stuk, stuk, stuk. Cóż, przynajmniej gwałtownie poszło - masz potwierdzenie, to ona napisała ten gówniany kawałek. choćby skubana udzieliła wywiadu w telewizji śniadaniowej. Ale w sumie co teraz? Pozwać ją? Zablokować emisję? Jak usunąć ze świata piosenkę, która gra dosłownie wszędzie? Plączą ci się myśli, więc dzwonisz do przyjaciela i z desperacką nadzieją odliczasz kolejne puste sygnały. O, wreszcie, co za ulga, w słuchawce rozlega się znajomy głos. Opowiadasz wszystko od początku, wspominasz o wywiadzie, aż wreszcie gorączkowo pytasz: "I co mam teraz do cholery z tym zrobić?!". Nagle zapada niezręczna cisza. - Wiesz, chyba trochę przesadzasz, nie? To niemożliwe - wreszcie się odzywa, a ty zaczynasz żałować, iż niezręczna cisza nie trwała jednak dłużej.
REKLAMA


Jeśli w tej chwili zastanawiasz się, po co ta cała historia o wkurzającej piosence, zapytam, co lepiej znasz: wkurzenie wywołane irytującym kawałkiem lub reklamą, czy może silnie negatywne emocje związane z tym, iż ktoś zwrócił się do ciebie imieniem zapisanym w dowodzie? Bo tak, zdaję sobie z tego sprawę, iż to drugie może brzmieć abstrakcyjnie. W końcu większość ludzi nie myśli o swoim imieniu. A na pewno już nie codziennie. Nie wywołuje to też zbyt wielu emocji, ani tym bardziej problemów. Dyskomfort związany z imieniem, które nadano nam lata temu, może być trudny do wyobrażenia i niezrozumiały dla osób, które tego nie doświadczyły. Ale to nie znaczy, iż nie jest realny.Prośbę o dowodzik (pokaż imię) słyszysz w każdym sklepie, gdy chcesz kupić choćby napój energetyczny. Chcesz skorzystać z aplikacji do taksówek? Świetny wybór! Ale lepiej zastanów się dobrze, czy wpisać imię, z którego korzystasz czy może jednak te zapisane w dowodzie? Bo co jeżeli będzie wypadek? Czy nie skomplikujesz sobie wtedy formalności, np. z ubezpieczeniem? W barze prosisz o piwo, barman prosi cię o dowód. W autobusie kontrola. Wyciągasz imienny bilet miesięczny, a potem imienną legitymację uprawniającą do zniżki. Po przekroczeniu drzwi biura logujesz się do systemu, patrząc na swoje imię. Teraz czeka cię ośmiogodzinny koncert słuchania swojego imienia w wykonaniu chóru współpracowników. Sprawdzasz mejle - imię, piszesz na komunikatorze - imię, podpisujesz dokumenty - imię, dołączasz do wideoczatu - znowu te cholerne imię. Wylogowujesz się, patrząc już tępym wzrokiem na komunikat: "Do zobaczenia, imię!". Masz już ochotę rzucić laptopem o ścianę, ale to dołoży jedynie papierkowej roboty. Pełnej imienia, oczywiście. Myślisz sobie: pora na urlop. - Wspaniały pomysł! Tylko proszę podać imię i nazwisko - krzyczą formularze na stronach pociągów, autobusów dalekobieżnych, samolotów, hoteli, spa, wycieczek, przewodników i biur podróży. - Co? Jednak nie wakacje? To może przynajmniej zadbaj nieco o zdrowie? Coś ostatnio nędznie wyglądasz, "imię" - radzi ci matka, a ty już choćby nie masz siły protestować. Dzwonisz do przychodni, podajesz imię. Podchodzisz do rejestracji, podajesz imię. - Pani "imię"! - lekarz woła do gabinetu. Wypisuje masę recept. Na każdej jest imię. Benjamin Franklin mówił, iż pewne są tylko śmierć i podatki. Myślisz o jego słowach za każdym razem, wypełniając PIT (proszę wpisać imię), gdy nagle dociera do ciebie, iż choćby po śmierci nie uciekniesz od tego przeklętego zlepku liter. I masz rację. W końcu jakoś trzeba podpisać swój grób.


Zobacz wideo


Karo i Aga z Love Never Lies w tym roku wezmą ślub. "W Polsce będziemy dla siebie obce" [materiał wydawcy kobieta.gazeta.pl]


- No to sobie zmień to imię, skoro cię aż tak bardzo wkurza - bardzo możliwe, iż w myślach irytujesz się już na moje narzekania i sugerujesz jedyne logiczne rozwiązanie w tej sytuacji. Bardzo się z tobą zgadzam, to świetny pomysł. Ale gdyby to było takie proste, pisanie tego tekstu nie miałoby przecież sensu. Już więc tłumaczę, na czym polega problem. Dlaczego nie możemy nazywać się wszyscy Alex? Wiele urzędów gubi się w momencie, gdy nasze imię odbiega od normy. Oczywiście, najprościej byłoby postawić na coś bardziej typowego, jednak pojawia się tu szereg "ale".


