**W ciasnocie, ale w zgodzie**
„Kasia, no nic strasznego, troszkę się przesuniesz. To przecież twoja własna siostra” — głos matki brzmiał stalową pewnością, nie znoszącą sprzeciwu.
„Mamo, co znaczy ‚przesuniesz się’? To nasze mieszkanie, ja i Bartek tu mieszkamy! Gdzie mamy się przesunąć?” — Katarzyna ledwo powstrzymywała gniew.
„A ona ma się tłuc w tej brudnej akademii? Wynajem mieszkania to dla nas za drogi, widziałaś ceny? Decyzja zapadła: Ola będzie u was. Będę spokojniejsza, dziecko pod opieką.”
„Mamo, nigdy się na to nie umawialiśmy!”
„Od dziś się umawiamy. Jesteśmy rodziną, powinniśmy sobie pomagać.”
„Rodziną? Naprawdę? A pamiętasz, jak…”
„Koniec tematu. Nie mam czasu. Kupię bilety i dam znać.”
Rozmowa się urwała. Kasia stała na środku kuchni, ściskając telefon, jakby mógł dać odpowiedź. Była oszołomiona bezczelnością matki. Chociaż czemu się dziwić?
Zawsze była tym nielubianym dzieckiem. Gdy matka wyszła za mąż po raz drugi i urodziła Olę, sześcioletnia Kasia musiała nagle dorosnąć.
„Jesteś już duża, musisz pomagać z młodszą siostrą” — powtarzała matka. I na Kasię spadła lawina obowiązków: odkurzanie, mycie podłóg, zmiana pieluch, bieganie po zakupy, zabawy z Olą, a później nauka gotowania. Ojczym zniknął niedługo po narodzinach Oli, zostawiając je we trójkę.
Matka uwielbiała Olę, rozpieszczała ją, jak tylko mogła. Najlepszy cukierek — dla Oli, nowe ubrania — dla Oli, w kawiarni zamawiano to, co chciała Ola, do kina szli na film wybrany przez Olę. Dziewczynka rosła w miłości i dostatku, a matka choćby nie myślała, by obarczać ją domowymi obowiązkami.
Ola rozrzucała rzeczy, nigdy nie sprzątała, tylko żądała i kaprysiła:
„U Anki rodzice kupili nowy telefon, ja też taki chcę!”
„Co na obiad? Znowu wczorajsze resztki? Zamówmy sushi!”
„Gdzie moje ulubione dżinsy? Kasia, nie uprałaś ich? Ja mam to zrobić? Przecież nie umiem, czemu ja?”
„Sprzątać? Nie będę, boli mnie głowa. Zrób to sama.”
Matka nigdy się z Olą nie kłóciła. Kasia próbowała protestować, ale słyszała w odpowiedź:
„Ola rośnie bez ojca, jej jest trudno.”
„Ja też rosłam bez ojca, mamo!”
„Wiem. Ale ty jesteś silna, a Ola — delikatna jak kwiat. Potrzebuje więcej troski.”
Matka wydawała na Olę całą pensję, brała kredyty na jej zachcianki. A gdy Kasia potrzebowała nowych butów czy kurtki, matka zirytowana radziła szukać czegoś na wyprzedaży lub w second-handzie. Nigdy nie pytała, jak Kasia się uczy, czym żyje.
Kasia zmęczyła się tą niesprawiedliwością i przysięgła uciec z domu jak najszybciej. Uczyła się na piątki, noce spędzała nad książkami, dorabiała: rozdawała ulotki, pisała teksty, pracowała jako kurier. Zarobki były skromne, ale każdą złotówkę chowała w blaszaną puszkę po herbacie, ukrytą na najwyższej półce szafy.
Pewnego dnia wróciła wykończona po pracy. Cztery godziny rozdawała ulotki w zimnym wietrze, palce zdrętwiały, ale zadanie wykonała. W domu otworzyła puszkę — i o mało nie udusiła się z przerażenia: była pusta.
„Ola! Wzięłaś moje pieniądze?”
„Jakie?” — leniwie odparła siostra, gryząc chipsy.
„Z mojej puszki!”
„A, te drobne? No tak, wzięłam. Musiałam zapłacić za dostawę, nowe ciuchy i buty. A mama nie zostawiła forsy. No i sushi zamówiłam.”
„Oszalałaś?! To moje pieniądze, zbierałam je latami! Kto ci pozwolił?!”
„Co tam za pieniądze? Grosze jakieś. Żałujesz dla siostry?”
„Gdyby na coś ważnego — nie żałowałabym! Ale na sushi i twoje szmaty — żałuję! Spójrz, w czym ja chodzę!”
„No to sobie kup! Kto ci broni? Po co drzesz ryja?”
Kasia zamknęła się w pokoju i rozpłakała z bezsilności.
Wieczorem wróciła matka i urządziła awanturę:
„Jak możesz robić Oli wyrzuty o pieniądze? Wzięła i już, wielka sprawa!”
„Mamo, wydała je na sushi i ciuchy, bez których mogła się obejść!”
„Żałujesz? Jesteśmy rodziną, Kasia! Wstyd być taką skąpą!”
„A jej nie wstyd brać bez pytania?”
„Ona jest dzieckiem! A ty jesteś dorosła, powinnaś rozumieć.”
„A kto mnie zrozumie?”
„Dość jęczenia! Lepiej umyj naczynia!”
Kasia świetnie zdała maturę i dostała się na ekonomię w dużym mieście. Dostała pokój w akademiku, i życie wreszcie stało się lżejsze. Uczyła się, spotykała z przyjaciółmi, chodziła do muzeów na studenckie bilety, dorabiała w kawiarni, bibliotece, sklepie. Trudne dzieciństwo nauczyło ją, by nie bać się pracy.
Matka i Ola nie interesowały się jej życiem. Matka dzwoniła tylko z przypomnieniami: „U Oli niedługo urodziny, nie zapomnij gratulować.” Kasia przesyłała pieniądze i na tym kończyła się rozmowa.
Na ostatnim roku Kasia znalazła pracę jako asystentka księgowej i zaczęła dobrze zarabiać. Matka, dowiedziawszy się o tym, dzwoniła częściej, wypytywała o zarobki i sugerowała pomoc. Kasia czasem przesyłała drobne sumy, ale na większe wsparcie nie było mowy — ona i Bartek już razem mieszkali i zbierali na wkład własny.
Wkrótce wzięli ślub i kupili małe M2. Na wesele zaprosili tylko bliskich. Rodzice Bartka przyjechali, ale matka z Olą odmówili:
„Oj, Kasia, po co nam jechać? To tylko urzędowa formalność. choćby nie masz sukni, tylko jakiś garnitur. To niby wesele? A bilety drogie.”
„Mamo, to dla mnie istotny dzień. Mówiłaś, iż jesteśmy rodziną.”
„Nie możemy. Ja Olę zabieram do sanatorium, nie stać mnie.”
I oto, po dwóch latach, matka oznajmiła, iż Ola będzie mieszkać u nich, póki studiuje. Nie zapytała, tylko postawiła przed faktem. Miejsca dla Oli nie było, a Kasia nie miała ochoty jej przyjmować. Ale gdzieś w głębi serca odezwał się lęk: aOla stała w progu z płaczem, ale Kasia już wiedziała, iż tym razem nie ustąpi — i zamknęła drzwi na klucz.