Buty ojca – i chłopiec, który próbuje je włożyć

twojacena.pl 2 dni temu

Buty taty — i chłopiec, który chciał je założyć

W cichy poranek w małym domku na obrzeżach Poznania panował spokój, który Paweł tak uwielbiał. Delikatne światło sączyło się przez zasłony, z kuchni unosił się zapach świeżo parzonej kawy, i wreszcie miał chwilę, by usiąść z książką. Ale tego dnia ciszę zakłócały dziwne odgłosy — niezdarne szuranie, plusk i stłumione dziecięce „kurde”, jakby ktoś podpatrzył to słowo u dorosłych.

Paweł wyjrzał do przedpokoju i zamarł. Stał tam jego wnuk, Tymek.

Niewysoki, z rozczochraną czupryną, w piżamie z nadrukami dinozaurów, z poważną miną próbował przejść przez korytarz… w starych skórzanych butach, które samotnie stały przy drzwiach. Butach, które nazywał „taty”. Choć taty, Marcina, dawno nie było — wyjechał na półroczny kontrakt do Norwegii, zostawiając rodzinę w oczekiwaniu.

— Tymek, co ty robisz? — zapytał cicho Paweł, bojąc się spłoszyć tę kruche chwilę.

Chłopiec nie odwrócił się, skupiony na swoich stopach.

— Chcę spróbować być dorosłym — odparł, robiąc ostrożny krok. Jeden but zsunął mu się, Tymek zirytowany prychnął, pochylił się, poprawił.

Paweł usiadł na ławce przy ścianie, czując, jak serce ściska się z czułości. Wiedział: teraz nie wolno mu przeszkadzać. Czasem dzieci muszą przymierzyć coś nie swojego, by zrozumieć siebie.

— Myślisz, iż dorosłym jest łatwo? — zapytał po chwili, starając się nie przerywać koncentracji wnuka.

Tymek skinął głową, nie odrywając wzroku od butów.

— No, ty i tata wszystko wiecie. I nikt wam nie mówi, co robić.

Paweł mimowolnie się uśmiechnął, ale w tym uśmiechu była gorycz. Przypomniał sobie, jak sam w dzieciństwie włożył ojcowskie kalosze — ciężkie, ogromne, ze zniszczoną skórą. Wtedy wydawało mu się, iż jak je założy, od razu stanie się silniejszy, wyższy, prawie niezniszczalny. Ale po paru krokach zrozumiał, jakie to niewygodne: palce luźno latały, pięta się ślizgała, każdy krok był walką.

— A wiesz — zaczął Paweł — w tych butach twój tata poszedł do pierwszej pracy. Są stare, ale je przechowywał. Mówił, iż to od nich zaczęło się jego dorosłe życie.

Tymek zastygł, patrząc na buty. Jego oczy, poważne jak na siedmiolatka, błyszczały od ciekawości i czegoś jeszcze — jakby próbował wypatrzyć w tych wytartych skórzanych „kolosach” ślady ojcowskiego losu.

— I tak chcę w nich przejść — uparł się. — Żeby też zacząć.

— Tylko na chwilę — łagodnie odpowiedział Paweł. — Potem wróć do swoich kapci. Jeszcze zdążysz zostać dorosłym.

Tymek skinął głową i, chwiejąc się, zrobił kilka kroków. Jego twarz była skupiona, każdy krok — jak małe bohaterstwo. W ruchach miał determinację, jakby szedł nie przez korytarz, ale przez niewidzialny most do przyszłości.

Paweł patrzył na wnuka i czuł, jak w piersi rozlewa się ciepłe, głębokie uczucie. Być dorosłym — to nie kwestia butów, garnituru ani wiedzy, co robić. To o tym, by wstawać rano, choćby gdy wszystko w tobie krzyczy, by zostać w łóżku. O tym, by wybaczać, choćby gdy nikt nie prosi. Chronić tych, których kochasz, choć serce ściska strach.

Ale zaczyna się od tego — od małego chłopca, który wkłada wielkie buty taty i robi pierwszy niezdarny krok w świat, który jeszcze jest dla niego za duży.

Idź do oryginalnego materiału