Niektórzy preferują obco brzmiące imię m.in. z powodu (planowanej) emigracji. Tak na przykład w 2020 r. pewna kobieta wnioskowała w urzędzie na Mazowszu o zmianę imienia na Jaylene. Jak tłumaczyła, od ponad roku posługiwała się już nowymi danymi, zarówno w kontaktach ze znajomymi, jak i np. przy zamawianiu faktur czy dokonywaniu różnego rodzaju rezerwacji. Wyjaśniała, iż nowe dane pomogą jej w odcięciu się od rodziny, z którą jest od lat skonfliktowana. Ponadto zamierzała na stałe osiedlić się za granicą. Drugie "ale" to transpłciowość, w tym niebinarność. Leo jest jedynym moim rozmówcą, który szukał nowego imienia i nazwiska na krótko przed złożeniem wniosku o zmianę w 2023 roku. Początkowo myślał o imieniu Leon. - Rozmawiałem z urzędniczką i mówiłem, iż chcę zmienić imię na tradycyjnie męskie. Powiedziała mi, iż nie ma w ogóle opcji, żeby przeszło imię niezgodne z płcią zapisaną w dowodzie i iż o ile dobrze uargumentuję, może przejść imię neutralne. - Ja jestem tym typem człowieka, który stara się kruszyć takie bariery. Skoro była jakaś opcja, to ją wykorzystałem - tłumaczy. Jak przyznaje, "znalezienie imienia i nazwiska, które będą ze sobą współgrały, wcale nie było łatwe". - Siedziałem w rejestrach imion i próbowałem nie zrobić z siebie błazna np. żeby nie wziąć sobie imienia Leo i nazwiska Kadia, bo potem by się na mnie wszyscy wkurzali w urzędach - śmieje się. - Wewnętrzny klaun podpowiadał też nazwiska typu Niedzisiaj albo Niewczoraj. To są wszystko polskie nazwiska i uważam, iż są piękne - wspomina poszukiwania. Ostatecznie padło na Dragon, które - uwaga, uwaga - jest w Polsce od 1489 roku. Martens z kolei zależy na neutralności imienia. - Myślę, iż to, iż jestem osobą niebinarną, też ma tu duży wpływ - nie chcę być identyfikowana z kobietami, a imię X jest ewidentnie kobiece. Ta nietypowość imienia ma dla mnie znaczenie neutralności, bo nie jest to też imię męskie - wyjaśnia. No i jest wreszcie trzecie "ale", które unieważnia wszelkie argumenty, które ktoś mógłby stawiać po zapoznaniu się z pierwszymi dwoma. Bo w końcu można zapytać, czemu wszyscy nie zmienimy po prostu imienia na Alex? Przecież jest zagraniczne, i neutralne, i choćby przejdzie w urzędzie. Odpowiedź jest prosta: jesteśmy emocjonalnie przywiązani do naszych nietypowych imion od lat. Nowo wybrane imię byłoby dla nas teraz czymś obcym. My mamy już imiona. Może i nietypowe, ale własne.


- Moje imię było na początku ksywką nadaną mi 21 lat temu na obozie wakacyjnym. A potem stopniowo zaczęło przechodzić na coraz więcej obszarów życia. Już od wielu lat byłam prywatnie Martensem, w towarzystwie przyjaciół, w grupach hobbystycznych, w chórze - w takich semiformalnych środowiskach. Z czasem, w procesie stawania się zdrowszym człowiekiem i dochodzenia do tego, kim rzeczywiście jestem, zrozumiałam, iż to imię, z którym się identyfikuję. Ono mnie określa - tłumaczy Martens. Aris z kolei przyznaje, iż nie pamięta, dlaczego wybrała właśnie to imię. Wie tyle, iż żyje z nim od około siedmiu lat i jej się podoba. - Nie wiem, skąd wpadłam na taki pomysł, ale bardzo się do niego przyzwyczaiłam i bardzo je lubię - tłumaczy. Ja "stworzyłam" Zyt ok. 10 lat temu. To po prostu skrót od imienia z bierzmowania. Mroczna przeszłość, nie ma co wspominać, ale imię zostało i ma się dobrze. Szacunek, proszęImię to wyraz naszej tożsamości. Jest dla nas tak ważne, iż w związku z nim potrafimy podejmować różne interesujące decyzje. Na przykład - podchodząc do sprawy bardzo przyziemnie - wolimy wybierać marki, które zawierają w swojej nazwie nasze inicjały. Albo hojniej wpieramy osoby, które w wyniku katastrof straciły dorobek życia, a ich imię zaczyna się na tę samą literę, co nasze. To efekt litery z imienia. Są też oczywiście bardziej wzniosłe aspekty. Nie bez powodu jeżeli ktoś chce nam dokuczyć albo odczłowieczyć, nadaje nam obraźliwe imię albo odbiera nam własne. Imię jest głęboko związane z potrzebą szacunku. "Jak twierdzi A. Maslow, zaspokojenie potrzeby szacunku dla siebie prowadzi do poczucia pewności siebie, własnej wartości, siły, zdolności i kompetencji, do poczucia, iż jest się pożytecznym i potrzebnym w świecie. Udaremnienie zaspokojenia tych potrzeb wywołuje uczucia niższości, słabości i bezradności, które z kolei prowadzą albo do ogólnego zniechęcenia, albo do tendencji kompensacyjnych lub neurotycznych" - czytam w publikacji dr Wojciecha Hrynickiego pt. "Imiona i nazwiska człowieka jako elementy bezpieczeństwa personalnego".Bardzo te słowa we mnie rezonują. Pamiętam moment, w którym dowiedziałam się, iż jeżeli chcę składać wniosek w jednym ze śląskich urzędów, muszę liczyć się ze wezwaniem mnie i świadków do złożenia zeznań osobiście. To znacznie utrudniało sprawę. Zdając sobie sprawę, iż gdyby nie jedna pieprzona literka mniej (Zyt, a nie Zyta), cała sprawa prawdopodobnie poszłaby szybciej i bez większych problemów, towarzyszyły mi przygnębienie i poczucie niesprawiedliwości. Robiło mi się niedobrze na samą myśl o spowiedzi przed systemem i opowiadaniu urzędnikom o bardzo prywatnych doświadczeniach. Jak do mnie będą nastawieni? Czy każą mi się tłumaczyć i bronić? Czy uznają, iż mój powód jest wystarczająco ważny? Czy zasługuję w ich oczach na szacunek? Czy moja historia będzie wystarczająco smutna, by dostać cztery razy tak, jak w Mam Talent? Może zatańczę? Albo zrobię salto?


"Skamielina w systemie"Teraz ironizuję, ale wtedy nie było mi do śmiechu. Byłam jednocześnie smutna i wściekła. Bo ostatecznie: co im do tego? Moje imię nie jest obraźliwe ani ośmieszające. Skróciłam zakorzenione w kulturze od wieków imię o dosłownie jedną literkę i używam tego skrótu od lat, na co mam dowody. Nudzi wam się, iż chcecie mnie wzywać? Bo pracy w urzędzie na pewno nie brakuje. - O rany. Uważam, iż to absurd. Jakaś absolutnie skamielina w systemie. Naleciałość z dawnych lat - Martens jest wyraźnie poruszona, gdy pytam o ocenę procesu zmiany imienia w Polsce. - Potwornie frustruje mnie to, iż jako dorosły człowiek, pełnoprawny obywatel z prawem do głosowania, czyli do podejmowania decyzji o losach państwa, nie mogę zmienić swojego własnego imienia i jest to argumentowane tym, iż jest to częściowo dobro publiczne - mówi.- Przepraszam, wyzłośliwię się, ale mieszkałam przez dłuższy czas na warszawskim Mokotowie. W pobliżu była ulica, która w ciągu pięciu lat nazywała się Modzelewskiego, potem Kaczmarskiego i znów Modzelewskiego. Według polskiego prawa nazwy ulic też są dobrem publicznym. Ja wiem, iż ulicę z człowiekiem trudno porównywać, natomiast mam poczucie, iż zmiana mojego imienia wpływa na znacznie mniejszą liczbę osób, bo tak naprawdę na mnie, niż zmiana nazwy ulicy, przy której mieszkają ludzie, mają swoje biznesy. Ten argument jest kompletnie z dupy - kontynuuje. - Niesamowite jest dla mnie też to, jak słyszę np. historię P. To człowiek, który już jakiś czas temu wyjechał do Szwecji. Wcześniej, jak jeszcze był w Polsce, też przechodził przez batalie o zmianę imienia. No i rzeczony P. mi powiedział, iż po pół roku mieszkania w Szwecji można zmienić tam imię - mówi. - W Polsce żyję, płacę podatki, spełniam moje obywatelskie obowiązki, nie łamię prawa. No nie mogę po prostu. Przecież staram się być wzorowym obywatelem. Ta sprawa budzi we mnie dużo frustracji - przyznaje. - Bulwers. To kompletny absurd. Kuriozalne - chłonę z uwagą każde słowo Martens. Opisuje dokładnie to, co czułam jeszcze kilkanaście miesięcy temu.


