Mój brat doprowadził żonę do rozpaczy – a później stało się coś nieodwracalnego
Brat był dla mnie wzorem
Od dzieciństwa patrzyłem na starszego brata Piotra z podziwem.
Zastępował mi mentora, obrońcę i wzór do naśladowania.
Kiedy zbliżał się mój ślub, powiedział:
– Zapamiętaj jedno, braciszku. Nigdy nie pozwól żonie wiedzieć, ile masz pieniędzy. Kobiety, gdy im na to pozwolisz, opróżnią ci kieszenie. Trzymaj ją na smyczy, nie dawaj się jej rozpasać!
Wtedy wydawało mi się, iż przesadza.
Ale Piotr był starszy ode mnie o pięć lat, był już żonaty, więc pomyślałem, iż wie, o czym mówi.
Na szczęście moja żona Kasia nie była taka.
Nie goniła za markami, nie wymagała drogich prezentów, nie marzyła o luksusowym życiu.
Z czasem nasze drogi się rozeszły – nasze żony się nie lubiły, a Piotr zajmował się swoim biznesem.
Ja grałem w orkiestrze, on miał gospodarstwa i pola uprawne.
Za każdym razem, gdy się z nim spotykałem, byłem gotowy na naganę.
Piotr zawsze znajdował powód, by mnie skarcić.
Pieniądze były ważniejsze niż rodzina
Brat ciągle mi powtarzał:
– Jesteś nieodpowiedzialny! Dlaczego żyjesz od wypłaty do wypłaty? Czemu pozwalasz żonie tracić pieniądze na jakieś głupoty?
Nie kłóciłem się, ale jego słowa mnie dotykały.
Po takich rozmowach próbowałem oszczędzać, ale niedługo zapominałem – żyłem, jak dawniej.
Piotr miał córkę – Anię.
Trzymał ją w zasadzie jak w więzieniu.
Żadnych kieszonkowych, żadnych modnych ubrań, żadnej kosmetyki.
Dziewczyna wychowywała się w surowości.
Czasem przyjeżdżała do nas – a wtedy ja i Kasia dawaliśmy jej po kryjomu trochę pieniędzy.
Gdy skończyła 16 lat, Ania uciekła z domu – po prostu chciała się wydostać spod kontroli ojca.
Piotr choćby to uważał za „właściwe” – twierdził, iż sam jest winny, bo jej nie przypilnował.
Ale prawdziwy dramat zobaczyłem później…
Urlop, który stał się koszmarem
Dwa lata temu postanowiliśmy całą rodziną pojechać nad morze.
I zobaczyłem wszystko.
Mój brat dosłownie przygniatał swoją żonę za każdą złotówkę.
– Znowu kawa? W domu nie możesz się napić?
– Pizza? Zwariowałaś, to przecież szalone pieniądze!
– Lody dla dzieci? Niech piją wodę!
Śledził każdą wydaną złotówkę, każdy rachunek.
Spacerowanie z nim po nadmorskim bulwarze było niemożliwe.
Moje dzieci, jak wszystkie, chciały watę cukrową, baloniki, pamiątki…
Ale Piotr tylko marszczył brwi i mamrotał:
– Wy zrujnujecie swoich rodziców, rozumiecie?
Choć miał dużo więcej pieniędzy niż ja.
Po prostu bał się je wydawać.
Kasia nie wytrzymała i zaproponowała:
– Zostańmy tutaj jeszcze parę dni. Bez nich.
Zgodziłem się.
A Piotr wyjechał z żoną w nocy.
Śpieszył się – czekała na niego aukcja maszyn rolniczych.
Ale rano zadzwonili do mnie…
Mieli wypadek.
Po tym zmieniłem się na zawsze
Podobno zasnął za kierownicą.
Straciłem brata.
Od tamtej pory jestem innym człowiekiem.
Nie odkładam już „na starość”.
Nie myślę już, ile kosztuje filiżanka kawy.
Kupuję dzieciom prezenty, żonie piękne rzeczy, sobie dobre garnitury.
Tak, pieniądze są potrzebne.
Ale jaki sens je gromadzić, jeżeli nie żyjesz?
Głupotą jest trzymać się pieniędzy tak, jakbyś miał je zabrać ze sobą do grobu.
Najważniejsze to nie stracić tych, których kochasz.
Bo ich nie kupisz.
Za żadne pieniądze.