Jak wspominałem w poprzedniej części:
głównym celem wizyty w Stambule było zjedzenie tureckiego kebaba
odnalezienie śladów dawnego rzymskiego miasta i – w mniejszym
stopniu – przez wieki głównego centrum chrześcijaństwa. Wbrew
pozorom nie było to takie proste – choć oczywiście rzymskie mury
Konstantynopola wciąż trwają.
Mury Konstantynopola |
Prawie sześćset lat przebudów
spowodowało, iż najwspanialszych śladów po Rzymianach musiałem
szukać pod ziemią – oryginalnie Byzantion cierpiał na
niedostatki wody, więc budując nową stolicę Konstantyn Wielki (i
jego następcy) musiał temu zaradzić: genialni inżynierowie
stworzyli więc – wykorzystywane do dzisiaj – systemy podziemnych
cystern i doprowadzających doń wodę akweduktów. Pech chciał, że
gdy pierwszy raz w czasach paniki
koronawirusowej odwiedziłem
Stambuł owe cysterny były w remoncie. Jak nie urok, to przemarsz
wojsk, jak mówi Paulo Coelho stare, chińskie przysłowie.
Pozostało
mi poszukać antycznych śladów na powierzchni. Cóż, owszem: nie
ma ich za wiele, ale te które są to prawdziwe creme de la creme:
chociażby słynna Kolumna Konstantyna (dziś zwana Cemberlitas),
kiedyś na Forum Konstantyna, dziś podle Krytego Bazaru. Straszne
jest, iż turyści nie zachwycają się konstrukcją lecąc w te pędy
na stragany.
Kolumna Konstantyna na Forum |
Swoją drogą – mały life-hack – taniej jest na
stoiskach dookoła Wielkiego Bazaru. Ot, kupcy nie muszą płacić
niezwykle wysokich czynszów. A i potargować się można, co
przecież od zawsze było istotą handlu.
Kryty Bazar |
Inne pozostałości
Imperium Romanum to oczywiście wspaniała konstrukcja z czasów
Justyniana Wielkiego: Kościół Mądrości Bożej.
Hagia Sophia |
Dziś
obudowana późniejszymi dostawkami bryła świątyni przez cały czas imponuje
geniuszem architektonicznym – stoi niewzruszona ponad półtora
tysiąca lat (uważny obserwator dostrzeże ślady trzęsień ziemi,
ale i natura nie powaliła tego cudu). O artyzmie Bizantyjczyków
zdobiących wnętrza choćby nie ma co mówić – trzeba je samemu
zobaczyć.
Wnętrze dawnego Kościoła Mądrości Bożej |
Oczywiście, wnętrze ozdabiano także później –
wszak w czasach osmańskich i ponownie od niedawna znajduje się tu
meczet – ale ja poluję na runiczne średniowieczne napisy wyryte
przez Normanów z gwardii przybocznej basileusa (to tytuł cesarzy
bizantyjskich, z greki znaczy tyle co król), niestety wciąż trwa
remont balkonów na których są owe akty wandalizmu sprzed tysiąca
lat.
Miejsce koronacji biznatyjskich basileusów |
Dużo rzadziej odwiedzany przez turystów jest – jeśli
mnie pamięć nie myli – odrobinę starszy kościół św. Ireny –
czyli Bożego Pokoju (EDIT: jest w podobnym wieku, ale stoi na
miejscu pierwszej katedry).
Kościół Bożego Pokoju |
Znajduje się on na terenie kompleksu
pałacowego Topkapi i jeszcze kilka lat po upadku Konstantynopola był
wykorzystywany jako świątynia, a nigdy jako meczet. Zachował także
w zasadzie swój pierwotny wygląd z czasów późnego antyku (czy,
jak kto woli, bardzo wczesnego średniowiecza – może delikatnie
przebudowano w VIII wieku), choć wewnątrz jest dziś pusty. Jak
mógł wyglądać w czasach świetności? Cóż, by to sobie
wyobrazić wypadałoby zajrzeć do Hagia Sophia, albo pojechać do
Rawenny, ostatniej stolicy Imperium Zachodniorzymskiego – tam
wszak zachowały się wpisane (podobnie jak centrum Stambułu) na
Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO wczesnośredniowieczne
mozaiki.
Puste wnętrza kościoła św. Ireny |
Ale wróćmy przed Hagia Sophia. Widać tu niedaleko
trochę stanowisk archeologicznych (znaczy: kamieni takich, i
potłuczonych cegieł) z początków Konstantynopola – bo nie z
czasów greckiego Byzantionu – oraz pewien deptak.
Widok na Hagia Sophia sprzed Błękitnego Meczetu |
To znaczy:
kiedyś był tam ów słynny Hipodrom, centrum rozrywki (ach, te
wyścigi kwadryg), miejsce życia politycznego, rzezi w czasie
powstania Nika (przypominam, iż ówczesny władca Justynian miał
przydomek Wielki; jemu i cesarskiej małżonce, byłej tancerce
Teodorze wspaniale tyłek obrabia Prokopiusz z Cezarei w nieco
plotkarskiej i antyrządowej Historii Sekretnej) i innych wielkich
wydarzeń w dziejach miasta.
Hipodrom |
Przypominam, iż w czasach budowy
Błękitnego Meczetu teren ten zasypano gruzem, i współczesny
poziom gruntu jest wyższy od antycznego. Widać to doskonale przy –
wciąż stojących na swych miejscach – charakterystycznych
obeliskach, w tym jednym przywiezionym z Egiptu, by wyznaczały tor
jazdy rydwanów. Obelisk Teodozjusza, wzniesiony oryginalnie Totmesa
III w XV wieku przed Chrystusem to w sumie najstarszy zabytek miasta,
choć do Konstantynopola przybył dopiero w Roku Pańskim 390.
Egipski obelisk |
Jest
tu też słynna Wężowa Kolumna z Delf – rzeźba upamiętniająca
zwycięstwo Greków nad Persami. Dziś węże nie mają głów, ale
nadal stanowią obiekt
czci Teoretyków Starożytnej Astronautyki,
gdyż – jakoby – stworzono je w dziś nie znanej technologii,
dzięki czemu nie poddają się erozji (didaskalia: poddają). Swoją
drogą władcy Konstantynopola gromadzili w swej stolicy nie tylko
relikwie chrześcijańskich świętych. Zwozili tutaj co się dało –
i słynny Zeus Olimpijski dłuta Fidiasza tu właśnie, podczas
jednego z pożarów, zakończył swą egzystencję.
Wężowa Kolumna z Delf |
I na tym w
sumie skończyłbym opis Stambułu, ale ostatnim razem udało się
wejść do otwartych po remoncie cystern Konstantynopola – więc
nie byłbym sobą gdybym o tym nie napisał.
Cysterna Bazyliki |
Nie wspomniałem za to o urokach stambulskich bazarów i miejscowej kuchni – ale
z premedytacją. Tego powinien każdy zaznać organoleptycznie, bo to
iście orientalne przeżycie. Zresztą mnie łażenie po sklepach i
knajpach niezbyt rajcuje, więc po co miałbym jakoś szerzej się
rozwodzić?
Kebap w knajpie, w tle ajran i przystawki |
Dobra – szczerze? Na Bazarze Egipskim nakupowałem
miejscowych przypraw, zachwycałem się ulicznymi budami z kebapem
(kebap, nie kebab) zapijanym ajranem, a iskander kebap zjedzony nad
Złotym Rogiem urzekł mnie dokumentnie. Żeby to opisać musiałbym
całkowicie poświęcić się kulinarnym podróżom Adamasa.
Iskander kebap |