Życie z imieniem, które cię rani, jest przedziwnym doświadczeniem. Trudno to porównać do czegokolwiek innego. Ja czasem patrzę na to jak na kamyk w bucie, ale taki, którego samemu nie da rady wyjąć. Początkowo może wywoływać jedynie dyskomfort (milion drobnych sytuacji), ale z czasem ta rana robi się tak paskudna, iż może lepiej już zacznij żegnać się z tą nogą. Mocno utożsamiam się więc z historią Luny, którą do urzędowej zmiany imienia popchnęła nieprzyjemna sytuacja w pracy. O ile ja spotkałam się z przyjazną reakcją ze strony szefowej, szefa i współpracowników, o tyle z systemowych bebechów firmy "tego imienia" nie dało się tak łatwo usunąć. - Chciałam podjąć dalsze kroki, jeżeli chodzi o coming out w życiu zawodowym. Chciałam, żeby menadżerowie po prostu zwracali się do mnie moim imieniem - mówi mi Luna. - Odesłali mnie do HR-ów, w tym czasie ignorując zupełnie moją prośbę. Tłumaczyli to tym, iż skoro coś - w tym przypadku stare imię - jest w dokumentach, to musi być tak, jak jest w dokumentach - wskazuje. Odpowiedź z kadr przyszła po kilku tygodniach. Odmowa. Nie ma możliwości zmiany imienia na platformach i w systemach firmy. - Głównym argumentem było… bycie fair wobec innych osób - iż nie mogą zmusić innych, żeby zwracali się do mnie preferowanym imieniem - mówi. - Wystosowałam odwołanie z materiałami przygotowanymi dla pracodawców przez tranzycja.pl i Grupę Stonewall. Po batalii z HR było już okej, jeżeli chodzi o zwracanie się do mnie preferowanym imieniem. Menadżerowie są generalnie wspierający. Odpowiedź dotycząca systemu, w tym kanałów telekomunikacyjnych, była jednak taka, iż mogą mi zmienić dane dopiero, jak zmienię je urzędowo. I to mnie pchnęło do skierowania się na tę oficjalną ścieżkę, choć jest to dość stresujący proces - tłumaczy. - Deadname wyzwalał we mnie bardzo negatywne emocje. choćby nie jestem w stanie określić dokładnie jakie. Po prostu nie lubię go widzieć, słyszeć - mówi Aris. - Używanie imienia X wywołuje we mnie dyskomfort - podkreśla Martens. - Fajnie byłoby pójść do lekarza i być wezwana: "Pani Martens!", a nie pani X. Fajnie byłoby móc wypełnić dokumenty jako Martens, nie? Na pewno byłoby mi łatwiej. Teraz gdzieś balansuje na krawędzi tego, jak daleko w formalnych sprawach mogę użyć imienia Martens, żebym potem mogła wykonać akcje związane z prawem i formalnościami - u lekarza, w banku, na uczelni - tłumaczy.


Wniosek o zmianę imienia jest w pewnym stopniu wnioskiem o szacunek. Ale do którego urzędu najlepiej go złożyć? Wbrew pozorom - to niezwykle ważna decyzja. Jeden urząd powie tak, drugi urząd powie nie- W światku osób, które chcą zmienić imię, mówi się, iż w urzędzie "A" to pani pomaga i tu przyklepują, a do urzędu "B" nie wolno iść. Ja najwyraźniej byłam w "B". Potem mi moja koleżanka napisała, iż mówiło się, iż w Warszawie to się nie da zmienić imienia, i iż ja przecieram szlak - mówi mi Martens. - To nie tak, iż zrobiłam to celowo. Po prostu nie spodziewałam się, iż w stolicy, w dodatku rządzonej przez KO, czyli centroprawicę, a nie przez PiS, nie będzie dało się tego zrobić - przyznaje. W przypadku Martens urzędnicy ocenili, iż nie ma wystarczająco dobrego powodu do zmiany na wybrane przez nią imię. To, iż korzysta z niego wszędzie, również w pracy, od lat, nie ma żadnego znaczenia. - Dostałam decyzję odmowną. Odwołałam się od niej do wojewody mazowieckiego. Znów odmowa, więc odwołałam się również i od tej decyzji. I znów odmowa - dodaje. Jest na etapie sądu administracyjnego. - Czuję się traktowana nie fair. Jestem sfrustrowana np. tym, iż w argumentacji urzędników pojawia się informacja, iż polskie prawo gwarantuje względną stałość imienia i nazwiska. Mam 36 lat, jestem dwukrotnie pełnoletnia, nie uciekam przed kredytami, płacę podatki, jestem dorosłym, dojrzałym człowiekiem, wiem jakiego imienia używam. I iż chcę zmienić urzędowo imię. To potwornie frustrujące. Mam ogromne poczucie niesprawiedliwości, trochę złości, ale i smutku związanego z tym, iż czuję się traktowana jak obywatel innej kategorii. Mam wielu przyjaciół, którzy zmienili imiona na nietypowe, wskazujące na inną płeć niż metrykalna. Mam poczucie niesprawiedliwości, iż oni mogli, a ja nie, tylko dlatego, iż złożyłam papiery w urzędzie w Warszawie, który ma taką, a nie inną politykę - podkreśla.Na grupkach rankingi urzędów to jeden z regularnie pojawiających się tematów. Powstaje choćby nowa mapa Polski, dokładniej: polskich urzędów. Tworzy ją Lucjan, który uzupełnia mapę o nowe informacje, którymi inni dzielą się na grupkach - tu oczekują, iż stawisz się osobiście, tu zmienią imię na jednoznacznie przeciwne od płci metrykalnej, a to miasto lepiej omijaj szerokim łukiem.


