Brzmienie fotografii

kulturaupodstaw.pl 1 rok temu
Zdjęcie: fot. Rechnio & Tamozhnii, portret


Jakub Wojtaszczyk: Kiedy odkryłeś, iż masz oko do fotografii?

Krystian Daszkowski: Choć fotografią zacząłem zajmować się już pod koniec liceum, moment przełomowy, w którym poczułem, iż foty faktycznie mi wychodzą, wydarzył się 5 lat temu. Robiłem wtedy zdjęcia dla newonce.paper. Pamiętam, iż na sesji panowała specyficzna atmosfera. Było wiele osób na planie. Zobaczyłem, iż fotografuję inaczej niż dotychczas. Zdjęcia były bardziej spójne jako całość.

Użyłem wielu obiektywów, które dają różne możliwości obrazowania.

Do zdjęć cyfrowych dodałem też analogowe. Wcześniej zdarzało mi się mieszać techniki, ale nie do końca mi to odpowiadało. Wtedy na sesji zacząłem, mówiąc żargonem muzycznym: „brzmieć inaczej”. Pomyślałem: „Jestem na dobrej drodze, by znaleźć swój styl”.

Portret, fot Krystian Daszkowski

JW: Pamiętasz swoje pierwsze zdjęcie?

KD: Było to w podstawówce na wycieczce w Biskupinie! Analogowo. Nie dokumentowałem znajomych z klasy, tylko przedmioty. Finalnie nie udało mi się wywołać tych zdjęć, bo je prześwietliłem. Musiałem źle wyciągnąć film. Po maturze zacząłem zaocznie studiować dziennikarstwo, ale jednocześnie poszedłem do studium plastycznego w moim rodzinnym Kole. Okazało się, iż nie mam talentu malarskiego. Nie umiem też rysować. Natomiast fotografię prowadził Maciej Frydrysiak, który dość poważnie traktował nasze zajęcia.

Mobilizowało mnie to, by wychodzić w miasto z pożyczonym ze szkoły aparatem. Z wykładowcą dyskutowaliśmy na temat tego, co przynosiliśmy na konsultacje.

Fotografowałem absolutnie wszystko. Były to czasy, kiedy RODO nie funkcjonowało. Social media nie były tak popularne, podobnie jak fotografia cyfrowa. Pamiętam, iż ludzie bardzo chętnie pozowali, np. na lokalnym targowisku. Poznałem Romów, którzy handlowali ubraniami. Ustawiali się do zdjęć, pokazywali złote zęby. Można powiedzieć, iż zaczynałem od streetu. Robiłem też portrety innym osobom, handlarzom, klientom. Później nagrywałem ich zdjęcia na płyty CD i przynosiłem w ramach podziękowania. Przełamywałem się w kontaktach międzyludzkich. Ta umiejętność przydała mi się też na dziennikarstwie.

Figura Serpentinata, fot. Krystian Daszkowski

JW: Przeczytałem gdzieś, iż przez fotografię lubisz przywoływać wspomnienia. Co to dla ciebie znaczy?

KD: Fotografia to pretekst do rozmowy, spotkania się. Ktoś opowiada mi o sobie, o tym, co przeżył, abym ja mógł go/ją zrozumieć i, jak najlepiej potrafię, zarejestrować wizualnie. To idea fotografii, która mnie kręci najbardziej. Chciałbym połączyć taki model pracy z fotografią modową. Jednocześnie czuję, iż spełniam się w opowieściach dokumentalnych.

JW: Zatrzymajmy się na fotografii modowej. Co cię w niej pociąga?

KD: Gdy robię sesję modową, jest mnie pełno. Ktoś powiedział, iż miał wrażenie, iż fotografowałem choćby z sufitu. W tych momentach bardzo dużo się dzieje, a mi towarzyszą silne emocje. Natomiast dla wielu osób fota modowa jest nudna. Dla mnie absolutnie nie!

Uwielbiam czuć ten pęd i budować porozumienie między osobami pozującymi.

Zdarza się, iż ludzie przychodzą ze swoimi problemami. Słyszę o niepowodzeniach w życiu, w relacji, iż przez to komuś jest ciężko wejść w klimat sesji…

JW: Czyli musisz być trochę psychologiem?

Kate Samozwaniec, fot. Krystian Daszkowski

KD: Za dużo powiedziane, ale czasami zdarzało mi się rozmawiać z osobami, aby rozładować napięcie i spróbować coś wspólnie zbudować. Wiem wtedy, iż nie mogę być za bardzo wymagający. Próbuję znaleźć złoty środek w komunikacji. Fotografując modę, wpadłem jednak w pułapkę. Myślałem: „Tym prawdziwym fotografem będę wtedy, gdy będę miał sesję w «Vogue’u»”. Blokowało mnie to. choćby wtedy, gdy wreszcie zrobiłem portret dla brytyjskiej edycji magazynu, czułem, iż to nie to. „To tylko portret” – umniejszałem siebie. Sądziłem, iż nic mi to nie da w mojej karierze.

JW: Czy coś się zmieniło?

KD: Tak – odpuściłem sobie. Stwierdziłem, iż „Vogue” nie jest mi do niczego potrzebny. Moje zdjęcia podobają się ludziom. Nie muszę mieć ciśnienia na cele, które trzeba osiągnąć, by poczuć się jak Ash Ketchum (śmiech). Mogę skupić się na tu i teraz. To odpuszczenie spowodowało, iż przewartościowało się moje myślenie o fotografii.

