Była bezpośrednia i szczera – zawsze mówiła, co myśli.

newskey24.com 16 godzin temu

Weronika zawsze mówiła, co myślała – bez ogródek, bez cenzury. Koledzy z pracy przyzwyczaili się, iż jej komentarze przypominały cios prosto w serce. Nie liczyło się, czy ktoś chce to usłyszeć, czy nie.

Na przykład Ola – cały poranek flirtowała z nowym informatykiem, jednocześnie błyskawicznie kończąc zamówienia. Kręciła się po biurze jak wiatr. *„Mam nadzieję, iż wiesz, iż jego żona właśnie rodzi?”* – rzuciła Weronika. I tyle było z romansu. Magia prysła.

Albo Zosia, która od miesięcy próbowała rzucić palenie. Plasterki, cukierki, choćby „cudowny” e-papieros – nic nie działała. Co pół godziny biegła na „dymka”. *„Czy ty w ogóle widziałaś skład tej magicznej fajki? Ja nie. Nikt nie widział. Ciekawe, dlaczego?”* – zapytała Weronika. I Zosia nagle przestała się uśmiechać.

Wszyscy omijali Weronikę szerokim łukiem. Nikt nie chciał oberwać jej ciętym komentarzem. A jej było wszystko jedno. Prawda była prawdą – choćby jeżeli nikt nie miał na nią ochoty.

Gdy wyjechała na szkolenie za granicę, w biurze odetchnęli z ulgą. Palili pod budynkiem, flirtowali z klientami, urządzali szalone piątki z całowankami w ciemnych kątach. Żonaci i single.

Po trzech tygodniach Weronika wróciła. Zawsze elegancka, w gładkiej sukience, szpilkach i ciężkich perfumach. A tu – wytarte jeansy, sweter dwa numery za duży, zero makijażu, włosy w niechlujny kok. Przez cały czas w okularach przeciwsłonecznych, aż zniknęła w gabinecie. Zamiast mocnych perfum – ledwo wyczuwalny zapach *Prawdy* Calvina Kleina.

Nie zwróciła uwagi sekretarce, iż znów nie przygotowała papierów na poranne spotkanie. Nie skarciła informatyka za ciągłe gadanie przez telefon z żoną. Minęła prawnika grzebiącego w dokumentach bez słowa.

Nie zdała szkolenia – orzekł prawnik.
Zachorowała – zgadywała sekretarka.
Zakochała się! – zaśmiała się Ola.

*„I dlatego w swetrze o dwa rozmiary za dużym?”* – prychnęła tłumaczka.
*„Nieważne – za godzinę spotkanie. Lepiej się przygotujcie, zamiast plotkować.”*

Ale Weronika nie przyszła. Czekali, nerwowo spoglądając na drzwi.

*„Patrzcie! Tam jest!”* – krzyknął nagle informatyk przy oknie.

Po drugiej stronie ulicy, w przytulnej kawiarni, siedziała ich Weronika. Ale jakaś inna. Nie chodziło o brak makijażu czy rozczochrany kok. Po prostu – naprzeciw niej mężczyzna coś opowiadał, a ona się śmiała. *ICH* Weronika. Śmiała się.

Wszyscy wpatrywali się w okno, jakby nie wierząc własnym oczom.

*„Szczerze? Nie znalazłam dziś rano bluzki”* – powiedziała Weronika do Szymona, uśmiechając się. *„Więc wciągnęłam twój sweter.”*

*„Wolę, jak nic nie nosisz”* – odparł.
Weronika zaczerwieniła się i lekko uderzyła go piąstką w ramię.
*„Przestań.”*

*„Nie mogę”* – zniżył głos. *„Musimy skończyć pracę i jechać do mnie.”*

*„Zgoda.”*
*„A tak w ogóle…”* – szepnął. *„Masz sweter na lewą stronę.”*
*„O cholera!”*

*„Wi*”Weronika roześmiała się głośno, a w biurze za szybą zapanowała cisza jak makiem zasiał.”*

Idź do oryginalnego materiału