Mapa USC Google Maps


Z czego wynikają rozbieżności? Jakimi zasadami kierują się poszczególne urzędy? Jakie przedstawiają argumenty? Te dane zebrał Marcin Kozłowski z Gazeta.pl. Wiceszefowa USC we Wrocławiu przekazała nam, iż urząd "zmiany imienia dokonuje zawsze, gdy wnioskodawca spełni przesłanki ustawowe". "Przychylamy się do każdego wniosku o zmianę imienia, jeżeli tylko uda się ustalić, iż wskazana przez wnioskodawcę nazwa funkcjonuje jako imię. Najczęściej to wnioskodawca wykazuje osoby, które już noszą wybrane przez niego imię. jeżeli nie, dokonujemy ustaleń we własnym zakresie. Czasami zasięgamy opinii Rady Języka Polskiego" - wyjaśniła Małgorzata Stygar. Wydział prasowy warszawskiego ratusza przyznał, iż w 2024 roku wpłynęło kilka wniosków o zmianę imienia na nietypowe, oryginalne i w prawie każdym przypadku skończyło się odmową lub umorzeniem (jeśli wnioskodawca wycofał wniosek). "Zasadniczo w tych sprawach przeszkodą nie był fakt, iż żądane imię nie figuruje w bazie PESEL, ale to, iż imienia takiego nie ma w żadnym zbiorze imion polskich i międzynarodowych" - czytamy w odpowiedzi.


Krakowski ratusz tłumaczy z kolei: "Jeśli trudno jest stwierdzić czy dana forma imienia, wskazana przez wnioskodawcę, może być imieniem w rozumieniu przepisów prawa, kierujemy wtedy prośbę o opinię w tej sprawie do Rady Języka Polskiego. jeżeli wskazane imię nie występuje w bazie PESEL lub nie można tego imienia zweryfikować w dostępnych powszechnie źródłach, to wnioskodawca musi udowodnić, iż takie imię występuje w innym państwie".Urzędnicy z Gdańska wyjaśniają natomiast, iż "w przypadku wniosku o zmianę na imię nietypowe, które nie występuje w rejestrze PESEL, kierownik Urzędu Stanu Cywilnego ustala po pierwsze - czy zachodzą ważne powody do zmiany imienia (jest to niezbędna przesłanka do wydania pozytywnej decyzji w każdej sytuacji), a po drugie - czy wnioskowane "imię" faktycznie jest imieniem (a nie np. pseudonimem lub neologizmem) - tłumaczy Paulina Chełmińska z Urzędu Miejskiego w Gdańsku. "W takich przypadkach obowiązek udowodnienia, iż wnioskowane imię występuje na świecie spoczywa na wnioskodawcy, a kierownik USC jedynie weryfikuje te informacje. W razie wątpliwości zwracamy się do Rady Języka Polskiego o wydanie opinii na temat imienia, jednak opinia ta ma charakter językoznawczy, stanowi jedynie głos doradczy i nie jest wiążąca" - dodaje przedstawicielka ratusza. Mamy też odpowiedź z Białegostoku: "Zdarzają się przypadki, iż na etapie wstępnej oceny wniosku osoba zamierzająca zmienić imię na nietypowe osobiście przychodzi do urzędu i po przeprowadzonej rozmowie wyjaśniającej warunki zmiany imienia wynikające z polskiego prawa ostatecznie nie składa takiego wniosku".W Rzeszowie urzędnicy w 2024 roku prowadzili z kolei cztery sprawy dotyczące nietypowych, oryginalnych imion, które jednocześnie nie są ośmieszające. "Wszystkie zakończyły się wydaniem decyzji pozytywnych. Osoby wnioskujące o zmianę szeroko umotywowały wnioski oraz tezy podniesione we wnioskach zostały poparte materiałem dowodowym" - wskazuje Elżbieta Gnatek-Ożóg z Urzędu Stanu Cywilnego.


Prawne podstawy chaosu Ustawą, która reguluje proces zmiany imienia osób dorosłych, jest Ustawa z dnia 17 października 2008 r. o zmianie imienia i nazwiska. Mówi ona, iż zmiana może zajść wyłącznie z "ważnych powodów", szczególnie gdy dotyczą zmiany: imienia lub nazwiska ośmieszającego albo nielicującego z godnością człowieka;na imię lub nazwisko używane;na imię lub nazwisko, które zostało bezprawnie zmienione;na imię lub nazwisko noszone zgodnie z przepisami prawa państwa, którego obywatelstwo również się posiada.Co to oznacza w praktyce? - Ustawodawca wykorzystał tu tzw. katalog otwarty. Te "ważne powody" nie są w całości zdefiniowane w ustawie, przedstawiono jedynie ich cztery przykłady. Można dopowiedzieć, iż innym z takich ważnych powodów może być transpłciowość (w tym niebinarność) - mówi Gazeta.pl mec. Artur Kula z KMA Kancelarii Adwokacko-Radcowskiej. W ustawie nie zawarto konkretnych zaleceń dotyczących wyboru nowego imienia. - Jeden z przykładów wskazuje na kwestię imion i nazwisk ośmieszających i nielicujących z godnością człowieka - zauważa adwokat. - Ten punkt stanowi pewną blokadę w kwestii neologizmów, ale nie zakazuje ich całkowicie. "Ośmieszające" i "nielicujące z godnością człowieka" to określenia, które są definiowane w ramach poszczególnych postępowań. Nie każdy neologizm będzie miał taki charakter. W momencie, gdy ktoś przedstawia argumenty, dlaczego właśnie chce mieć to konkretne imię, jest możliwość, iż organ się przychyli do jego wniosku - tłumaczy. - Imiona ewoluują, nie ma zamkniętego katalogu, który obowiązuje od zawsze i z którego koniecznie musimy wybrać imię - dodaje. Większe ograniczenia dotyczące wyboru imion są zawarte natomiast w Prawie o aktach stanu cywilnego. Tu rzeczywiście wskazano, iż nie możemy wybrać np. zdrobnienia, a imię powinno wskazywać na płeć (chyba, iż w powszechnym znaczeniu jest przypisane do danej płci - np. dopuszczalność imienia Maria u chłopców). Te zasady dotyczą jednak konkretnie wyboru imienia dla nowonarodzonego dziecka. Jak tłumaczy mec. Kula, to w pewien sposób kwestia ochrony dobra dziecka ze strony państwa. W ten sposób z jednej strony rodzice mają znaczną swobodę wyboru imienia dla swojego dziecka, z drugiej strony ustawodawca wyznacza pewne ramy tej swobody, ponieważ osoba, która to imię będzie nosić, nie ma w tym momencie nic do powiedzenia.