JW: Otwórzmy szufladę z reporterskimi tematami. Co się tam kryje?

KD: Podczas studiów fotograficznych na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu przestałem robić zdjęcia i skupiłem się na filmie, działaniach okołofotograficznych. Bazujących na używaniu np. archiwalnych zdjęć. Bałem się konfrontować fotograficznie z profesorami. Pewnego razu zostałem choćby skrytykowany za to, iż przyniosłem zdjęcia modowe. Pamiętam Karola Wysmyka i brak aprobaty wykładowców na jego foty modowe.

Z mojej perspektywy jest to bardzo smutne, bo teraz w duecie z Tatianą robią zawrotną karierę.

Nie widać, fot. Krystian Daszkowski

Całkowicie zresztą zasłużenie. Sam dopiero na magisterce wraz z Katarzyną Wąsowską odważyłem się zrealizować zdjęcia, zatytułowane „Bywa, iż świat nie jest tym, czym się wydaje”. W dużym skrócie: podjęliśmy się tematu zjawisk nadprzyrodzonych i tego, jak ludzie próbują sobie radzić z traumami po stracie bliskich. Stworzyliśmy projekt o samotnych osobach. Wielu historii nie udało nam się jednak opowiedzieć. Mieliśmy choćby w planach powrócić do tego cyklu. Po szkole zrealizowałem też pierwszy samodzielny projekt fotograficzny „Nie widać” w Centrum Kultury Zamek w Poznaniu, dzięki zaproszeniu Bartka Lisa. Fotografowałem osoby zmagające się ze stwardnieniem rozsianym.

W obu tych projektach, jak również w kolejnych, bardzo ciekawił mnie etap poznawania osób, które mam sfotografować.

Na spotkanie idę ze szczątkowymi informacjami. Zanim zaczniemy sesję, kawa czy herbata pomaga przełamać pierwsze lody. Bez rozmowy zdjęcia mogą wyjść gorsze. Poznając historię czyjegoś życia, na moment staję się częścią tej opowieści. Wtedy zdjęcia – także dla mnie – są bardziej nasycone emocjonalnie.

JW: Później jednak te osoby zostawiasz…

Ala Urwał, fot. Krystian Daszkowski

KD: Tak, zrozumiałem to podczas wspomnianych zdjęć na wystawę w Centrum Kultury Zamek. Moja dokumentalna rola się skończyła. Nie mam z tymi osobami kontaktu. Chociaż wiem, iż niektóre z nich przez cały czas korzystają z moich zdjęć. Jest to dla mnie miłe, bo pokazuje, iż te foty są dla nich ważne.

Jednocześnie czuję potrzebę, aby na powrót wejść do ich światów i sprawdzić, co u nich słychać.

Tylko czy oni też tego potrzebują? Daliśmy im głos tylko na czas wystawy. Co dalej?

JW: Gdzie łączy się u ciebie kreowanie rzeczywistości z reporterską przypadkowością?

KD: Uwielbiam sytuacje, gdy ktoś mnie wpuszcza do swojego mieszkania. Wtedy jednak nie wiem, czego mogę się spodziewać. Robię rekonesans przestrzeni i jej zagospodarowania.

Bywa, iż świat…, fot. Krystian Daszkowski i Katarzyna Wąsowska

Korzystam z klisz z historii sztuki. Na przykład widzę szezlong, myślę „Olimpia” Maneta.

W mojej kreacji jest dużo spontaniczności, oczywiście na tyle, na ile mogę sobie pozwolić. Staram się uruchomić wyobraźnię. Czasami dobre zdjęcie to przypadek, bo w kolejnym pokoju znajduję interesujący mebel, albo słońce akurat zaświeci tak, iż trudno tego światła nie wykorzystać.

JW: Zdarza ci się jeszcze ruszyć z aparatem w miasto?

KD: Teraz już tylko na wakacjach. Biorę jeden aparat, z reguły analogowy. Cyfrowym robiłem za dużo zdjęć, co odbierało mi kreatywność. Z natury jestem kolekcjonerem, lubię gromadzić. Cyfrówką mogę cykać w nieskończoność. Aparat analogowy narzuca ograniczenia w postaci kliszy i liczby klatek. Dzięki temu staranniej przykładam się do konkretnego zdjęcia.

JW: Masz wymarzoną osobę, którą chciałbyś sfotografować?

KD: Może McCartney? Chociaż bardziej chciałbym go poznać i spędzić z nim czas.

JW: I przy okazji cyknąć mu fotę?

Weezdob Collective, fot. Krystian Daszkowski

KD: Ale tak, żeby nie widział (śmiech).

Krystian Daszkowski – ur. w 1988 roku w Koninie. Absolwent Dziennikarstwa (UKW Bydgoszcz) oraz Fotografii (UAP Poznań). Wykorzystuje medium fotografii zarówno w kontekstach związanych ze sztuką współczesną, jak i ze społecznymi wymiarami funkcjonowania fotografii. Płynnie balansuje pomiędzy tymi dwoma obszarami – co przejawia się w zróżnicowanych aktywnościach, których podejmuje się jako fotograf (prace prezentowane w galeriach, dokumentacja wydarzeń kulturalnych, działalność popularyzatorska i edukacyjna). W swoich pracach często podejmuje tematy związane z życiem codziennym, relacjami rodzinnymi, wykluczeniem, materialnym zapisem pamięci, ale także z metarefleksją nad fotografią jako medium.

Idź do oryginalnego materiału