Buty ojca — i chłopiec, który próbuje je nosić

twojacena.pl 2 dni temu

W ciche poranki w niewielkim domu na obrzeżach Poznania panowała znana cisza, którą tak uwielbiał Wojciech. Miękkie światło sączyło się przez firanki, z kuchni dobiegał zapach świeżo parzonej kawy, i wreszcie miał tę rzadką chwilę, by usiąść z książką. ale tego dnia spokój przerwały dziwne odgłosy — niezdarne szuranie, plusk i stłumione dziecięce „kurczę”, jakby ktoś podchwycił to słowo od dorosłych.

Wojciech wyjrzał do korytarza i zastygł. Stał tam jego wnuk, Kacper.

Mały, z rozczarłpana czupryną, w piżamie w rakiety kosmiczne, z poważną miną próbował przejść korytarzem… w starych skórzanych butach, które samotnie stały przy drzwiach. Butach, które nazywał „taty”. Choć taty, Tomka, od dawna nie było — wyjechał w półroczną delegację, zostawiając rodzinę w oczekiwaniu.

— Kacper, co ty robisz? — spytał cicho Wojciech, by nie spłoszyć tej kruchej chwili.

Chłopiec nie odwrócił się, wpatrzony w swoje stopy.

— Chcę spróbować być dorosłym — odparł, stawiając ostrożny krok. Jeden but zsunął się, Kacper zirytowany prychnął, schylił się, poprawił.

Wojciech przysiadł na ławce przy ścianie, czując, jak serce ściska się od czułości. Wiedział: teraz nie wolno ingerować. Czasem dzieci muszą przymierzyć coś obcego, by zrozumieć siebie.

— Myślisz, iż dorosłym jest łatwo? — zapytał po chwili milczenia, by nie zburzyć skupienia wnuka.

Kacper skinął głową, nie odrywając wzroku od butów.

— No, ty i tato wszystko wiecie. I nikt wam nie mówi, co macie robić.

Wojciech mimowolnie się uśmiechnął, ale w tym uśmiechu była gorycz. Przypomniał sobie, jak sam w dzieciństwie włożył ojcowskie buty — ciężkie, ogromne, z wytartą skórą. Wtedy wydawało mu się, iż gdy je założy, od razu stanie się silniejszy, wyższy, prawie niezniszczalny. ale po kilku krokach zrozumiał, jakie to niewygodne: palce luźno latały, pięta ślizgała się, każdy krok był walką.

— A wiesz — zaczął Wojciech — w tych butach twój tato poszedł do pierwszej pracy. Są stare, ale je przechowywał. Mówił, iż zaczęło się od nich jego dorosłe życie.

Kacper zastygł, wpatrując się w buty. Jego oczy, tak poważne jak na siedmiolatka, błyszczały ciekawością i czymś jeszcze — jakby próbował dostrzec w tych wytartych skórzanych „gigantach” ślady ojcowskiego losu.

— I tak chcę w nich przejść — uparł się. — Żeby też zacząć.

— Tylko na chwilę — łagodnie odparł Wojciech. — A potem wróć do swoich kapci. Jeszcze zdążysz zostać dorosłym.

Kacper skinął głową i, chwiejąc się, zrobił kilka kroków. Jego twarz była napięta, każdy krok — jak mały wyczyn. W jego ruchach czaiła się determinacja, jakby szedł nie korytarzem, ale niewidzialnym mostem ku przyszłości.

Wojciech patrzył na wnuka, a w piersi rozlewało się ciepłe, głębokie uczucie. Być dorosłym — to nie o buty chodzi, nie o garnitur i nie o wiedzę, która ma odpowiedzi na wszystko. To o wstawaniu rano, choćby gdy całe wnętrze krzyczy, by zostać w łóżku. O wybaczaniu, choćby gdy nikt nie prosi. O chronieniu tych, których się kocha, choćby gdy serce ściska strach.

Ale wszystko zaczyna się właśnie od tego — od małego chłopca, który wkłada ogromne ojcowskie buty i stawia pierwszy, niezdarny krok w świat, który wciąż jest dla niego za duży.

Idź do oryginalnego materiału