Beata ”siostra” Nowak większość swojego życia nie akceptowała motocykli. Dopiero, gdy jej mąż wrócił do motocyklowej pasji, to ona sama zaczęła myśleć o tym, żeby jeździć na motocyklu samodzielnie. Jak już się wkręciła w ten pomysł, to choćby złamanie nogi na kursie nauki jazdy nie było w stanie jej powstrzymać. Od początku miała wsparcie od rodziny, a później także od stowarzyszenia motocyklowego „Wataha”, z którym teraz chętnie jeździ na wycieczki po Polsce i Europie.
Beata Nowak – niechęć do motocykli przekuła w wielką pasję
Motocyklem jeździsz głównie turystycznie? Jaki model dla siebie wybrałaś i dlaczego?
Motocyklem jeżdżę głównie dla przyjemności, sprawia mi to ogromną frajdę i można powiedzieć, iż jest to moje paliwo na cały tydzień, ponieważ jeżdżę tylko w weekendy. Czasami oczywiście uda się urwać kilka dni na jazdę, a ponieważ pracuję jako nauczyciel akademicki, to mam prawie 3 miesiące wakacji i wtedy nadrabiam. Staram się urywać z domu (wraz z mężem), kiedy tylko jest okazja. Dodam, iż jestem mamą i babcią, więc jeszcze dochodzą dodatkowe obowiązki.
Jeżdżę dopiero od 4 lat, więc nie mam jakiegoś doświadczenia z modelami motocykli, natomiast jestem wierna Hondzie. Zaczęłam od Hondy CTX i po roku stwierdziłam, iż potrzebuję czegoś większego. Od 3 lat jeżdżę na Hondzie NC 750X DCT, pieszczotliwie nazywana ”Hanią” i prędko jej nie zmienię. Mam nakręcone już na niej ponad 28 tys. km. Dlaczego NC? Bo jest wygodna, praktycznie bezawaryjna, słucha się kierowcy i pali 3,0/100 i jeszcze jest w automacie, co jest dla mnie absolutnym komfortem podczas jazdy (samochody też preferuję w automacie).
Co Cię kręci w motocyklowym podróżowaniu? Wolisz jeździć sama, czy w ekipie?
Kręci mnie poczucie niezależności, to iż mogę dojechać w wiele fajnych miejsc na dwóch kółkach. Mam też większą motywację, żeby się ruszyć z domu (odkąd jeżdżę motocyklem, to wycieczki samochodowe mniej mnie kręcą). Najwięcej frajdy jest w planowaniu wycieczek – gdzie i co można zobaczyć.
Najczęściej jeżdżę z ekipą, należę do największego w moim regionie klubu motocyklowego i organizujemy wycieczki w różne miejsca, krótkie i długie. Tak naprawdę, na te długie, kilkudniowe wycieczki jeżdżę jako jedyna kobieta na swoim motocyklu (reszta pań w roli plecaczków). Każda wycieczka to dla mnie lekcja jazdy, uwielbiam te miliony zakrętów, kiedy adrenalina pozwala mi na zamknięcie się w swoim moto-świecie i skupienie na jeździe.
Czuję się fajnie na mojej Hani. Z racji swojego wieku nie szaleję, cieszę się jazdą, ale…. nie pozwalam sobie w kaszę dmuchać, jeżdżę szybko, ale ostrożnie. Jeżdżę też na tory w ramach szkoleń (najbliższy wyjazd mam 27.06.).
Jak duże są te Wasze grupy wycieczkowe? Jesteście wszyscy w podobnym wieku? Macie jakieś ustalone zasady wspólnej jazdy?
Grupy są różne, ale maksymalnie jedziemy w 10 motocykli, bo na to pozwalają przepisy. o ile jedzie nas więcej, to wtedy dzielimy się na mniejsze grupy (do 10 motocykli) i jedziemy za sobą w odległości ok. 500 m. Z reguły, na wycieczki dalsze, które realizowane są kilka dni, jeździ nas mniej. Wiadomo, nie każdy ma możliwość wziąć urlop lub ma dzieci, które chodzą do szkoły i trzeba być w domu być. W zdecydowanej większości przypadków jeżdżą z nami małżeństwa, czyli panowie – członkowie klubu „Wataha” i ich żony, jako jego sympatyczki.
Jeśli chodzi o wiek – to szczerze powiedziawszy, nie ma w naszym klubie ludzi (bardzo) młodych, ponieważ motocykle na jakich jeździmy są dość spore, jeżeli chodzi o gabaryty i pojemność – do 1800 cm3. No i dla nas największą przyjemnością jest sama jazda, a nie ściganie się i pokazywanie, kto więcej może (śmiech).
