Dzień dobereł! jeżeli kiedykolwiek widzieliście bohaterów, którzy płaczą nad „Bezsennością w Seattle”, to… może się to przydarzyć w realu. Ale po kolei.
Sam (Tom Hanks) jest wdowcem z synem. Nie ma łatwo, bo żałoba to nigdy nie jest pozytywne przeżycie. Ale mija czas i jakoś trzeba żyć. Jego syn, Jonah (Ross Malinger) interweniuje w tej sprawie, wkręcając ojca w nocny program. A słucha go dziennikarka z drugiego końca USA, Annie Reed (Meg Ryan), której audycja wywraca do góry nogami jej życie. To, w jaki sposób i gdzie bohaterowie się spotykają, pozostawiam już do Waszego obejrzenia.
Film jest uroczy – począwszy od klimatu, a skończywszy na jego realizacji. Dialogi są na najwyższym poziomie. Żeby nie szukać daleko, to moja przyjaciółka Asia – dzieciata – stwierdziła, iż rozmowy młodego z ojcem są bardzo realistycznie poprowadzone. Ponadto koszulka nocna jednej z bohaterek również spodobała się Asi, ale ja się nie znam, więc nie bardzo zwróciłam uwagę na ten ubiór.
To, na co zwróciłam uwagę to klimat. Och, ten film fantastycznie płynie i jak czasami zastanawiam się przy filmach „ile do końca”, tak tu było „e, już tyle minęło?”. Jest to znakomicie zrealizowany romans, odwołujący się jawnie i bezczelnie wręcz do jednego z klasyków romansów – „Niezapomniany romans” z 1957 roku. Poza tym obraz był nominowany do Oskarów za muzykę i scenariusz*. I jak zwykle nie przydarza mi się to przy romansach, tak przy „Bezsenności w Seattle” autentycznie, na koniec się wzruszyłam. Bo to jest po prostu bardzo ładna historia, która wbrew pozorom mówi istotną rzecz o miłości**.
————————————-
* Oskary 1994:
– nominacja za najlepszy scenariusz, rywalizował m.in. z „Fortepianem” (zwycięzca);
– nominacja za najlepszą oryginalną piosenkę, tu dla „A Wink and a Smile” Marca Shaimana (muzyka) i Ramsaya McLeana (słowa) – link w komciu.
** mówi się, iż jak spotkasz miłość życia, to to wiesz . Ja sama tego nie przeżyłam, ale znajomi tak to opowiadają .