Była idealna. Stała się moim największym bólem.

polregion.pl 12 godzin temu

Wydawała się idealna. A okazała się moim największym bólem.

Gdy pierwszy raz zobaczyłem Różę, pomyślałem, iż to kobieta z moich snów – spokojna, subtelna, o oczach, w których kryły się całe światy. Zbliżyliśmy się szybko. Oprowadzałem ją po ukochanych miejscach w Poznaniu, gotowaliśmy w domu proste potrawy, śmialiśmy się z błahostek. Byłem pewien: to ta jedyna. Kiedy oświadczyłem się, nie wahałem się ani chwili.

Ślub był ciepły i szczery. Skromne wesele z najbliższymi, biała suknia, delikatny taniec przy cichej muzyce. Życie wydawało się beztroskie. Róża była troskliwa, zawsze uważna, lekko zdystansowana – ale zrzucałem to na karb jej charakteru. niedługo jednak w tym spokoju zaczęły pojawiać się rysy.

Najpierw zostawała po pracy. Raz „spotkania z koleżankami”, innym razem „projekty”. Czasem plątała się w opowieściach. Starałem się odpędzać podejrzenia. Aż pewnego dnia zauważyłem, iż jej telefon, którego zwykle nie wypuszczała z rąk, leżał odblokowany na stole. Nie chciałem wchodzić… ale coś mnie popchnęło.

Zobaczyłem wiadomości. Imię – Kuba. Treść nie pozostawiała wątpliwości: „Wkrótce się zobaczymy. Tęsknię za twoim dotykiem.” Odpisywała z takim samym żarem. Serce ścisnęło mi się w piersi. Kim on był? Co ich łączy?

Następnego dnia zacząłem drążyć. Odnalazłem jej stare konto w mediach społecznościowych. Zdjęcia z imprez, półnagie fotki na plaży, obcy mężczyźni. Posty pełne aluzji do namiętności, wolności, przelotnych romansów. Ta Róża, którą znałem, i ta z internetu – to były dwie różne kobiety. Nie mogłem uwierzyć. Ale przeczuwałem, iż prawda jest gorsza, niż się wydaje.

Po dwóch tygodniach natrafiłem na jej dziennik. Przypadkiem – a może tak miało być. Na okładce napis: „Nie otwierać”. Otworzyłem. Każda strona bolała jak nóż:

„Myśli, iż jestem dobra. Nie wie, jak bardzo pragnę uczuć. Dotyku. Dla mnie jednego to za mało.”
„Kuba prosił, żebym została. Prawie się zgodziłam. Ale on ma rodzinę. A ja – całą paletę pragnień.”
„Bartek jest naiwny. Wierzy, iż jesteśmy sobie przeznaczeni. Szkoda, iż nie wie o Tomku…”

Siedziałem na podłodze, nie mogąc powstrzymać łez. Moja żona. Moja – i wcale nie moja. Trzech mężczyzn. Romans za romansem. Życie – jedno wielkie przedstawienie.

Zainstalowałem program na jej telefon. W środy i piątki jeździła za miasto. Ten sam hotel. Ten sam pokój. Zawsze – Kuba. A potem był Tomek. Żonaty. Pisała do niego: „Jesteś najgorętszy. Przy tobie czuję, iż żyję. Ale nie proś o więcej.”

Byłem złamany. A jednak bałem się odezwać. Aż w końcu wybuchnąłem:

— Wiem wszystko.

Zbladła. Nie zaprzeczała. Tylko zapłakała. Czekałem na wyjaśnienia. Odpowiedzi. Wyszeptała:

— Boję się być sama. Nie potrafię być tylko żoną. Potrzebuję więcej. Potrzebuję czuć, iż jestem pożądana. Jesteś dobry. Ale nie umiesz rozpalić we mnie ognia.

To było gorsze niż wyznanie zdrady. To było przyznanie, iż w jej świecie jestem nikim. Bezpiecznym portem. Opoką. Ale nie mężczyzną, którego wybiera.

Tydzień później wnieśliśmy o rozwód. Wyszedłem. Ona została w mieszkaniu – i w swojej sieci kłamstw.

W ostatniej wiadomości napisała:

„Wybacz. Byłeś prawdziwy. A ja tylko szukałam siebie. I nie znalazłam.”

Piszę tę historię nie z zemsty. Dawno przestałem się złościć. Chcę tylko, by ktoś, czytając to, zrozumiał: maski bywają piękne. Ale często kryją dusze, których nigdy do końca nie poznamy.

Idź do oryginalnego materiału