Błękitnooka Dusza

newsempire24.com 16 godzin temu

Słoneczne, letnie popołudnie przygniatało pod upałem naszą małą wioskę. Szymon szedł od przystanku autobusowego, w ręku trzymając dużą sportową torbę, w której mieściły się skromne rzeczy drugiego roku studiów. Miał na sobie tani dres, za który sam zapłacił, bo kilka dni pracował przy rozładowywaniu wagonów kolejowych i dzięki temu kupił nowy płaszcz sobie i rodzicom.

Szymon minął stary wiejski dom kultury i skierował się w stronę drogi prowadzącej do domu. Przy bramie podjechała sąsiadka Antonina Kowalska, starsza pani o siwych włosach rozwiewanych wiatrem. Spojrzała na Szymona tak intensywnie, iż poczuł, jakby zaglądała mu w duszę.

Dzień dobry, Antonino! powiedział głośno.

Witaj, Szymonie odparła cicho, jakby szelest jesiennego wiatru. Starsza kobieta patrzyła mu w oczy aż do zakrętu, gdzie przy domku stały stare brzozy.

Synu! krzyknęła matka, łapiąc go w objęcia, a mała siostra podskoczyła, a babcia dołączyła.

Mamo, właśnie w zeszłym miesiącu widzieliśmy się przed sesją! zaśmiał się Szymon, podnosząc na ręce dziesięcioletnią Wandę. Siostra wykrzykiwała śmiech.

A więc już trzeciego roku? uśmiechnęła się matka. Wszystko zdałeś?

Tak, już trzeciak! pochwalił się dumnie i stypendium podniosło się!

Jesteś piękny! dodała babcia, głaszcząc go po głowie. Naprawdę dorosłeś!

Babciu, ale ja już nie mały! zarumienił się Szymon. Gdzie tata? zapytał, wyciągając z torby prezenty dla rodziny.

Pracuje, jak zwykle! odrzekła matka, przyglądając się delikatnej broszce, którą dostał od syna. Dziękuję, kochanie!

Wanda podszedła do lustra, obracając się w nowej bluzce. Popatrz, mamo, jaka jest piękna! krzyknęła. Wszystkie dziewczyny w klasie będą zazdrościły. Szkoda, iż już są wakacje!

Wszystko w porządku! uśmiechnęła się babcia, owinięta w nowy puchowy szalik.

Matka postawiła na stole jedzenie i cała rodzina usiadła do obiadu. Głośne rozmowy nie ustawały, wszyscy się śmiali i dzielili nowinkami. Nagle Szymon zamyślił się.

Mamo, dlaczego sąsiadka, babcia Tonka, tak na mnie patrzy? Gdziekolwiek nie pójdę, wychodzi przy bramie i nie odrywa od mnie oczu. Dzisiaj też tak. Nie wiedziała, iż przyjdę, a jednak zdawało się, iż czekała.

To ci babcia lepiej opowie szepnęła matka. Po prostu bardzo przypominasz ojca, a on przypomina dziadka. Antonina kochała twojego dziadka dodała, patrząc w dal.

Kiedy budowaliśmy ten dom, wszyscy razem, cała wioska pomagała. Poznałem sąsiadów: młodej pary Tonkę i Władka. Pomagaliśmy sobie, przyjaźniliśmy się.

Tonka wyszła za mąż bardzo młodo, dopiero co skończyła osiemnaście. Wychowała się bez rodziców, a ciotka wychowywała ją od dziesiątego roku jako służącą. Gotowała, sprzątała, opiekowała się ciotkowymi dziećmi. Nie chodziła często do szkoły nie miała czasu.

Ciotka była surowa, choć była siostrą matki Antoniny. Nie szczędziła dziewczynce kary, biła za najmniejszy błąd. Pewnego razu Tonka zdjąła bluzkę, a na ramionach miał stare blizny. Co to? zapytałem. To po tym, jak nie zdążyłam złapać krowy, zanim wyrwałam chwasty w ogródku odpowiedziała.

Tak było we wszystkim. Kiedy byłam mała, chodziłam do grobu matki, prosiłam, żeby mnie wzięła, bo ciotka mówiła, iż mnie tam widziały opowiadała prawie mnie zabiła w nocy, tak mocno mnie pobijała, iż dwa dni nie mogłam wstać.