Beata Nowak i jej Wataha
Beata Nowak była przeciwna motocyklowej pasji, ale sama wpadła w nią po uszy, tuż przed pięćdziesiątką. Teraz sporo podróżuje motocyklem, szlifuje technikę jazdy na szkoleniach i może liczyć na swoją „Watahę”.
Zobacz także: Motocykl w wieku 50+? Aleksandra Górny: wiek jest tylko kwestią myślenia o nim
Dla wszystkich motocyklistów, którzy jeżdżą w grupach, zasady jazdy są znane (a przynajmniej powinny) i zawsze tego przestrzegamy: „Podczas jazdy w kolumnie obowiązuje specjalny szyk, zwany zygzakiem. Polega on na tym, iż motocykliści jadą jeden za drugim na przemian – jeden po prawej, kolejny po lewej stronie pasa ruchu. W razie nagłego hamowania pozwala to uniknąć kolizji. Szyk liniowy (czyli „gęsiego”) stosuje się na krętych drogach, gdzie najważniejsze jest zachowanie prawidłowego toru jazdy. Wówczas jednak trzeba znacznie zwiększyć odległości między motocyklami”.
A warto korzystać z takich szkoleń na torze? Co Ci one dają?
Ze szkoleń powinno się korzystać zawsze, bo nie ma czegoś takiego, iż jest się już motocyklistą doskonałym. Sytuacje na drodze są nie do przewidzenia, dlatego wyjazd na szkolenie powinien być wpisany w kalendarz każdego motocyklisty, raz na jakiś czas. Szkolenia są różne, np. jazda precyzyjna (gymkhana) czy szybka jazda po torze z ćwiczeniem umiejętności wchodzenia w zakręty. Każde takie szkolenie wnosi dużo, jeżeli chodzi o umiejętności i większą pewność siebie na motocyklu, co nie znaczy, iż po pierwszym szkoleniu jest się mistrzem świata.
Motocykl nie wybacza błędów…. Dlatego uważam, iż chcąc dobrze jeździć motocyklem, trzeba mieć najpierw poukładane w głowie. Wiemy, iż wielu motocyklistów ginie na drogach i nie zawsze ze swojej winy, ale gdy widzę kogoś na ścigaczu, w mieście jadącego 200km/h – to różne myśli mam w głowie… A najbardziej boli mnie to, iż takie osoby psują opinię o motocyklistach. Ja wychodzę z założenia: chcesz się ścigać? Chcesz sprawdzić swoje możliwości? – jedź na tor, tam zrobisz to bezpiecznie!
W podróżach zwykle planujesz wszystko od A do Z, czy zostawiasz miejsce na spontaniczne zmiany planów?
Gdy jedziemy na kilka dni, to wszystko jest z góry zaplanowane. Gdy razem jedzie 10-14 osób, to nie ma miejsca na spontan, bo ciężko znaleźć miejsca noclegowe na tyle osób. Zwykle planujemy dany dzień: ilość kilometrów, co po drodze zobaczyć i gdzie dotrzeć na nocleg. Staramy się, żeby hotel był ze śniadaniem, bo wtedy rano tracimy mniej czasu.
Gdy jadę tylko z mężem, to oczywiście zdarza nam się spontaniczny wyjazd na weekend i wtedy szukamy po drodze czegoś na nocleg. Bardzo lubię te wyjazdy we dwójkę – rozumiemy się z mężem bez słów, pomimo interkomów. Wiemy na co nas stać i na ile możemy sobie podczas jazdy pozwolić.
Który wypad motocyklowy najdłużej zostanie Ci w pamięci?
Przez pierwszy sezon byłam tzw. „kominiarzem” (śmiech), czyli jeździłam wokół komina, żeby nabrać doświadczenia, więc najczęściej były to wyjazdy jednodniowe, do 200 km. Ale potem zaczęły się wyjazdy weekendowe po Polsce i na kilka dni po Europie. W tamtym roku pojechałam do Bułgarii (do Warny), zaliczając oczywiście Transfogarską i Transalpinę w Rumunii. Wtedy wydawało mi się, iż to najpiękniejszy wyjazd. Nie przeczę, było pięknie, na dole +160C, a na górze śnieg i -10C. Był zjazd „na kwadratowo” po śniegu i mgła taka, iż motocykl przede mną ledwo widziałam, ale dałam radę i byłam z siebie dumna.
Ale w tym roku byłam w Czarnogórze i po prostu zakochałam się w Bałkanach! Droga przez góry, od Sarajewa do Kotoru to trasa marzeń – jazda w wąwozach, w otoczeniu przepięknych krajobrazów, które zapierają dech w piersiach (aż żal, iż nie miałam kamerki, bo tego się nie da opisać). Powrót oczywiście inną trasą, przez Medjugorie – też piękną. Na wrzesień planujemy wyjazd do Dunkierki, ale z tyłu głowy mam Szwecję, a powrót przez Niemcy. Przy takich wyjazdach i większej ilości osób musi być plan.
