Byłam mężzatką przez siedem lat. Przez cały ten czas żyłam dla mojego męża. Starałam się spełniać wszystkie jego potrzeby: wszystko miał na czas podane, uprzątnięte, załatwione. Przez wszystkie te lata ani razu mi nie podziękował, nigdy się mną nie zainteresował. Postanowiłam go czegoś nauczyć i odeszłam z domu, mając nadzieję, iż zadzwoni i poprosi, żebym wróciła. Zadzwonił tylko raz, w piątkowy wieczór.

przytulnosc.pl 3 dni temu

Dziś chcę opowiedzieć o mojej trudnej sytuacji z mężem. Byliśmy małżeństwem przez siedem lat, i przez ten czas żyłam wyłącznie dla niego. Rozumiecie, wszystko co robiłam, robiłam z myślą o nim, dla niego. Wiem, iż wielu mnie nie zrozumie i może choćby potępi, ale tak mnie wychowano. Takie były relacje moich rodziców, taką też przyjęłam rolę w związku. Dziś rozumiem, iż to był błąd. Tak nie powinno się żyć.

Przez wszystkie lata mąż przyjmował moą miłość i troskę jako oczywistość. Lubił być obsługiwany, a ja mu to zapewniałam. Nasze relacje tak się zaczęły – dbałam o niego, gdy byliśmy jeszcze studentami, i tak zdecydowaliśmy zamieszkać razem. Chyba było mu po prostu wygodnie. Może właśnie dlatego zaproponował małżeństwo. Potrzebował niańki, kolejnej mamy, na której można wszystko zrzucić.

Byłam młoda, zakochana i nie miałam nic przeciwko. Cieszyło mnie dbanie o niego, w tym widziałam swoją rolę. Gotowałam ulubione potrawy, robiłam to, co lubił. Żyłam jego życiem. Nigdy mu nie przeciwstawiałam się, słuchałam i opiekowałam się nim. A w zamian? Nic. Nie mogę powiedzieć, iż mnie krzywdził fizycznie czy obrażał. Po prostu nigdy nie okazał troski ani uczucia. Byłam jak służąca. “Przynieś, podaj, zrób, zawieź.” Nic więcej.

Moje poświęcenie traktował jak obowiązek. Ani jednego “dziękuję”, ani “proszę”. Tylko rozkazy. I wiecznie niezadowolony. Zawsze robiłam coś źle.

Jako kobieta liczyłam na to, iż z czasem mnie pokocha. Że zrozumie, jak jestem dla niego ważna, doceni mnie i moje starania. Ale lata mijały, a nasze relacje pozostały takie same. Zimne, suche, zdystansowane. Bez ciepła, zrozumienia, bliskości. Po siedmiu latach byłam wyczerpana. Czy nie zasłużyłam na odrobinę troski? Czy tak trudno pokazać, iż jestem dla niego ważna?

W końcu postanowiłam, iż przestaję czekać. Spakowałam walizkę i wyszłam z domu. Nie chciałam rozwodu. przez cały czas go kochałam. Chciałam tylko, żeby zrozumiał, jak wiele znaczę. Że zorientuje się, ile dla niego robiłam i jak bardzo jestem potrzebna.

Na początku czekałam, iż będzie błagał o powrót. Zadzwonił raz, zapytał, gdzie jestem i dlaczego odeszłam. I to wszystko. Mijał czas, ale nie prosił, żebym wróciła. Kilka dni temu dostałam dokumenty rozwodowe.

Wyobraźcie sobie? Zdecydował się na rozwód. Tak mi podziękował za siedem wspólnych lat. Czy na takiego człowieka poświęciłam tyle życia? Gdybym wiedziała, odeszłabym wcześniej. Czy byłam aż tak złą żoną?

Dziś wiem, iż popełniłam poważny błąd żyjąc wyłącznie dla niego i rezygnując z siebie.

Idź do oryginalnego materiału