O sejmowej restauracji krążą legendy. Można tam podobno wypróbować przepysznych dań i porządnie się najeść za wyjątkowo okazyjną cenę. Restauracja przy ul. Wiejskiej nie jest jednak dostępna dla wszystkich, bo żeby się do niej dostać, trzeba mieć odpowiednią przepustkę. To miejsce, gdzie stołują się parlamentarzyści i sejmowi goście. Tym razem restaurację postanowiła odwiedzić Katarzyna Bosacka, która wybrała się na degustację wraz z dziennikarką "Faktu". Jak smakowały jej dania? Jak się okazuje, więcej było zawodu niż zachwytów.
REKLAMA
Zobacz wideo Katarzyna Bosacka zmieni dom po rozwodzie? Opowiada nam o randkach i o tym, kto nie ma szans zdobyć jej serca
Katarzyna Bosacka odwiedziła sejmową stołówkę. Ma gorzkie wnioski
Katarzyna Bosacka w programie "Wiem, co jem" od lat edukuje Polaków na temat składu jedzenia i składników, które są dla nas szkodliwe. Jak dziennikarka oceniła dania serwowane w restauracji sejmowej? Ekspertka od żywienia zamówiła dania na wynos, bo na miejscu nie można filmować ani robić zdjęć. Przed budynkiem dokonała ostatecznej degustacji, a materiał z tego zdarzenia pojawił się w serwisie ludzie.fakt.pl. Dziennikarka stwierdziła, iż śmiało może obalić legendy dotyczące tego miejsca.
Te wszystkie mity, które mówią, iż stołówka sejmowa jest taka na bogato i iż można tam kawiory i najróżniejszych alkoholi wypróbować... To nie jest prawda, dlatego iż w stołówce jest tak naprawdę dość bidnie.
- Powiedziałabym, iż trochę przypomina ona stołówkę szkolną. Może poziom wyżej, a do tego te dania, choć bardzo tanie, to pozostawiają wiele do życzenia - stwierdziła. Bosacka zaczęła degustację od zestawu dnia, czyli zupy grochowej, polędwiczek wieprzowych z ziemniakami i zasmażanymi buraczkami oraz zestawem surówek. Już po kilku pierwszych łyżkach grochówki stwierdziła, iż zupa była niedoprawiona i mdła, a ziemniaczka można było w niej ze świecą szukać.
W sumie wyglądało to trochę tak, jakby ktoś gotował w sanatorium dla chorych, a nie dla posłów, senatorów oraz gości, bo w tej stołówce również jedzą goście sejmowi, wycieczki szkolne. Taka stołówka jest trochę wizytówką naszego parlamentu
- oznajmiła. Bosacka skrytykowała także drugie danie, które było podane jako lekkostrawne. Stwierdziła, iż sos z leśnych grzybów jest tego zupełnym przeciwieństwem. Dodatkowo polędwiczka była według niej przeciągnięta. Czarnym koniem tego rozdania okazała się surówka. "Surówka z marchewki była bardzo dobra. Pożarłam ją całą i to adekwatnie była jedyna rzecz, którą zjadłam w całości" - dodała Bosacka. Na koniec gorzko podsumowała starania kucharza.
Na pewno kucharz niespecjalnie kocha gotowanie, bo wszystko było niedosolone, niedopieprzone i niedoprawione tak jak trzeba. W sumie gdybym miała wrócić na tę grochówkę i polędwiczkę wieprzową, to bym się zastanowiła trzy razy
- czytamy na łamach Faktu.
ZOBACZ TEŻ: Jennifer Lopez wplątana w skandal Jaya-Z. W tle oskarżenia o gwałt
Katarzyna Bosacka wyłoniła faworyta. To danie smakowało jej najbardziej
Na tym nie koniec, bo Katarzyna Bosacka postanowiła sprawdzić także inne pozycje z menu. Najgorszym daniem okazały się pulpety z kaszy jaglanej. Dziennikarka stwierdziła, iż sos to sama chemia i zrobiono go z proszku. "Wegetarian to tutaj się w Sejmie nie lubi. Nie ma też większego wyboru, bo to było jedyne danie wegetariańskie, jakie można było kupić w tej stołówce. No ale cóż, dziewięć złotych. Jak ktoś był głodny, to sobie doprawił, dosolił, dopieprzył i zjadł. Jednak wielkiej przyjemności z tego jedzenia nie było" - skwitowała. Najlepszą potrawą dnia okazał się łosoś. Bosacka stwierdziła, iż był mięciutki i zdecydowanie był najlepszym daniem, jakie zjadła w sejmowej stołówce. Niemniej jednak i tym razem zauważyła, iż zabrakło odpowiedniego doprawienia.