Brat zaprasza na urodziny, a jego żona robi awantury

twojacena.pl 16 godzin temu

Brat zaprasza mnie na urodziny, a jego żona zaczyna histeryzować

Mój brat Marek ożenił się sześć lat temu. Od tamtej pory ani ja, ani nasi rodzice nigdy nie przekroczyliśmy progu ich domu. Wszystkie święta, urodziny i rodzinne spotkania zawsze realizowane są u rodziców w przestronnym domu na przedmieściach Poznania. Mama przygotowuje góry jedzenia, nakrywa stół, a potem jeszcze pakuje Markowi i jego żonie Oli pojemniki pełne domowych kotletów i sałatek.

Kiedy Marek się ożenił, Ola po kilku miesiącach obchodziła urodziny. Mama, pełna zapału, postanowiła zrobić niespodziankę: kupiliśmy tort, wybraliśmy ładny prezent i wybraliśmy się w gości. Mama zadzwoniła do Oli, żeby uprzedzić, ale ta odpowiedziała chłodno, iż nic nie planuje. Mama, nie chcąc ustąpić, nalegała:
— Chcemy tylko wpaść na herbatę z tortem! Nic nie musisz gotować, Olu!

W końcu pojechaliśmy. Jednak zamiast ciepłego przyjęcia, spotkał nas szok: Ola wyszła do nas przed blok, mamrocząc, iż w mieszkaniu „nie posprzątane”, i nie wpuściła nas do środka. Zaskoczeni, wręczyliśmy jej tort i prezent na klatce schodowej, po czym odjechaliśmy. Od tamtej pory wszystkie uroczystości organizuje mama, a my wolimy nie wspominać tej niezręcznej sytuacji.

Ola kiedyś powiedziała wprost rodzicom:
— Przecież macie duży dom, jest miejsce dla gości! A my mamy kawalerkę, gdzie tu kogokolwiek zapraszać?

Ledwo powstrzymałem się, żeby nie wybuchnąć. Czy naprawdę w kawalerce nie da się przyjąć rodziców męża i jego brata? To przecież nie tłum, tylko trzy osoby! Ale milczeliśmy, by nie psuć relacji.

Teraz Ola jest w ciąży, w piątym miesiącu. To będzie pierwszy wnuk dla naszych rodziców i mama oczywiście nie może się doczekać. Ciągle dzwoni do Marka, pyta, jak się Ola czuje, czy nie potrzebuje pomocy. Ale niedawno dowiedzieliśmy się, iż Ola na początku ciąży zwolniła się z pracy. Mama wpadła w panikę:
— Może jest jej źle? Może potrzebuje mojego wsparcia?

Marek uspokoił: z Olą wszystko w porządku, po prostu postanowiła „oszczędzać siebie”. Byliśmy zaskoczeni. Marek i Ola zawsze żyli na wysokiej stopie: restauracje, wyjazdy, drogie zakupy. Nie mają kredytu – mieszkanie dostała Ola od babci, więc wszystkie pieniądze wydawali na zachcianki. Ale po odejściu Oli z pracy ich dochody drastycznie spadły, a dotychczasowy styl życia stanął pod znakiem zapytania. Marek próbował jej wytłumaczyć, iż trzeba oszczędzać, ale ona najwyraźniej nie zamierza rezygnować z luksusów.

Ola przyznała się bratu, iż zwolniła się ze strachu, by „nie złapać czegoś w pracy”. Jej ostrożność jest zrozumiała, ale teraz ich budżet ledwo zipie, a ona wciąż oczekuje tego samego poziomu życia. I wtedy, wśród tych wszystkich zmian, Marek niespodziewanie zaprosił nas do siebie na urodziny. Do domu! My z rodzicami oniemieliśmy. Tata choćby żartował:
— Czyżbym w końcu poznał kulinarne umiejętności mojej synowej?

Mama ucieszyła się, wyczekując rodzinnego wieczoru. Postanowiłem zadzwonić do Oli, żeby potwierdzić szczegóły, ale zamiast spokojnej rozmowy usłyszałem histerię. Ola, płacząc przez telefon, oznajmiła, iż nie chce nas u siebie widzieć:
— Muszę sprzątać mieszkanie, gotować! Jestem w ciąży, to dla mnie trudne!

Próbowałem ją uspokoić:
— Ola, nie chodzi o nic skomplikowanego. Ugotuj ziemniaki, zrób sałatkę, upiecz kurczaka – i tyle. Przyniesiemy tort. To zwykła kolacja, tylko dla pięciorga. O co chodzi?

Zaproponowałem choćby zamówienie jedzenia, żeby jej ulżyć. Ale Ola dalej jęczała, iż i tak musi myć podłogi i sprzątać. Straciłem cierpliwość:
— Ola, to przecież kawalerka! Czy sprzątanie to aż taki problem? Czy wy tylko przed gośćmi myjecie podłogę?

W końcu postawiłem ultimatum:
— jeżeli tak bardzo nie chcesz nas widzieć, nie przyjdziemy. Zadzwonimy do Marka z życzeniami i tyle.

Opowiedziałem o tym mamie, a ona się ze mną zgodziła. Przekazaliśmy sytuację Markowi, a ten wybuchnął:
— Ola nie pracuje, siedzi w domu! Naprawdę nie może ugotować kolacji i posprzątać? Musicie przyjść! Nie stać nas na dostawę jedzenia ani sprzątaczkę, więc niech się sama martwi!

Jego słowa zawisły w powietrzu jak burzowa chmura. W końcu wszyscy się pokłóciliśmy. Ochota na pójście na urodziny do Marka całkowicie uleciała. Widzieć niezadowoloną minę Oli, która będzie demonstracyjnie wzdychać i przewracać oczami – niemała to przyjemność. Nie chcemy czuć się niechcianymi gośćmi w domu własnego brata i syna.

Ale jednocześnie serce pęka na myśl, iż możemy zranić Marka. On tak bardzo czeka na ten dzień, tak chce zebrać rodzinę u siebie! Jak możemy po prostu nie przyjść? To jego święto, a on nie jest winny humorów żony. Stajemy przed wyborem: przełknąć urazę i iść, ryzykując zepsucie wieczoru, albo odmówić, wiedząc, iż złamiemy bratu serce. Sytuacja wydaje się bez wyjścia, a każdy nasz krok tylko pogłębia ten rodzinny konflikt. Co robić, gdy miłość do brata zderza się z niechęcią do jego żony? Nie znamy odpowiedzi, ale czas nieubłaganie zbliża nas do dnia urodzin i decyzję trzeba podjąć.

Dziś zrozumiałem, iż czasami choćby najprostsze rodzinne spotkanie może stać się polem. bitwy. Czasem trzeba wybierać między dumą a miłością – ale czy zawsze da się to rozdzielić?

Idź do oryginalnego materiału