Mieszkanie w nowym budownictwie. Sąsiedzi po trzydziestce, bez "starszego pokolenia". Wszystko cudne, a ludzie z bloku... wystawiają graty na klatkę schodową. jeżeli taki obrazek kojarzy się tylko osobom, które pamiętają PRL... to nic z tego. Ten trend przetrwał i ma się dobrze.
Kiedy wczytałem się w dyskusję na Reddicie, pomyślałem, iż jednak chyba ktoś przesadza. "Zawsze uważałam, iż swoje rzeczy trzyma się u siebie i nie należy zaśmiecać przestrzeni wspólnej, bo nie każdy ma ochotę wąchać moje buty" – napisała użytkowniczka, od której zaczęło się to całe zamieszanie. Jedno pytanie nasuwa się samo.
Po co robić pod drzwiami przechowalnię?
"Wprowadzili się teraz nowi sąsiedzi i przed drzwiami zawitała kolejna wystawka butów i rower. Gdyby jeszcze mieszkania były mikroskopijne, gdzie liczy się każdy centymetr, to może udałoby mi się to zrozumieć, ale każde ma ponad 100 metrów kwadratowych" – czytamy w jednym z komentarzy.
– Takie akcje pokazują, iż ludzie chyba mają mnóstwo par butów. Pomyśl, ile muszą mieć ich jeszcze w szafce w domu – sugeruje w rozmowie z nami Jakub z Olsztyna. Zarzeka się, iż on przed drzwi nic nie wystawia, ale... jego matka, już tak. – Tłumaczy podobno, iż nie ma miejsca w domu.
– To buty i jakieś drobiazgi. Nawet, jakby ktoś to ukradł, nie byłoby szkoda. Ale wnerwia mnie to, bo wszystko wygląda jak okop – opisuje Jakub. I gdyby chodziło tylko o buty, może temat nie wzbudzałby aż takich emocji. Ludzie mają jednak fantazję i naprawdę potrafią zamienić fragment klatki schodowej w obozowisko.
– Nie znoszę, kiedy ktoś "rozprzestrzenia się" ze swoimi rzeczami na korytarz i klatkę schodową – denerwuje się 35-letni Mateusz z Warszawy. – Rozumiem, iż to są części wspólne, ale na rowery i wózki mamy rowerownię. Każdy ma przestronne komórki lokatorskie. A niektórzy urządzają sobie w okolicach swoich drzwi niezłą "wystawkę" – opowiada.
Ta "wystawka" to u niego na przykład komoda, albo siedem doniczek z kwiatami. No i oczywiście stała tradycja, czyli "zagony" butów. – Mam rozumieć, iż skoro te rzeczy są wystawiane na części wspólnej, to także są wspólne dla wszystkich mieszkańców? – zastanawia się Mateusz.
Z tym praniem Mateusz żartował, ale jak się okazuje, takie historie też się zdarzają. Ktoś potwierdził w jednym z wpisów, iż w święta pojechał do rodziny i pod drzwiami u sąsiadów zobaczył... suszarkę pełną prania.
"Bazarek" na klatce schodowej
Albo inny zwyczaj, który dla wielu jest denerwujący – wystawianie worka ze śmieciami na wycieraczkę za drzwi. "W domu nie trzymasz, bo ci śmierdzi, więc co w twojej głowie nie działa, iż dochodzisz do wniosku, iż sąsiadowi to nie przeszkadza?!" – dopytuje internauta, który przyznaje się, iż na klatce zdarza mu się zostawić jedynie mokry parasol.
Niektórzy w tej dyskusji tracą cierpliwość. "Człowieka ze wsi wyciągniesz, ale wsi z człowieka nie da rady" – to jeden z argumentów, który poparło kilka osób. Tylko iż takie szufladkowanie nie bardzo ma sens, ponieważ zwyczaj z "anektowaniem" korytarza jest zbyt powszechny. Dotyczy młodszych i starszych, rodziny z dziećmi i bez. Wygląda już trochę jak... narodowa tradycja. Znaleźli się tacy, co rozpracowują ten problem z innej strony.
29-letnia Weronika mieszka w kawalerce w Łodzi. Nowy blok, na jej piętrze są jeszcze trzy mieszkania. U niej na wycieraczce jest pusto, u sąsiadów przez ścianę również. Ale na drugim końcu korytarza mają "bazarek". – Ja tak to nazywam, bo przypomina mi stragan. Wózek, rowerek dla dzieci, rolki, stara półka wyjęta z szafki. Ostatnio jeszcze stojak po choince – wylicza.
Zaznacza, iż dla niej tak naprawdę to nie problem. – Nie robimy afery, dopóki jest dostęp do windy i schodów. No i rozumiem, iż wózek może nie mieści się w mieszkaniu. Ale te inne starocia łatwiej już chyba wyrzucić. Administracja mogłaby się już przyczepić, bo dostęp do szafki z licznikami jest zagrodzony – przekonuje.
Graciarnia to też zagrożenie
Weronika ma rację. Taka graciarnia to nie tylko denerwujący bałagan, ale przede wszystkim narażanie się na problemy. A w skrajnych sytuacjach – na niebezpieczeństwo. Z własnego doświadczenia wiem, iż w niektórych blokach zaczyna się od upominania... po dobroci. Na drzwiach przy wejściu pojawia się kartka z ostrzeżeniem, by nie trzymać gabarytów obok własnego mieszkania lub na miejscach parkingowych w garażach podziemnych.
– Powiedzmy wprost, taki pierd***nik powinien być karany. I nie czułbym się kapusiem, żeby coś takiego zgłosić. Moi sąsiedzi wystawiali tylko buty, ale dość gwałtownie załatwiliśmy to po koleżeńsku i problem z głowy. Pewnie nie zawsze tak się da – relacjonuje Michał z Warszawy, który mieszka w bloku w starszym budownictwie. W tej sprawie wyznaje zasadę: zero tolerancji.
Na najbardziej opornych mieszkańców czekają mandaty, bo blokowanie klatek schodowych może być potraktowane jako łamanie przepisów pożarowych. Wystarczy jakaś przypadkowa kontrola i ocena sytuacji przez strażaka. Wtedy winowajcą i obciążonym kosztami będzie ten, kto robi przechowalnię we wspólnej przestrzeni.
O ile buty pewnie nie byłyby problemem, większe rzeczy już prawdopodobnie tak. Jak podaje strazacki.pl, w obrębie m.in. klatek schodowych i korytarzy nie wolno przechowywać materiałów niebezpiecznych pożarowo, ale również innych, jeżeli "sposób ich składowania, przetwarzania lub innego wykorzystania może spowodować powstanie pożaru". To choćby szafy, regały, lodówki, zamrażarki, stoły czy krzesła.
Kary finansowe za przechowywanie rzeczy na klatkach schodowych sięgają choćby 5 tys. zł. I co ważne: wózki czy rowery można przechowywać na klatce schodowej w przypadku braku przeznaczonej dla nich wózkowni/rowerowni, jednak miejsce przechowywania powinno być ściśle wyznaczone.