Cena tajemnicy: jak mężczyzna prawie stracił żonę

newskey24.com 9 godzin temu

Cena jednej skrytki: jak Witek prawie stracił żonę

Rita wyszła na podwórko, żeby powiesić wyprane pranie. Dzień był piękny, słońce grzało jak latem, wszystko schnęło w mgnieniu oka. Jak zwykle rzuciła okiem za płot — na posesję sąsiadów. Tam, biegając nerwowo z kąta w kąt, czegoś szukał Witek. Widało było, jak zagląda pod gankiem, grzebie w szopie, sprawdza pod ławką.

— Witek, coś zgubił? Wczorajsze wspomnienia? — zażartowała z uśmiechem Rita.

Ale mężczyzna choćby się nie odwrócił, machnął ręką i zniknął w domu. Rita wzruszyła ramionami i już miała wracać, gdy drzwi gwałtownie się otworzyły, a do środka wpadła zapłakana Danuta — żona Witka.

— Danusiu, co się stało?! — zaniepokoiła się Rita.

— Jak on mógł? — powtarzała sąsiadka, nie mogąc powstrzymać łez. — Jak w ogóle mógł coś takiego pomyśleć?!

Rita, zbita z tropu, poklepała przyjaciółkę po ramieniu, ale nic nie rozumiała. Przecież ta para zawsze żyła w zgodzie — żadnych awantur, wymówek, tylko kwitnące rabatki i zapach domowego ciasta z okna.

Danuta z Witkiem mieszkali w domku na przedmieściach Kielc. Dom jak z pocztówki: latem tonął w kwiatach, zimą miał odśnieżone ścieżki. Córka już zamężna, syn Jacek kończył technikum. Witek pracował jako inżynier, Danuta była krawcową w lokalnej fabryce. Sąsiedzi — Rita i Andrzej — od lat się z nimi przyjaźnili, świętowali razem przy stole, pomagali sobie nawzajem.

Witek miał jeden zwyczaj: uwielbiał robić skrytki. Chował pieniądze w różnych miejscach: w szopie, pod rabatką, choćby pod deską w altanie. Nie dlatego, iż je ukrywał — po prostu czuł się bezpieczniej. Potem zapominał, gdzie je schował, i zaczynał poszukiwania.

Danuta o tym wiedziała. Kiedyś, za młodu, się denerwowała, ale w końcu machnęła ręką — nie da się go zmienić. Nigdy nie brała jego pieniędzy, choćby jeżeli je przypadkiem znalazła. Dwadzieścia sześć lat małżeństwa nauczyło ją cierpliwości.

Tego ranka Rita znów zobaczyła Witka, jak biega po podwórku w poszukiwaniu kolejnej „skarbonki”. Roześmiała się:

— Znowu zgubiłeś swoją skrytkę, głuptasie?

Ale nie minęło pół godziny, gdy do jej domu wpadła Danuta, z czerwonymi oczami i łzami na policzkach. Rita posadziła sąsiadkę, nalała herbatę, postawiła ciastka.

— Wyobrażasz sobie — wydukała między łkaniami Danuta — oskarżył mnie, iż ukradłam mu pieniądze! Powiedział: „Znalazłaś, zabrałaś i milczysz!” To Witek! Ten sam, który zawsze mówił: „Ty jesteś dla mnie świętością”. A teraz ja jestem złodziejką?! Przecież nigdy nie tknęłam jego skrytek, choć sto razy na nie trafiłam!

Rita aż wstrzymała oddech. Nie spodziewała się takiego zachowania po Witku. Danuta — cicha, troskliwa, najłagodniejsza kobieta pod słońcem. Obrazić ją — to jak splunąć na ołtarz.

— Danusiu, nie przejmuj się. On sobie przypomni, znajdzie swoją „skrytkę” i będzie przepraszał na kolanach.

— A ja nie chcę! Za tydzień mam urlop — jadę do mamy na wieś. I nie wracam! Niech żyje sobie ze swoimi pieniędzmi!

Tymczasem Witek biegał po osiedlu, szukając nie tylko pieniędzy, ale i żony. Wpadł do sklepu, gdzie pracowała Grażyna, przyjaciółka Danuty.

— Grażyna, Danka nie była?

— Nie, nie widziałam. Co, zgubiłeś żonę? Wróci. To nie ta, co ucieka.

Witek wracał do domu, ale po drodze spotkał syna. Jacek szedł z Agatą — swoją dziewczyną. W rękach trzymała bukit czerwonych róż.

— Agata, urodziny, tak? — spytał Witek, przypominając sobie, iż syn niedawno prosił o pieniądze na prezent.

— Tak, dziewiętnaście! A wieczorem idziemy z przyjaciółmi do kawiarni — odpowiedziała radośnie.

Witek się uśmiechnął, ale w środku coś go zabolało. Przecież nie dał synowi pieniędzy — był pewien. Skąd więc kwiaty?

Zadzwonił do Jacka:

— Synu, skąd wziąłeś pieniądze na prezent?

— Tato, wczoraj przypadkiem znalazłem na werandzie — pod pudłem. Szukałem plecaka, a tam koperta. Wiedziałem, iż to twoja skrytka. Chciałem ci potem powiedzieć…

Witek zamilkł. Ze wstydu i ulgi ścisnął telefon:

— No cóż, synu… Nie zawiedź Agaty.

Teraz najważniejsze — znaleźć Danutę. I przeprosić.

Wszedł do sąsiadów. Andrzej naprawiał furtkę, zobaczył Witka i zaśmiał się:

— Narobiłeś, bracie. Danuta jest u nas, Rita ją pociesza. Żonie powiedzieć, iż złodziejka? Masz szczęście, iż nie spakowała jeszcze walizek.

— Wiem… — mruknął zawstydzony Witek. — No dobra, idę przepraszać. A skrytka, przy okazji, poszła Jackowi na kwiaty dla dziewczyny.

— Dobry chłopak! — zawołała Rita z ganku. — A ty się teraz zastanów, czym Danusię udobruchasz!

Witek się zamyślił, pobiegł do domu, zebrał wszystkie „sekretne” koperty, wsiadł do samochodu i odjechał. Po godzinie wrócił — z małą czarną torebeczką.

Podszedł do Danuty:

— Wybacz, głupi jestem. Nie wiem, jak mogłem tak pomyśleć. Wracaj, proszę.

Danuta spojrzała spod oka, ale widać było, iż jej serce już zmiękło.

— Nie wrócę… — powiedziała uparcie, ale już bez łez.

— Mam coś dla ciebie. Pamiętasz, w jubilerze patrzyłaś na łańcuszek z wisiorkiem? Widziałem, iż ci się podobał.

Podał jej pudełeczko. Danuta drżącymi rękami otworzyła — cieniutki złoty łańcuszek z zawieszką w kształcie jej znaku zodiaku.

— Oj, Witek… — szepnęła. I nie wytrzymała — założyła go od razu.

— No i świetnie! — klasnęła w dłonie Rita. — Za takie prezenty można wybaczyć każdą skrytkę!

Śmiali się długo. Rita nakryła do stołu na podwórku, a historia o „zgubionej” skrytce jeszcze długo była opowiadana na wszystkich sąsiedzkich spotkaniach.

A WA od tamtego dnia Witek trzymał wszystkie oszczędności w jednym miejscu – w słońcu, które rozjaśniało ich wspólne życie.

Idź do oryginalnego materiału