Ale skoro te przepisy powstały z intencją ochrony noworodków, to dlaczego niektóre organy odmawiają zmiany imienia u osób dorosłych, argumentując np. iż imię powinno wskazywać na płeć? W tym miejscu wracamy do wykorzystania katalogu otwartego w Ustawie o zmianie imienia i nazwiska. - Tu może otwierać się pewne okienko na argumentację, iż skoro kryteria są katalogiem otwartym, a organ może je sobie w pewnym sensie dopowiadać, to może również powoływać się na ograniczenia wynikające z Prawa o aktach stanu cywilnego - sugeruje mec. Kula. Jednocześnie zaznacza, iż nie zgadza się z taką argumentacją. - To nie jest zasadne, bo gdyby ustawodawca chciał, żeby te ograniczenia także funkcjonowały w Ustawie o zmianie imienia i nazwiska, to by je tam po prostu wpisał. Obecne przepisy zostały sformułowane w ten sposób, iż zakładają świadomą decyzję osoby wnioskującej o zmianę imienia - tłumaczy.


Fragmenty przepisów Gazeta.pl


Podczas zbierania materiałów do tego tekstu nasuwa mi się jeden wniosek: decyzja o zmianie imienia ma ostatecznie charakter uznaniowy, a urzędy same decydują, którymi przesłankami będą się kierować. Doprowadza to do pewnego rodzaju chaosu, w którym dwie osoby w dokładnie tej samej sytuacji mogą otrzymać dwie różne decyzje - negatywną i pozytywną - w zależności od urzędu, w którym złożą wniosek: Leo usłyszał podczas konsultacji, iż nie może zmienić imienia na Leon, bo imię przeciwne z płcią metrykalną nie przejdzie w urzędzie. To argument nawiązujący do przepisów dotyczących noworodków. Aktualnie część urzędów pozwala już na takie zmiany. (Biorąc jednak pod uwagę rok, w którym Leo dokonywał zmiany, niewykluczone, iż to on również przetarł ten szlak). Jedna z osób, z którymi rozmawiałam, przekazała, iż w urzędzie poinformowano ją, iż wybrane przez nią imię nie ma szans na akceptację przez kierownika USC, ponieważ jest zagraniczne. To już przykład zupełnie wymyślonej zasady przez urzędniczkę - choćby w przepisach dotyczących dzieci zapisano: "Niezależnie od obywatelstwa i narodowości rodziców dziecka wybrane imię lub imiona mogą być imionami obcymi". Inny urząd zaakceptował wybrane imię bez większych problemów. Warszawski ratusz w odpowiedzi na pytania Gazeta.pl wskazał, iż przeszkodą do wydania pozytywnej decyzji dotyczących niektórych imion był m.in. fakt, iż "imienia takiego nie ma w żadnym zbiorze imion polskich i międzynarodowych". Polskie prawo dopuszcza jednak neologizmy imienne, co jest potwierdzone również przez wyroki NSA (sygn. II SA 635/83 oraz sygn. akt II OSK 614/06). A po ten argument sięgają również urzędy w Krakowie i Gdańsku (oraz z pewnością wiele innych).Ulga, płacz i szczęście. Ale nie dla wszystkich Zróbmy na chwilę przerwę od prawa i pomyślmy o pozytywach. Leo, Aris, Lucjan i Luna zmienili swoje imiona bez większych przeszkód. - Po zobaczeniu nowego dowodu była ulga, płacz i szczęście. Pamiętam, iż jedyne co mi wtedy przyszło do głowy to to, iż wreszcie mam spokój z tamtym okropnym imieniem - cieszy się Aris. Przyznaje, iż teraz choćby mandat za brak biletu potrafi ją ucieszyć. - Było na nim moje adekwatne imię. To taka słodko-gorzka sytuacja - śmieje się.


Luna, którą nieprzyjemna sytuacja w pracy zmobilizowała do złożenia wniosku o zmianę, podkreśla, iż adekwatne imię w dowodzie bardzo ogranicza takie nieprzyjemne sytuacje. - To duży pozytyw. Jak ktoś pyta o dowód, chociażby w sklepie, to jest to bardzo duża ulga, bo najzwyczajniej w świecie wszystko się zgadza - mówi. To samo tyczy się biletów na pociąg. - Wcześniej widniał tam deadname i to było dość niekomfortowe - dodaje. Mój proces był bardziej skomplikowany. Zaczęło się od przedłużenia czasu w wydanie decyzji, potem dostałam kolejne pismo, tym razem z pracą domową. Uargumentuj tezę, iż twoje imię rzeczywiście może pełnić funkcję imienia - mniej więcej tak brzmiało polecenie. W tym miejscu przypomnę, iż cała sprawa rozbija się o jedną literę. Nie mając jednak zbytnio wyboru, zabrałam się do pisania. Odwoływałam się do zasad gramatyki, wspomniałam o semantyce, przywołałam analogiczne przykłady i przytoczyłam cytaty z glosy do wyroku NSA dr Hernickiego. Czego chcieć więcej, prawda? No jednak czegoś można, bo dostałam kolejne pismo i znów bez decyzji. Na wszelki wypadek zaczęłam już się nastawiać na długą batalię. Badałam możliwe opcje i rozglądałam się za funduszami. Wiecie, w imię zasad. Tymczasem urząd po raz kolejny wystawiał moje nerwy na próbę, wysyłając w całej sprawie zapytanie do Rady Języka Polskiego. I tu otwarcie przyznaję: nie wiem, jaka była odpowiedź, bo boję się ją sprawdzić, a nie jest to już konieczne. Ostatecznie obyło się bez batalii, ba choćby nie doszło do minibitwy, bo chwilę później otrzymałam pozytywną decyzję. I tu ważna sprawa: chcę podkreślić, iż jestem szalenie wdzięczna urzędnikom, którzy ją podjęli. Dzięki nim moja codzienność stała się z dnia na dzień radykalnie lepsza. Nie wszyscy mieli jednak tyle szczęścia. Czasem rzeczywiście dochodzi do batalii. Sprawa Jaylene, która chciała odciąć się od rodziny i wyjechać za granicę, dotarła aż do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Dla urzędników imię było na tyle obcobrzmiące, iż zwrócili się z nim do Rady Języka Polskiego. Ta z kolei oceniła, iż taki "ciąg znaków" nie występuje w polszczyźnie jako imię i "nie jest to forma typowa dla polskich nazw żeńskich - nie ma zakończenia -a.". Kierownik Urzędu Stanu Cywilnego nie uwzględnił wniosku Jaylene, więc ta odwołała się do wojewody, podkreślając m.in., iż w przeszłości doświadczyła ze strony bliskich przemocy. Wojewoda podtrzymał jednak wcześniejszą decyzję urzędników. Ocenił przy tym, iż szeroko opisany rodzinny konflikt nie został przez kobietę dostatecznie uprawdopodobniony, skoro nie zgłosiła się na policję lub do prokuratury.


