Ojciec-bohater
Kinga z siatką zakupów powoli wchodziła po schodach na trzecie piętro, licząc stopnie. Tak samo robili z synem, gdy wracali z przedszkola. Kacper starannie powtarzał za nią, a po kilku miesiącach już sam liczył bez pomocy. „Jak gwałtownie dorósł. Boże, oby tylko wrócił, oby tylko żył…” – powtórzyła w myślach jak mantrę.
Powyżej trzasnęły drzwi, na klatce rozległ się szybki tupot butów. Kinga zatrzymała się na półpiętrze między drugim a trzecim piętrem, odsunęła się na bok.
— Dzień dobry — przywitała się z nią wesoło czternastoletnia sąsiadka Ola.
— Ola, stój! Czapkę zapomniałaś! — krzyknęła za nią matka.
Dziewczynka niechętnie wróciła.
— Ciepło przecież. Nudzi się jej z tą czapką — mruknęła cicho.
Matka zbiegła na dół, wcisnęła córce wełnianą czapkę.
— Wieczorem będzie zimno. Nie spóźniaj się, słyszysz? Żeby od razu po tańcach do domu.
— No dobrze. — Ola wzięła czapkę i ruszyła w dół.
— Nie „no dobrze”, tylko załóż czapkę! — krzyknęła za nią matka.
— Dzień dobry, Kinga. Z pracy? Ale z niej urwis, ciągle ucieka bez czapki, a potem kicha i kaszle — poskarżyła się sąsiadka.
Ruszyły razem w górę. Kinga znów zaczęła liczyć stopnie, ale sąsiadka przerwała jej.
— Jak syn? Dzwoni?
— Nie — westchnęła Kinga.
— Wychowujesz dzieci, pielęgnujesz, a potem wyrastają i odchodzą, a nam zostaje tylko czekać i się martwić. Za syna strach, a za córkę jeszcze większy. Ucieknie, a ty myślisz: gdzie jest, z kim? A ona ma w głowie tylko te tańce.
Kinga zatrzymała się przed swoimi drzwiami. Gdy wyjmowała klucze z kieszeni płaszcza, sąsiadka zniknęła za swoimi. W przedpokoju automatycznie spojrzała na wieszak. Codziennie z nadzieją, iż Kacper wróci. Wisiała tam tylko jej jesienna kurtka.
Postawiła siatkę na szafce i zaczęła się rozbierać. Kiedyś Kacper wybiegał ją witać, od razu opowiadając nowiny.
— Poczekaj, daj się rozebrać — prosiła zmęczona. — Nie ruszaj siatki, ciężka.
Potem podrósł i to ona wołała go, gdy wracała z pracy, prosiła, żeby zaniósł zakupy do kuchni, pytając przy okazji o szkołę.
— Wszystko dobrze — machnął ręką, odnosił siatkę i od razu szedł do swojego pokoju.
Później skończył szkołę, poszedł na studia. Gdy wracała z pracy, coraz rzadziej go zastawała. Coraz mniej się przed nią otwierał.
„Może kota wziąć? Będzie mnie witał, nie tak smutno wracać do pustego domu…” — westchnęła Kinga. Za każdym razem, gdy przychodziła do domu, myślała tak samo, ale zaraz o tym zapominała. Jadała w pośpiechu i siadała przed telewizorem, wpatrując się w wiadomości.
Widziała tam mężczyzn w jednakowych mundurach. Twarze mieli częściowo zasłonięte. Oczy różne, ale wzrok ten sam — zmęczony, spokojny, pełen nadziei, utkwiony w kamerę. Rodziny rozpoznają, zobaczą, iż żyją. Jeden z nich mógł być jej synem. Kinga wierzyła, iż rozpozna go od razu…
Cztery miesiące temu
— Kacper, jesteś w domu? — zawołała, wchodząc do mieszkania.
— Jestem. — Kacper powoli wyszedł z pokoju.
— Dlaczego tak wcześnie? — Kinga z siatką przeszła do kuchni, Kacper powlókł się za nią. — Głodny? — Postawiła zakupyKinga spojrzała na syna i nagle zrozumiała, iż bez względu na to, co było i co będzie, najważniejsze jest to, iż jest teraz z nią, bezpieczny i żywy.