To było dawno temu, w zupełnie innych czasach, kiedy życie na wsi toczyło się według starych zasad. Rodzice decydowali o losach dzieci – za kogo wyznaczą, z tym miały żyć. Miłość nie miała znaczenia. Tak było od pokoleń.
Zofia, najmłodsza z czworga rodzeństwa, dorastała w domu, gdzie każdy znał swoje obowiązki. Miała siedemnaście lat, gdy zakochała się w Wojtku. Mieszkał na drugim końcu wsi, ale często kręcił się niedaleko jej domu. Wymieniali tylko spojrzenia, ale te mówiły wszystko.
Pewnego dnia ojciec, Stanisław, przywołał ją stanowczo:
– Zosiu, a co ten Wojtek ciągle kręci się koło nas? Co on tu robi, skoro mieszka tam, gdzie mieszka?
– Skąd mam wiedzieć, tato? – odparła, spuszczając wzrok, serce tłukło jej się w piersi.
– Jak to skąd? Zakochałaś się? Znajdę ci męża, ale nie tego obdartusa. Żyje z matką w rozwalającej się chacie. Nie taki ci mąż potrzebny.
Stanisław postanowił wydać córkę za mąż, zanim zdąży uciec z Wojtkiem.
– Małgorzato, jest coś na posag dla Zosi? – zapytał żonę.
Ta spojrzała na niego przerażona.
– Stachu, o co ci chodzi? Jest trochę, ale dziewczyna jeszcze młoda. Chcesz ją wydać?
– Nie za młoda. Skończyła siedemnaście, czas na małżeństwo, zanim się rozpuści. A tego Wojtka nie chcę za zięcia.
Małgorzata bała się męża. Sama wyszła za niego bez pytania i żyła w strachu.
– Mamo, nie mogę nic poradzić na to, co czuję do Wojtka – zwierzała się Zofia.
– Córko, nie rób nic bez wiedzy ojca. On nie lubi Wojtka.
**Ślub bez miłości**
Gdy Zofia skończyła siedemnaście lat, do domu przyszli swaci od Jakuba. Jego rodzice mieszkali niedaleko, mieli własną krowę i konia. Jakub, najmłodszy syn, potrzebował żony.
Zofia nigdy go nie lubiła – rudy, piegowaty, niezgrabny. Gdy byli dziećmi, choćby ją uratował, gdy omal nie utonęła w rzece. Ale prosiła, by nikomu nie mówił.
Tego samego dnia Stanisław spotkał Wojtka i rzucił twardo:
– Wynoś się stąd. Jutro przyjdą swaci, Zosia wychodzi za Jakuba. I żebym cię tu więcej nie widział.
Wojtek odszedł w milczeniu. Wiedział, iż jeżeli ojciec zdecydował, nic nie da się zrobić.
Wieczorem Stanisław oznajmił:
– Przygotuj się, jutro swaci. Masz wyjść za Jakuba.
– Tato, nie lubię go… – zaczęła Zofia, ale spojrzenie ojca ją uciszyło.
– Kto cię pyta o zdanie?
Płakała całą noc, ale matka pocieszała:
– Wola Boża. Tak musi być.
**Przeznaczenie**
Nazajutrz Jakub stanął przed nią w nowej koszuli, uśmiechnięty. Zofia wyszła w odświętnej sukni, z warkoczami przewiązanymi wstążkami. Spojrzał na nią i zarumienił się.
– U nas kupiec, u was towar – oznajmiła swacha.
– Oto nasz towar – powiedział Stanisław, zadowolony.
Ślub był skromny. Zofia zamieszkała u Jakuba. Świekrowie traktowali ją dobrze – od dawna widzieli w niej żonę dla syna.
W sercu Zofii panowała ciemność. Kochała innego, ale modliła się:
– Boże, pomóż mi zaakceptować Jakuba. Zapomnę o Wojtku.
Z czasem się pogodziła. Jakub okazał się dobrym mężem, urodził się im rudowłosy synek, którego nazywała swoim słoneczkiem.
Wojtek też się ożenił. Dowiedziała się od męża przy stole. Życie toczyło się dalej.
**Nieszczęście**
Zofia urodziła trzech synów. Gdy miała trzydzieści pięć lat, Jakub i jego ojciec zginęli na łące od uderzenia pioruna.
Świekrowa nie przeżyła straty i zmarła dwa miesiące później.
– Boże, jak ja sobie poradzę z trójką dzieci? – płakała Zofia.
– Nic, córko. Dom masz, znajdzie się gospodarz – mówił Stanisław.
**Drugie małżeństwo**
Minął rok. Stanisław oznajmił:
– Znalazłem ci męża. Młody, ale to nic.
– Tato, kto? – spytała Zofia.
– Kamil z dolnej części wsi. Ma dwadzieścia jeden lat.
Zamieszkała z nim, choć był młodszy. Jego rodzice niedługo zmarli – spokojni, iż syn ma opiekę.
Życie z Kamilem było trudne. Pił, bił ją, miał napady padaczki. Urodził się jeszcze jeden syn, ale Kamil go nie chciał. Pewnego dnia, gdy znów podniósł na nią rękę, wyrzuciła go z domu. Wybił szyby, krzycząc, iż podpali chatę.
Ojciec pomógł naprawić okna, Kamil na jakiś czas się uspokoił. Gdy był trzeźwy, pracował w gospodarstwie. Ale pewnego dnia upadł na podwórku i już nie wstał.
Po pogrzebie Zofia spojrzała ojcu w oczy:
– Tato, więcej nie wyjdę za mąż. Dzieci dorastają, to na nich się skupię.
Stanisław zrozumiał, iż córka już nie ustąpi.
**Nowe czasy**
Zofia żyła sama. Często wspominała Jakuba – dobrego męża. O Kamile prawie nie myślała. Synowie założyli własne rodziny, najmłodszy mieszkał z nią. Życie toczyło się dalej, ale już według nowych zasad.
**Lekcja:** Czasem los daje nam to, czego nie chcemy, ale i tak znajdujemy w tym swoje miejsce. Trzeba umieć walczyć o siebie, gdy stare porządki już nie obowiązują.