Cena zdrady. Jak kochanka odebrała męża rodzinie

polregion.pl 1 dzień temu

Cena zdrady. Jak kochanka odebrała męża rodzinie

Krystyna siedziała w kuchni, pogrążona w zamyśleniu, delikatnie mieszając łyżeczką w filiżance herbaty. Za oknem kołysały się liście jabłoni, a echo dziecięcego śmiechu niosło się po podwórku — jej najmłodszy syn Jasiek bawił się z sąsiadem Wojtkiem i jego szczeniakiem. Wszystko wydawało się normalne, codzienne. Niemal idealną iluzją spokojnego życia rodzinnego. choćby jej przez myśl nie przeszło, iż już za kilka krótkich dni jej świat wywróci się do góry nogami, rozpadając się na kawałki, które będzie musiała zbierać z całych sił.

Telefon zadzwonił w najmniej oczekiwanym momencie. To nie był Leszek — mąż dzwonił rzadko, zawsze urywanym tonem rzucając coś w stylu: „Będę późno” albo „Zrób coś na kolację”. To był dziwny numer, bezosobowy, chłodny w swojej anonimowości.

— Tak? — odezwała się Krystyna, podnosząc słuchawkę.

Głos kobiety po drugiej stronie brzmiał zaskakująco pewnie.

— Krystyna? Dzień dobry. Nazywam się Bogna. Nie znamy się… jeszcze.

Krystyna lekko zmarszczyła brwi. Wyłapała subtelną nutę szyderstwa w głosie nieznajomej. Obce kobiety nie dzwoniły do niej bez powodu.

— Słucham?

— Dzwonię, żebyś wiedziała. Twój mąż… jakby to ująć… nie zawsze jest z tobą szczery. Ja i Leszek jesteśmy razem już ponad pięć lat.

Czy Krystyna zareagowała? Nie. Jej twarz pozostała kamienna, jakby słowa nie dotyczyły jej osobiście. Jakby oglądała jakieś dziwne przedstawienie: obraz był, ale jego rzeczywistość pozostawała tam, za szybą. Tymczasem głos Bogny uparcie kontynuował:

— Długo milczałam, bo, szczerze mówiąc, było mi cię szkoda. Ale to już przerodziło się w absurd. Wiesz, on od dawna cię nie kocha. Został tylko z przyzwyczajenia, z litości.

Litość. To słowo jak ukłucie szpilką, po którym krew nagle wypływa na nadgarstek. Ukłucie w jej pamięć, w najczulsze miejsce — tam, gdzie zaczęła się domyślać, iż ich spojrzenia już dawno przestały się spotykać, a słowa wymieniane w sypialni brzmiały bardziej jak rozmowa sąsiadów niż małżonków.

— Dobrze. Czego chcesz? — zapytała nagle twardo.

Bogna uśmiechnęła się lekko.

— Spotkajmy się. Powiem ci wszystko. Przez telefon tego nie wyjaśnimy.

Dwa dni później rzeczywiście się spotkały. Krystyna przyszła do kawiarni na obrzeżach miasta — miejsce wydawało się duszne i przytłaczająco mroczne, ale idealne na takie rozmowy. Bogna już czekała przy stoliku w rogu. Młoda, zadbana, z perfekcyjną fryzurą i sztuczną pewnością siebie.

— Dziękuję, iż przyszłaś. Nie każda żona by potrafiła, wiesz?

Krystyna usiadła naprzeciwko, splatając dłonie, by ukryć drżenie palców.

— Kim dla niego jesteś?

Bogna tylko uniosła brew, na chwilę zawahała się, jakby ważąc słowa. W końcu zaczęła mówić.

Słowa płynęły jak trująca rzeka, rozrywając wnętrze Krystyny na strzępy. Bogna bez skrupułów opowiadała, jak poznała Leszka, jak podróżowali razem, jak obdarowywał ją prezentami. „Nawet pierścionek… choć nie na tę rękę” — dodała z tajemniczym uśmiechem. Twierdziła, iż miłość do Krystyny wygasła lata temu, iż został tylko dla dzieci i trochę z litości.

Każde jej zdanie brzmiało jak kartka z napisem: „Ja wygrałam”. Krystyna ledwo słyszała bicie własnego serca. Siedziała, zaciskając pięści, ale słuchała do końca.

Gdy wróciła do domu tego wieczoru, Leszek był już po pracy. Wszystko wydawało się jak dawniej — jego marynarka wisiała na oparciu krzesła, w telewizji leciał mecz. Ale Krystyna nie mogła już milczeć.

— Wynoś się — powiedziała, ledwo przekraczając próg.

— Krystyna, o co chodzi? — jego głos brzmiał szczerze zaniepokojony.

Nie wytrzymała — łzy nagle popłynęły, jakby ktoś przebił tamę.

— Wiem wszystko, Leszek. Idź. Przecież kochasz inną.

Na początku próbował się tłumaczyć, ale Krystyna była nieugięta. Mimo bólu, zdecydowanym gestem wskazała mu drzwi.

Pierwsze miesiące po odejściu męża były prawdziwą próbą. Jaśkowi i Krzysiowi, jej chłopcom, trudno było zrozumieć, dlaczego tata już nie wraca. Jaś co noc pytał, czemu tata ich zostawił; Krzyś cicho czekał przy oknie każdego wieczora.

Krystyna musiała znaleźć nową pracę — jedna pensja nie wystarczała na utrzymanie dawnego mieszkania. Do tego Leszek uparł się na „sprawiedliwy” podział majątku. Teraz jej domem stało się maleńkie mieszkanko na przedmieściu: kuchnia była tak mała, iż można było zrobić w niej tylko cztery kroki, a z okna widać było jedynie parking. Ale znosiła to. Znalazła w sobie siłę, by uśmiechać się do chłopców rano, czytać im bajki wieczorami. choćby gdy nocą płakała w poduszkę, wierzyła, iż kiedyś będzie lżej.

Leszek nie czuł ani ulgi, ani szczęścia. Bogna okazała się zupełnie inna, niż pamiętał z okresu zauroczenia. Jej ciągłe pretensje, brak cierpliwości dla codzienności, porównywanie go do „ciekawszych” mężczyzn — wszystko to zatruło ich związek. Z każdym dniem dzieliła ich coraz większa przepaść.

Pewnego dnia Bogna zimno spakowała swoje rzeczy i oświadczyła:

— Wybacz, Leszek, ale jesteś nudny. Potrzebuję kogoś młodszego, kogoś, kto nadąży za mną.

Zburzyła jego rodzinę dla czegoś, z czego tak łatwo zrezygnowała.

Leszek próbował wrócić do Krystyny. Zapukał do jej drzwi, drżącym głosem prosił o przebaczenie.

— Wybacz mi, Krystyna. Byłem głupcem. Możemy to naprawić?

Spojrzała na niego z ledwie dostrzegalnym uśmiechem. Kogo widziała przed sobą? Nie tego pewnego siebie, ambitnego mężczyznę, z którym kiedyś związała życie. Stał przed nią człowiek, który sam odebrał sobie wszystko — rodzinę, szacunek, miłość. choćby dach nad głową, bo wszystkie pieniądze z podziału mieszkania włożył w remont u Bogny.

— Nie — odpowiedziała po prostu. — Nie ma już dla ciebie miejsca w tym domu.

Jej życie toczyło się dOdeszła, zamykając za sobą drzwi, i w tej ciszy, która zapadła po jego odejściu, poczuła wreszcie, iż zaczyna oddychać pełną piersią.

Idź do oryginalnego materiału