Braterstwo Mężczyzn

polregion.pl 3 dni temu

Męska przyjaźń

Krzysztof zatrzymał swoje Audi pod centrum handlowym. Nie chciało mu się wychodzić z ciepłego wnętrza auta. Wczoraj padał mokry śnieg, który zamienił się w deszcz, a w nocy zrobiło się mroźnie, wiatr hulał, a zmarznięty śnieg stworzył nierówną, śliską skorupę, po której przechodnie co chwilę się potykali.

Jutro urodziny jego mamy, a Krzysztof, jak zwykle, zostawił zakup prezentu na ostatnią chwilę. W dużym sklepie na pewno coś znajdzie.

Wysiadł z auta, a pierwszy podmuch wiatru rozwiał mu płaszcz i zarzucił jeden koniec szalika na plecy. Przytrzymując poły, zamknął samochód i ruszył w stronę budynku, gdy nagle poślizgnął się na lodzie i o mało nie upadł. Chodników jeszcze nie posypano solą ani piaskiem, a on miał na nogach eleganckie buty bez dobrej podeszwy.

W końcu dotarł do drzwi, wszedł do centrum i odetchnął z ulgą. Już miał skierować się do działu z szalami, gdy przypomniał sobie, iż w zeszłym roku dał mamie właśnie chustę.

— Krzyś, cześć! — usłyszał nagle radosny okrzyk koło witryny małej jubilerki.

Obok niego stał Wojtek, jego dawny najlepszy przyjaciel, a jak się okazało, jedyny.

— Myślałem, iż to ty czy nie ty. Ile my się już nie widzieli? Świetnie wyglądasz, styl zagraniczny.

— Cześć. Dopiero co wróciłem — odpowiedział Krzysztof, trochę skonfundowany.

— Właśnie o tobie myślałem. Słuchaj, może skoczymy gdzieś na kawę? — zaproponował Wojtek.

— Właśnie jestem po prezent — odparł Krzysztof.

— Czekaj, przecież Barbarze Zygmuntównie niedługo urodziny, tak?

— Pamiętasz?! — ożywił się Krzysztof. — Jutro. Znowu zwlekałem, więc teraz muszę się spieszyć…

— No dobra, wybieraj, nie będę ci przeszkadzał. Ja już mam zakupy — Wojtek pokazał torby w rękach. — Ale musimy się niedługo spotkać, jasne? Masz, weź moją wizytówkę. jeżeli nie zadzwonisz, wyciągnę cię spod ziemi — zaśmiał się i podał mu kartkę.

Wybierając kolczyki dla mamy, Krzysztof wciąż myślał o tym niespodziewanym spotkaniu. Złościł się na siebie, iż zachował się tak dziwnie, jakby nie cieszył się z powrotu Wojtka. A przecież cieszył! Po prostu był zaskoczony.

Wybrał kolczyki i sięgnął po portfel, gdy zauważył w kieszeni wizytówkę Wojtka. Łał, zastępca dyrektora w firmie budowlanej „Nowy Dom”.

— Oj, przepraszam — Krzysztof spostrzegł, iż ekspedientka czeka na zapłatę. — Spotkałem kolegę, nie widzieliśmy się wieki, rozumie pani?

Zapłacił i wrócił do domu, cały czas myśląc o przyjacielu…

***

Poznali się na pierwszej szkolnej akademii przed budynkiem podstawówki, obaj z prawie identycznymi bukietami mieczyków. Mieli te same szczęśliwe, ale i lekko wystraszone miny. Gdy ruszyli parami do środka, nieplanowanie złapali się za ręce. W klasie usiedli w jednej ławce.

Tak zaczęła się ich przyjaźń. Kłócili się, oczywiście, ale gwałtownie godzili. A i sprzeczki były głupie, o błahostki. Wojtek zawsze pierwszy wyciągał rękę na zgodę.

Nawet gdy po maturze wybrali różne uczelnie, nie było między nimi sporu, choć żal było się rozstawać. Wiedzieli, iż każdy musi iść swoją drogą. Ale przecież nikt nie zabroni im dalej się przyjaźnić. Wszystko zależało od nich.

Wojtek poszedł na politechnikę, a Krzysztof na uniwersytet, na filologię angielską. Teraz widywali się rzadziej, ale w weekendy zawsze znajdowali czas, by się spotkać i nagadać do utraty tchu.

Na wydziale Wojtka było mało dziewczyn. Za to na filologii — same królowe. Oczy same biegały za uroczymi studentkami. A chłopaków było niewielu, więc każdy miał powodzenie.

Krzysztofowi podobała się tylko jedna — niewysoka, żywiołowa Kinga. Zdawało się, iż nie znała smutku. W jej oczach zawsze kryły się iskry śmiechu, gotowe rozświetlić choćby największy ponury dzień. Lekka, pełna energii, z długimi kręconymi włosami. Krzysiek nie mógł się na nią napatrzeć.

Długo nie miał odwagi zagadać. Aż w końcu podszedł i poprosił o pomoc z tłumaczeniem.

— Mógłeś od razu powiedzieć, iż chcesz mnie poznać — Kinga spojrzała na niego rozbawionym wzrokiem.

— Chcę… Chcę cię odprowadzić po zajęciach. Można? — wyrwało mu się samo.

— Odprowadzaj — zgodziła się lekko, obdarzając go uśmiechem.

Szli przez wiosenne miasto, a Krzysiek był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Serce waliło mu jak oszalałe. Całą noc wspominał każdy jej uśmiech, każde spojrzenie. Ledwo doczekał się rana, by zobaczyć ją ponownie.

Odprowadzał ją prawie każdego dnia. Chłodny kwiecień zamienił się w ciepły maj, a on wciąż nie śmiał jej pocałować. niedługo skończą się zajęcia, po sesji Kinga wyjedzie z rodzicami nad morze, a potem do babci na wakacje. Na samą myśl ogarniała go rozpacz.

Ostatnią szansą na rozwinięcie ich relacji były jego urodziny, które wypadały w ostatnią niedzielę maja. Zaprosi ją do domu, przedstawi rodzicom i wreszcie wyzna, co czuje.

Kinga zgodziła się bez grymasów. Krzysiek, uradowany, ośmielił się poprosić, by zabrała koleżankę, z którą często widywał ją na korytarzach.

— Olę?

— No właśnie. Mam przyjaciela, znamy się od podstawówki. Studiuje na politechnice, a tam dziewczyn jak na lekarstwo. Takich jak ty tam nie ma.

— Dobrze. A jeżeli mu się nie spodoba? — spytała Kinga.

— Ważne, żeby się nie nudził. Reszta się pokaże.

Od rana mama krzątała się w kuchni. Krzysiek próbował pomagać, ale tylko przeszkadzał, bo wiercił się jak szalony. Co chwilę biegł do matki, pytał, czy założyć koszulę z krawatem, czy bez.

— Wynieś talerze na stół — poprosiła mama. — I nie denerwuj się tak, skoro ją lubisz, to i mnie się spodoba.

— Mamo, jesteś cudowna — pocałował ją w policzek. — Na pewno ci się spodKrzysztof spojrzał na prezent dla małego Wojtka, uśmiechnął się i pomyślał, iż prawdziwa przyjaźń, choć czasem zagubiona na zakrętach życia, zawsze znajdzie drogę powrotu.

Idź do oryginalnego materiału