Bajkowe ptaki w podróży po niebie…

twojacena.pl 1 tydzień temu

Żurawie-statki płyną po niebie…
Weronika obudziła się i przeciągnęła z rozkoszą. Potem zastanawiała się, jaki dziś dzień. Odwróciła głowę, by spojrzeć na zegar. Wzrok natknął się na obłok białej sukni wiszącej na drzwiach szafy. Za długa, powiesiła ją na zewnątrz, by się nie pogniotła. Wspomnienia nagle runęły jak lawina, przygniatając ją tak mocno, iż zabrakło tchu.

Kiedy przymierzała suknię w sklepie, przez chwilę myślała, iż postępuje słusznie. Michała nie ma. A Filip jest tu, żywy, troskliwy, przystojny i majętny. Nic już nie da się zmienić. Za kilka godzin włoży tę suknię i pojedzie w weselnym korowodzie do urzędu stanu cywilnego.

Weronikę przeszedł dreszcz na tę myśl. Odwróciła się od sukni — symbolu jej zdrady.

Wczoraj powiedziała to mamie. Blada, wyczerpana chemią i operacjami, matka patrzyła na córkę zapadniętymi oczami.

— Rozumiem, córeczko. Ale Michała nie ma.
— Zaginął, ale nie zginął — odparła ostro Weronika. — Może jest w niewoli, przecież wymieniają jeńców.
— Weroniko, a jaki wróci po niewoli? Oglądasz wiadomości? choćby jeżeli fizycznie będzie cały, psychika będzie zrujnowana. Po co ci to? Masz dopiero dwadzieścia cztery lata. Życie dopiero się zaczyna. I byliście razem tak krótko…
— Mamo, obiecałam na niego czekać. Wychodząc za Filipa, zdradzam go. A jeżeli wróci? Jak spojrzę mu w oczy? — Weronika już krzyczała, dławiąc się łzami.
— Cicho, nie krzycz. On też obiecał wrócić. Wojna. Łatwo obiecywać, trudno dotrzymać. Gdyby żył, dałby znać, prawda? — Matka objęła córkę.

Weronika położyła głowę na ramieniu matki i usłyszała jej ciężki oddech. W płucach szeleściło jakby suche liście.

„Mama ma rację. Filip tak wiele dla nas zrobił. Umożliwił mamie leczenie w najlepszej klinice w Warszawie, dał pieniądze. Wróciła dosłownie zza grobu. przez cały czas jest na chemii, ale jest nadzieja. A jeżeli znowu zachoruje? Nie mamy oszczędności — jedyna szansa to Filip. Nie mogę odmówić… To przecież mama, marzy o wnukach… A ja myślę tylko o sobie…”

Weronika otarła łzy.
— Wszystko będzie dobrze, mamo. Nie martw się.

Matka wzdychała, zerkała ukradkiem na córkę, raz po raz żegnała ją w myślach, sądząc, iż ta nie widzi.

— Nie bądź głupia. Trzymaj się takiego Filipa jak przysłowiowa pijany płota — mówiła przyjaciółka Kinga, nie kryjąc zazdrości.
— To ty się go trzymaj. Jesteś ładniejsza ode mnie.
Kinga pokręciła głową i zakręciła palcem przy skroni.
— Jestem mu winna, rozumiesz? — Weronika mówiła gorączkowo. — I zawsze będę. To jak dobrowolne więzienie. On może robić, co zechce, a ja choćby pisnąć nie śmiem. Bo mu wi-nna. To nie życie, to klatka.
— Głupia jesteś. Pożyjesz trochę, nie zniesiesz, rozwiedziesz się. Przecież to nic trudnego — poradziła lekko Kinga.

Te słowa wszystko przesądziły. Ale im bliżej ślubu, tym ciężej było Weronice na sercu. „Tak, na pewno mnie puści. Tyle pieniędzy w nas zainwestował” — myślała z goryczą. — „I nie ucieknę. Dokąd? Mamy nie zostawię. To by ją zabiło. Dopiero zaczęła przybierać na wadze. Pułapka. Gdyby tylko napisał jedno słowo — 'żyję’ — odwołałabym ślub…”

Filip mówił, iż ją kocha, nie nalegał na bliskość, choć parę razy Weronika ledwo wymknęła się jego namiętności. Zarezerwował ekskluzywną restaurację, zaprosił ważnych gości. Będzie wiceprezydent miasta. Nie chciała wystawić Filipa na pośmiewisko — porzuconego narzeczonego. Nigdy nie zrobił jej nic złego, pomógł mamie…

Do pokoju zajrzała matka.
— Jeszcze nie wstałaś? Za dziesięć minut przyjdą robić fryzurę i makijaż. Wstawaj i pod prysznic. Śniadanie na stole.

Weronika zerwała się z łóżka i poszła do łazienki. Pytanie „co robić?” pozostało bez odpowiedzi, wisząc w powietrzu jak lekki przeciąg.

Umyła się szybko, z mokrymi włosami usiadła do stołu. By nie urazić matki, wypiła kawę i ugryzła kanapkę. Kęs utknął w gardle.
— Wystarczy, mamo. Niedobrze mi. — Odstawiła kubek.
— Ja też przed ślubem z twoim ojcem nie jadłam, tak się denerwowałam. Potem wypiłam szampana i myślałam, iż się ośmieszę przed gośćmi. — Matka parsknęła śmiechem, ale zaraz się skrzywiła.
— Co się stało? — Weronika poderwała się.
— Szew ciągnie.

W tej chwili zadzwonił dzwonek.
— Otworzę — matka wyszła do przedpokoju, a serce Weroniki zabiło jak ptak w klatce.

Zaczęło się krzątanie przy fryzurze i makijażu. Weronikę nie obchodziło, jak będzie wyglądać. Gdy w końcu zobaczyła się w lustrze, wstrzymała oddech. Patrzyła na nią gwiazda Hollywood — tylko iż to była ona.

Ostrzegła wcześniej, iż nie chce żadnych koków ani wież na głowie, ma wyglądać naturalnie. I nie pomyliła się. Matka przycisnęła dłonie do piersi, w oczach zabłysły łzy.

Fryzjerka wyszła, a Kinga pomagała włożyć suknię.
— Jeszcze za wcześnie — protestowała Weronika.
— Wcale nie. Może trzeba coś podszyć. Mama mówiła, iż nic nie jesz.
— Ty też się czepiasz — westchnęła z rezygnacją.

Znowu zadzwoniono.
— Mama otworzy? — spytała Kinga, sznurowanWeronika uśmiechnęła się przez łzy, patrząc na pierścionek z brylantem, który Filip odesłał z kartką: *„Niech będzie szczęśliwa — to i tak zawsze było moje marzenie”*.

Idź do oryginalnego materiału