Ciotka była zła, bo siostra jej, matka Antoniny, poślubiła tego młodego mężczyznę, który stał się ojcem jej siostrzenicy. Później go zmarło w niejasnych okolicznościach, a matka dziewczynki nie mogła żyć bez ukochanego, zachorowała i już nigdy nie wstała. Tak została Tonka sierotą.

Ciotka wyszła za mąż bez miłości, a z tego Tonka odczuła pełen gniew. Sprzedała dom rodzicielski Antonina pozostała bez posagu. Ciotka oddała dziewczynę za mąż Władkowi starszemu o dziesięć lat, z pieniędzmi. Dom był dobry, Antonina przez cały czas w nim mieszka, prowadzi gospodarstwo, ma ziemię Tylko o marzeniach dziewczyny nikt nie pytał.

Ciotka sprzedała Tonkę, mówiąc, iż ona lepiej wie, za kogo ma się wyjść za mąż. Co mogła zrobić osiemnastoletnia sierota bez rodziny? Wyszła za mąż.

Antonina była dobrą gospodynią: od ciotki niechcący nauczyła się wszystkiego. Nie kochała jednak męża. On nie czuł wobec niej nic więcej niż podziw dla młodej, sprytnej piękności.

Szymonie, nie patrz, iż Antonina jest mała i chuda, iż zmarszczyła się i poszarzała mówiła babcia. Kiedyś była naprawdę piękna: smukła, szczupła, niebieskie oczy sięgały po połowę twarzy, kasztanowe włosy splecione w grubą warkocz sięgającą do pasa. Każdy, kto ją zobaczył, nie mógł przejść obok, nie patrząc wstecz. Mąż był z niej bardzo dumny, choć sam Tonkę krzywdził.

Często widziałam jej siniaki: To Vasia? pytałam. A ona milczała. W niebieskich oczach było tyle niewyrażonego bólu i łez Tak była: dziewczynka, a życie nie oszczędzało jej.

Urodziła mnie, Petka, a Tonka nie mogła zajść w ciążę. Z tego Vasia był jeszcze bardziej wściekły: bił żonę, krzyczał, iż nie ma syna, iż to pusty dom. Antonina była na męża obrażona, ale nie płakała, nie narzekała od dziecka przywykła, iż nikt jej nie pomoże. Litość do niej nie przychodziła.

Czasem przychodzili wieczorami, rozmawialiśmy, śpiewaliśmy. Tonka miała piękny głos, aż się włosy jeżdżące po plecach, przypominały mi dźwięk wiatru w lesie. Ja też nieźle śpiewałam, ale nie mogłam się równać. Twój dziadek, koleś Kolka, też miał talent: w dzieciństwie śpiewał w chórze przy kościele.

Kiedy razem śpiewali, zapominało się oddychać. Głos w głos, nuta w nutę jakby latami ćwiczyli. Śpiewali z serca, pełni emocji.

Vasia nie śpiewał. Rozmawiał tylko o tym, iż jego krowa da mniej mleka, iż w tym roku pszenica lepsza niż w zeszłym. Albo o jedzeniu jedz dużo. Nic go nie interesowało poza tym. My rozmawialiśmy, dzieliliśmy się nowinkami, a on gotował zupę i pilnował, żeby miskę nie zostawić pustą. Coś wpychał, co się je, i prosił o dodatki, jedząc z zadowoleniem, mlaskając.

Tonka patrzyła na niego, wciągając łzy. On tego nie zauważał. A gdy spojrzał na Kolka, dziadka, odwrócił oczy. Wybuchło.

Kolka rzekłam zerknij na Tonkę, ona nie odciąga od ciebie wzroku. Podobała ci się dziewczyna.

Po co? odparł będę ją drążył. Ona i tak ma kiepsko. Kocham cię.

Nie mogła przestać patrzeć na niego… I nie na darmo Kolka pojechał na front, a Petkowi dopiero rok. Pożegnaliśmy naszych mężów z całą wioską.

Pamiętam: stałam na peronie, pociąg miał odjechać, a ja nie mogłam puścić Kolka. W oczach miał tęsknotę i miłość, której nie dało się wyrazić. Brązowe oczy, ciemne włosy był przystojny, jak ty, Szymonie. Gdy się żegnaliśmy, jego oczy nagle stały się czarne, zbolałe od rozpaczy.