Sprawa trafiła do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Ten w czerwcu 2021 r. uchylił decyzję wojewody, co umożliwia przeprowadzenie ponownego postępowania. Według WSA wojewoda "nie rozpoznał w pełnym zakresie ponownie merytorycznie sprawy oraz nie dokonał wszystkich czynności niezbędnych do rozstrzygnięcia sprawy i nie zgromadził wystarczającego materiału dowodowego". Zdaniem sądu rozstrzygnięcie o odmowie zmiany imienia oraz nazwiska było zdecydowanie przedwczesne. W uzasadnieniu wyroku sąd wskazywał m.in, iż organ nie ma racji co do tego, iż "względy emocjonalne, a więc poczucie krzywdy i potrzeba uzyskania poczucia całkowitego zerwania więzów [rodzinnych - red.], nie może stanowić czynnika obiektywnego, doniosłego". Sędziowie uznali też, iż wojewoda "nie ma racji co do tego, iż zmiana imienia i nazwiska o polskim brzmieniu i pisowni na rzecz brzmienia i pisowni obcej byłaby sprzeczna z przesłankami określonymi w obowiązującej ustawie". "Aktualnie okoliczność taka nie jest sprzeczna z obowiązującymi przepisami prawa" - podkreślono. Wojewoda złożył skargę kasacyjną do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Ta została oddalona w maju 2024 roku.Nowy wojewoda, stare problemyW trakcie batalii wciąż jest Martens. Kilka miesięcy od pierwszej naszej rozmowy słyszę dobrą wiadomość: Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie uchylił negatywną decyzję wojewody i nakazał ponowne rozpatrzenie sprawy. - To była dla mnie pierwsza okazja, żeby wypowiedzieć się w swojej sprawie. Okrutnie mnie to przetrzepało emocjonalnie - zaczyna. - Jest taki moment pomiędzy zwykłym płaczem a płaczem tak silnym, iż nie jesteś już w stanie mówić. Wiesz, ciężko oddychasz, łamie ci się głos. Ja byłam właśnie w takim stanie przez większość rozprawy - mówi.


- Z ramienia wojewody nikt nie przyszedł - relacjonuje Martens. - Mocno mnie to rozczarowało i zezłościło. Wiesz, to dla mnie bardzo ważna sprawa, a osoby reprezentującej instytucję, z którą próbuję się dogadać, nie ma w sądzie. Byłam tym sfrustrowana - przyznaje. Zapytałam o sprawę rzeczniczkę prasową wojewody mazowieckiego, co stało za taką decyzją - "czy to powszechna praktyka czy pojedynczy przypadek?". "(...) Informuję, iż udział w rozprawie przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym (WSA) pracowników Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego w Warszawie nie jest obowiązkowy" - odpowiedziała Joanna Bachanek.Jak tłumaczy Martens, początkowo próbowała przedstawiać różne argumenty - od polemizowania z obiektywnością subiektywnej oceny urzędników po powołanie się na trudności związane z ADHD. - Byłam głęboko poruszona tym, iż ktoś w ogóle jest gotowy mnie wysłuchać i iż mam możliwość wylać z siebie moje rozgoryczenie i smutek związany z poczuciem niesprawiedliwego traktowania - wspomina. I dodaje: "Ostatecznie mój potok słów został jednak trochę ukrócony przez sędzię. Zapytała mnie: No dobrze, ale czy ma pani jakiś ‘ważny powód’? Bo ‘ważny powód’ być musi".- Pomyślałam, iż czuję się na tyle bezpiecznie przed sądem i na tyle mam poczucie, iż sąd chce mi pomóc, iż jestem gotowa, iż to jest moja szansa. I w końcu powołałam się na moją niebinarność - mówi. - Ja nie chciałam opowiadać o mojej identyfikacji, bo to polaryzujący temat i trochę mam takie poczucie, iż nic nikomu do tego - wyjaśnia. - Ale w trakcie rozprawy stwierdziłam, iż znajduję się w miejscu, gdzie to może być wartościowe, jeżeli chodzi o proces przecierania szlaków. Nie mam pewności, czy mi się uda, ale liczę na to, iż mój case jako osoby niebinarnej w jakiś sposób przyczyni się do tego, iż inne osoby niebinarne i transpłciowe, będą mogły łatwiej zmieniać imiona - tłumaczy.


- Mimo iż musiałam się odsłonić z moją identyfikacją, co generalnie wydaje mi się nie w porządku, cieszę się w pewien sposób, iż to zrobiłam - przyznaje. - Cieszę się, iż miałam tę możliwość. Że jesteśmy w miejscu, w którym przynajmniej jeden zespół sędzi w tym mieście uważa, iż identyfikacja płciowa jest wystarczająco ważnym argumentem, żeby zalecić wojewodzie ponowne rozpatrzenie mojego wniosku - podkreśla. "Pierwszy raz podczas procesu ktoś zobaczył we mnie człowieka"Sąd uznał, iż sprawa nie została prawidłowo rozpatrzona. W uzasadnieniu przytoczono m.in. wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gorzowie Wielkopolskim z 4 lutego 2016 roku, w którym stwierdzono, iż "nie można wykluczyć spośród ‘ważnych powodów’ uzasadniających żądanie zmiany (imienia czy) nazwiska, takiego trwałego stanu psychicznego i subiektywnego negatywnego nastawienia do noszonego (imienia czy) nazwiska, iż w zobiektywizowanych i zracjonalizowanych kryteriach oceny, powoduje on skoncentrowanie aktywności życiowej człowieka na dążeniu do jego zmiany, której brak utrudnia spełnienie ról społecznych". "(...) Sąd zwraca uwagę także i na to, iż imię nieprzystające do ekspresji płciowej, może być przyczynkiem do narażenia na zagrożenie zdrowia, życia i bezpieczeństwo osobistego, a jego zmiana ma pozwolić na poczucie komfortu w przypadku takiej osoby i odzwierciedlać jej tożsamość, a to może stanowić ‘ważny powód’ dla tej osoby przemawiający za dokonaniem takiej zmiany. Orzekając ponownie w sprawie, Wojewoda uwzględni stanowisko Sądu; zastosuje art. 79a k.p.a. i oceni raz jeszcze żądanie skarżącej. Weźmie przy tym pod uwagę, iż w sytuacji, gdy posiadane imię stanowi wyraźną przeszkodę w poprawnej identyfikacji obywatela, w interesie państwa staje się umożliwienie takiej osobie zmiany imienia, o ile nie sprzeciwia się temu interes społeczny" - czytam w uzasadnieniu. - Jak usłyszałam wyrok, trudno mi było w to uwierzyć - przyznaje Martens. - Czułam ogromną wdzięczność i poruszenie. Podczas rozprawy towarzyszyło mi przekonanie, iż sędzie mnie słuchają, odnoszą się do mnie z życzliwością. Pierwszy raz podczas tego całego procesu ktoś zobaczył we mnie człowieka - podkreśla Martens. - Ogarnęła mnie jednocześnie wielka euforia i duże zmęczenie, bo strasznie się bałam. Ale podczas tego procesu zyskałam dużo otuchy - opowiada.