A jakie kierunki jeszcze tak Cię ciągną, iż z pewnością tam właśnie się wybierzesz?
Oprócz Szwecji, bardzo chcę zobaczyć Berlin, poza tym Włochy, gdzie już mieliśmy wszystko zaplanowane, ale pandemia w 2020 r. zatrzymała nas w domu. W przyszłym roku w planach jest Nordkapp i jeszcze Bałkany. Czasami wymyślamy kierunki, ot tak – planów cała głowa, tylko czasu brak…
Skąd w Twoim życiu wzięły się te motocykle? Od razu wiedziałaś, iż to coś dla Ciebie?
Ha! I to jest dość zabawna historia…. Mój starszy syn od małego miał zajawkę na motocykle, które były wszędzie: na ścianie, na tapecie w komputerze, na telefonie, wszędzie zdjęcia wycinane z gazet. Były to ścigacze, a iż ja miałam ogólnie przyjęte zdanie na temat motocyklistów – to powiedziałam, iż nie ma takiej opcji, żebym choć 5 zł dołożyła mu do motocykla. Miał skuter i to powinno mu wystarczyć… Potem zaczęła się szkoła średnia, studia daleko od domu, dziewczyna (a w tej chwili żona) i z motocykli zostało mu tyle, iż teraz jest instruktorem nauki jazdy, m.in. na motocyklu. Młodszy syn też jeździ na motocyklach, ale chwilowo żaden z nich nie ma własnego.
Natomiast mój mąż, jako młody chłopak i później, jeździł motocyklami, ale z racji obowiązków i innych wydatków – zaprzestał. Jakieś 5 lat temu zaczął przebąkiwać, iż może by kupił taki większy motocykl, żebyśmy mogli razem na wycieczki jeździć. I kupił Hondę Goldwing, a ja zaczęłam z nim jeździć. Po 3 miesiącach stwierdziłam, iż może sama spróbuję prowadzić motocykl? Ponieważ mamy własny Ośrodek Szkolenia Kierowców, to zaczęłam się uczyć, choć przez kilka pierwszych godzin przez cały czas nie byłam przekonana, czy to jest faktycznie to, co chcę robić i po co mi to adekwatnie…
I tu muszę dodać, iż duże wsparcie miałam w rodzinie. Moim nauczycielem, był mój starszy syn – instruktor nauki jazdy. Sporo kilometrów (już po egzaminie) przejechałam też z młodszym synem, który brał mnie na krótkie wycieczki, w celu doskonalenia techniki jazdy.
Ale jednak przekonałaś się do tego?
Byłam przerażona, jak pierwszy raz wsiadłam na Kawasaki, które wtedy dla mnie było olbrzymem. W trakcie lekcji przewróciłam się i… złamałam nogę! To mnie wcale nie zniechęciło, bo jak ściągnęli mi gips to wsiadłam znowu. Poszłam na egzamin, ale zdałam za drugim razem, bo za pierwszym zjadł mnie stres, choć wszystko wcześniej robiłam perfekcyjnie (myślałam: jak to? właścicielka OSK i nie potrafi jeździć?).
Później już całkiem wsiąknęłam w to motocyklowe towarzystwo. Uwielbiam spotkania z ludźmi, którzy mają taką samą pasję, wspólne zloty i wyjazdy. Całe szczęście, iż mąż dzieli to wszystko ze mną i razem zatracamy się w takim zdrowym szaleństwie (śmiech). Teraz to mam pewność, iż to jest coś dla mnie!
Czyli warto było? Myślisz, iż nigdy nie jest za późno na motocyklową pasję?
Czy warto? Po stokroć powiem: TAK! I nie zrozumie chyba tylko ten, kto tego nie spróbował. Też byłam „na nie”, dopóki sama nie poczułam wiatru we włosach i frajdy, jaką daje jazda motocyklem. Dla mnie pobyt w sklepie motocyklowym i wybór, np. kasku, to jak dla innych kobiet kupowanie ciuchów czy butów. Moją pasją jest też czytanie, ale to tzw. pasja zimowa, bo gdy tylko robi się cieplej, to książki zamieniam na motocykl.
I zakończę to puentą – stwierdzeniem mojego młodszego syna: „mam zajebistą mamę, nie dość iż wydziarana to jeszcze śmiga na motocyklu!”.
Szkoła jazdy Beaty: https://www.prawojazdy-tarnow.pl/