Biegłam za pociągiem, a inne kobiety matki, żony, kochanki biegły razem ze mną, dopóki nie zniknął. Wokół słychać było krzyki, a Vasia nie poszedł na front dostał zwolnienie lekarskie i twierdził, iż nie może walczyć.

Kolka przed wyjazdem posadził wzdłuż drogi te same brzozy, które pamiętam. Wracam, rzekł z żoną i Petkiem, jeszcze chciałbym mieć córkę, taką jak ty! dodał.

Czekałam. Dni mijały, a ja wciąż liczyłam na list. W końcu przyjechała Tonka, biegła z pracy do pocztówki starej babci Vali, która nosiła torbę pełną listów. Tonka, łzawiąc, błagała:

Daj mi list od Kolka, choćby na chwilę!

Nie ma takiego listu odrzucała Vala.

Tonka nie poddawała się. W końcu Vala podała list, mówiąc, żeby nie zamoczyły go łzami. Tonka przytuliła go do serca, czekając, aż babcia wróci.

Skąd wiesz o tym wszystkim? zapytałem.

Nie, po prostu czułam, iż list ma przyjść. Widziałam, jak Vala odchodziła, a ja już tam stałam.

Widziałaś?! krzyknąłem. I nic jej nie powiedziała?

W smutku nie ma miejsca na złość. Mamy wspólną wojnę

Vasia został policjantem, patrolował podwórka, łapał ludzi. Tonka rzadko wychodziła z podwórka, wstydziła się, chciała zniknąć. Mąż gwałcił ją, a ona tylko prosiła o wybaczenie. Listy były jedynym jej oddechem.

Po jakimś czasie listy przestały przychodzić. Nie wierzyłam już w pocztę, ale wciąż czekałam. Każdego ranka budziłam się z nadzieją, iż dziś coś przyjdzie. Petek wtedy po raz pierwszy powiedział: Tato, kocham cię!. Ja mu odpowiadałam: Tato Cię kocha, list niedługo przyjdzie. My czekaliśmy.

W końcu Vasia zniknął z wsi, nikt już go nie widział. Tonka stała przy bramie, patrząc w drogę.

Tonko spróbowałem rozluźnić atmosferę co widzisz?

Patrzyła na mnie niebieskimi oczami, a na twarzy miał tylko wyczerpany wyraz, jakby zmarznięta w zimnym wietrze. Odwróciła się i zniknęła.

Nie widzisz? pytała.

Nic nie widzę, Tonko odpowiedziałem.

Ja też nic nie widzę! krzyknęła i płakała.

Pewnego letniego dnia, kiedy nie dało się już oddychać w upale, usiadła pod jabłonią w naszym podwórku.

Usiądź, Galu powiedziała, jakby wiedziała, co mam zrobić.

Nie mam czasu odparłam, muszę kopać marchew, bo po deszczu stoi mokro.

Nie będziesz dzisiaj kopać, ani jutro westchnęła. Spojrzała na mnie tak, iż usiadłam na ławce i przeprosiłam.

Wtedy weszła Vala, z torbą pełną ciężaru, jakby dźwigała sto kilogramów. Położyła mi kopertę.

Pierwsze słowo przeczytałam: Twój mąż heroicznie poległ. Łzy zalały mi twarz, Tonka straciła przytomność. Okazało się, iż była w ciąży, kiedy Vasia ją zostawił.

Nie pamiętam, co potem się stało. Trzy miesiące zniknęły z mojego życia. Gdyby nie Tonka, poszłabym po Kolka. Antonina wyjechała. My nawzajem się wspierały ona dla syna, ja dla nienarodzonego dziecka. Nie wiedziałyśmy wtedy, co przyjdzie.

Ból nie wyparował, po prostu się schował gdzieś w sercu. Gdy wstałam na świcie, poczułam wiatr na twarzy to Kolka, który przytula i pociesza. Dzień był gorzki, a jednak czułam, iż nie jestem sama.

Wróciłam na podwórko, usłyszałam kroki za płotem. To była Tonka, która przysiadła obok mnie. Siedzieliśmy w ciszy, każdy myślał o czymś swoim. Ból był wspólny, ale nie czuW ciszy, trzymając się za ręce, obie poczuły, iż ich serca wciąż biją w rytmie przeszłych lat, a wspomnienia, choć bolesne, niosą nadzieję na nowy, spokojniejszy poranek.

Idź do oryginalnego materiału