To jednak nie koniec walki. Wojewoda wciąż może odwołać się od wyroku do wyższej instancji. Według Martens to najbardziej prawdopodobny scenariusz. - Towarzyszy mi duża niepewność. Nie wiem, jak będzie dalej, jeżeli wojewoda się odwoła. Jestem w trakcie załatwiania diagnozy dotyczącej niebinarności, co samo w sobie jest dla mnie dosyć absurdalne. Ale czy to wystarczy? Czy trafię na zespół sędziów, który uzna to, kim jestem? - zastanawia się. Od momentu złożenia wniosku w urzędzie o zmianę imienia a naszą rozmową mija równo rok. Pytam Martens, jak czuje się, gdy patrzy na ostatnie 12 miesięcy. - Na pewno jest rozgoryczenie i poczucie niesprawiedliwości. Choć to akurat nie uczucie. euforia miesza się ze smutkiem i dumą - odpowiada po dłuższej chwili.- Myślę, iż niecierpliwość przeszła mi w momencie odebrania decyzji wojewody. Już wtedy wiedziałam, iż gdy pójdę do sądu, to to zajmie więcej czasu - przyznaje. - Nie jest tak, iż tupię nóżką i czekam na moment, kiedy będę oficjalnie Martensem. Nie wiem, czy on nadejdzie. Myślę, iż w tej chwili patrzę na to raczej z euforią i dumą, z nadzieją, iż robię coś dobrego - uśmiecha się.Mamo, tato, mam nowe imię…Urzędowa zmiana imienia nie jest łatwą decyzją. Nie bez powodu wiele osób odwleka ją choćby latami - wiąże się z poniesieniem nieraz ogromnych kosztów emocjonalnych. To często wybór pomiędzy dobrem jednostki a jej relacji z bliskimi. Wybór pomiędzy własną akceptacją a akceptacją ze strony rodziców. Mniejszym bólem na co dzień (od siebie nie ma się ucieczki) a większym bólem przy spotkaniach z osobami, które się kocha, a które nie zgadzają się z podjętą decyzją.


- To już cięższa sprawa. Niestety rodzice nie są zbyt wspierający ani wyrozumiali - słyszę od Aris.- Chyba najtrudniej jest z rodziną. Babć nie próbuję przekonać - przyznaje Martens. - Miałam też takiego człowieka w życiu, którego bardzo długo uważałam za przyjaciela, bardzo go kochałam. Ale on uparł się, iż będzie się do mnie zwracać X. W wołaczu. Wyprosiłam go z mojego życia, choć to było strasznie trudne. Powiedziałam, iż albo będzie się do mnie zwracać, tak jak go o to proszę, albo nie chcę z nim więcej rozmawiać. Także bywa różnie - opowiada. - Moja biologiczna rodzina przez cały czas nie wie o mojej tranzycji, o zmianie imienia. Na razie wolę, żeby tak zostało - przyznaje Luna. - Za to reakcja tej wybranej rodziny była bardzo pozytywna - iż wreszcie są formalne zmiany, tak jak powinno być - uśmiecha się. Na pytanie o reakcję rodziny, Leo wyjaśnia mi, iż jest osobą adoptowaną, a rodzice wiedzą o jego tranzycji i zmianie imienia. - Mama jednocześnie zaakceptowała, ale i nie zaakceptowała tego. To znaczy np. gdy podczas ostatniego spotkania zaczęła się na mnie denerwować, przeszła na deadname. Nie będę się oszukiwać, iż ktoś mnie akceptuje, jeżeli celowo zaczyna używać deadname’u w trakcie złości - mówi. - Bardziej tę zmianę przeżył jednak mój ojciec. On ogólnie uważa tranzycję za fanaberię i od momentu jej rozpoczęcia nie zwraca się do mnie bezpośrednio - mówi o mnie w trzeciej osobie, bezosobowo, do mojego partnera. Był bardzo oburzony, gdy zmieniłem imię - opowiada Leo. - Mam wrażenie, iż od wybuchu powstrzymało go to, iż byliśmy w miejscu publicznym. To były bardzo starannie planowane spotkania właśnie dlatego, żeby nie została zastosowana wobec mnie przemoc - dodaje.


To nie powinno tak wyglądać. Nie uważam, żeby być dla kogoś wsparciem, musimy w stu procentach rozumieć jego doświadczenie czy motywacje, którymi się kieruje. Oczywiście, jest to wtedy zdecydowanie prostsze - stąd te wszystkie moje porównania w tym tekście - ale nie niezbędne. O perspektywę rodzica, którego dziecko zmieniło imię, postanowiłam zapytać własnych rodziców. - Mój proces myślenia jest prosty. Rzeczą nadrzędną dla mnie jest szczęście mojego dziecka. I o ile się z tym czujesz szczęśliwa, to super - odpowiada mi tata. - Są ludzie, którzy kochają siebie i swój światopogląd bardziej niż swoje dzieci. Mają do tego prawo. Natomiast ja uważam, iż o ile coś cię czyni szczęśliwą, a nie robisz tym nikomu krzywdy, to mi się to nie musi podobać - ważne, żeby tobie się podobało, bo to jest twoje życie, ty z tym żyjesz. Ja np. nie robię sobie tatuaży, ale jeżeli tobie się podobają i się z tym czujesz lepiej, to o to chodzi - podkreśla. Moja mama przyznaje, iż wiadomość o planach zmiany imienia mocno ją zaskoczyła. - Początkowo był szok, a gdy już tę wiadomość przyjęłam, trudno było mi się przyzwyczaić do nowego imienia. Wiesz, też wszystkie moje wspomnienia, które wiązały się z tobą, były powiązane z imieniem, które ci nadaliśmy. Długo go szukaliśmy, staraliśmy się, żeby ci się podobało, żebyś je nosiła - wyjaśnia. - To nie było natychmiast łatwe do przyjęcia. Trzeba było to świadomie zaakceptować, stojącą za tym logikę. Uważam, iż dorosły człowiek, niekoniecznie tu chodzi o wiek, ale o dojrzałość emocjonalną, powinien samodzielnie decydować o pewnych rzeczach, w tym o swoim imieniu. Ja patrzę na twoje poprzednie imię jak na sweterek, z którego, powiedzmy, wyrosłaś, nie pasował w pewien sposób do ciebie. Mogę mieć do niego sentyment jak do pamiątki, ale skoro źle się w nim czujesz, to pora na zmianę. Ja szanuję takie wybory - podkreśla. - Uważam, iż to twoje życie i ty powinnaś być z niego zadowolona. Twoje szczęście jest dla mnie bardzo ważne, więc szanuję twoje wybory, które do niego prowadzą. Oczywiście, jeżeli są też zgodne z pewnymi moimi zasadami - gdybyś chciała być seryjnym mordercą, to bym tego nie zaakceptowała. Ale zmianę imienia jak najbardziej. Skoro czujesz się z nim dobrze, to czemu nie? Nie widzę tu problemu - dodaje.


Pytam, jaką radę by miała dla siebie, gdyby miała jeszcze raz przejść ten etap. - Więcej dystansu - odpowiada natychmiast. - Życzę sobie, żebym potrafiła być bardziej zdystansowana i spojrzeć na sytuację z innej strony, oczami drugiej osoby. Bo z akceptacją często wychodzimy z punktu własnych oczekiwań - z tego, co ja widzę, z tego, czego ja chcę. Ale tu nie chodzi o nasze oczekiwania i nasz komfort, a dobro danego dziecka, czy danej osoby - mówi. ***Chcesz zmienić imię? O tym warto pamiętać:Zacznij od przygotowania wniosku do Urzędu Stanu cywilnego. Musisz dobrze uzasadnić swoją potrzebę - podać "ważne powody", o których wspomina ustawa. Bez tego ani rusz. Zbieraj dowody na to, iż używasz danego imienia, i dołącz je do wniosku. Mogą to być przykładowo: cyfrowa lub tradycyjna korespondencja prywatna, jak i służbowa (pamiętaj o zanonimizowaniu fragmentów!), w których rozmówca zwraca się do ciebie wybranym imieniem. Może to być choćby kartka pocztowa z wakacji; oświadczenia bliskich, współpracowników, terapeutów itd. dotyczące tego, iż korzystasz z danego imienia; zaświadczenia lekarskie i od psychologów o powodzie, dla którego zmiana imienia pozytywnie wpłynie na Twój dobrostan (w przeciwieństwie do pozostania przy imieniu, które w tej chwili jest w dokumentach); etykiety paczek nadane na nowe imię; zrzuty ekranu wskazujące na korzystanie z imienia w mediach społecznościowych czy korespondencji mailowej. Zanim złożysz wniosek, poczytaj, jak powinien wyglądać. Najwięcej aktualnych informacji prawdopodobnie znajdziesz na grupkach na Facebooku. Koniecznie sprawdź też stronę wybranego przez siebie urzędu. Zadbaj o szczegóły swojego wniosku - skorzystaj z darmowego programu/strony do wychwytywania błędów ortograficznych, unikaj potocznych zwrotów. Ponumeruj strony, opisz załączniki. Zanim złożysz wniosek, możesz umówić się na konsultację w wybranym przez siebie urzędzie stanu cywilnego. Urzędnicy mogą sprawdzić twój wniosek i udzielić ewentualnych wskazówek, jak go poprawić. Nie musisz składać wniosku osobiście. Możesz wysłać go pocztą. jeżeli otrzymasz decyzję odmowną, ZAWSZE się od niej odwołaj. Masz na to 14 dni. jeżeli tego nie zrobisz, decyzja będzie prawomocna. jeżeli się odwołasz, masz do wyboru dwie ścieżki. Pierwsza ścieżka: Po odwołaniu sprawa trafia do wojewody, czyli organ drugiej instancji. jeżeli negatywna decyzja zostanie podtrzymana, możesz wejść na ścieżkę postępowania sądowo-administracyjnego, czyli złożyć skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. jeżeli wyrok znów byłby negatywny, pora na skargę kasacyjną do Naczelnego Sądu Administracyjnego. jeżeli wyczerpiesz ścieżkę krajową, zostaje skarga do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Pamiętaj, iż tak samo jak ty, skargę do WSA i NSA może złożyć też organ administracyjny (tak jak to było w przypadku Jaylene). Druga ścieżka: Po odwołaniu się od decyzji kierownika urzędu stanu cywilnego, możesz wycofać swój wniosek. Wtedy sprawa staje się bezprzedmiotowa i organ może ją umorzyć. Gdy sprawa jest umorzona, możesz jeszcze raz wnieść wniosek o zmianę imienia NA TO SAMO IMIĘ do (najlepiej już innego) urzędu stanu cywilnego. Warto pamiętać: Twoje imię nie musi widnieć na liście imion występujących w rejestrze PESEL. Może wskazywać jednoznacznie na płeć przeciwną niż w dowodzie. Może być neologizmem. Skup się na argumentacji. Przez cały proces możesz skorzystać z bezpłatnej pomocy prawnej, którą oferują różne fundacje, m.in. Miłość Nie Wyklucza. Pamiętaj, iż w razie decyzji odmownej masz do wyboru dwie drogi: skierowanie się do wyższej instancji lub odwołanie się od decyzji i wycofanie wniosku. Pamiętaj, iż jeżeli Rada Języka Polskiego nie zaopiniuje pozytywnie wybranego przez ciebie imienia, to nie ma aż tak wielkiego znaczenia - RJP nie jest organem administracyjnym. Jej opinia nie jest w żaden sposób wiążąca prawnie, na co już wielokrotnie wskazywały sądy administracyjne. Artykuł nie stanowi porady prawnej.
Idź do oryginalnego materiału