Babciu, mama mówi, iż musimy cię oddać do domu spokojnej starości”: podsłuchałam rozmowę rodziców.

twojacena.pl 14 godzin temu

Babcia Helena spieszyła na szkolne podwórko, by odebrać wnuczkę po lekcjach. Jej twarz promieniała uśmiechem, a obcasy dźwięcznie stukały po chodniku, jak za dawnych lat, gdy serce wciąż wierzyło w dobro i wdzięczność. Była w świetnym humorze – wreszcie kupiła własne mieszkanie, niewielkie, ale przytulne, w nowym bloku. Jasne, czyste, z nową kuchnią i widokiem na park – to miało być dla niej symbolem wolności i zwycięstwa.

Długo do tego dążyła: przez dwa lata oszczędzała, sprzedała stary dom na wsi, który budowała z mężem, a córka Zofia dołożyła trochę pieniędzy. Obiecała, iż odda każdą złotówkę. Córka z mężem byli młodzi, sami potrzebowali gotówki, a Helenie wystarczała choćby połowa emerytury, zwłaszcza teraz, gdy miała własny dach nad głową.

Przed szkołą czekała już ośmioletnia Zosia – jej radość, jej sens życia. Późne dziecko Zofii, urodzone, gdy ta miała prawie czterdzieści lat. Helena nie chciała przeprowadzać się do miasta, ale uległa prośbom córki, by pomóc z wnuczką. Codziennie odbierała Zosię ze szkoły, zabierała na spacery, karmiła, czekała, aż rodzice wrócą z pracy – i wracała do swojego mieszkania. Formalnie było ono zapisane na córkę – na wszelki wypadek, by nie paść ofiarą oszustów – ale w głębi duszy Helena uważała je za swoje.

Szły ścieżką, trzymając się za ręce, gdy nagle Zosia przystanęła i spojrzała babci prosto w oczy:
– Babciu… Mama powiedziała, iż trzeba cię oddać do domu starców…

Jakby grom z jasnego nieba. Ziemia zawirowała pod nogami. Helena zamarła.
– Co powiedziałaś, Zosiu? – zapytała zduszonym głosem.
– No… do takiego domu, gdzie mieszkają same babcie. Mama mówiła, iż nie będziesz się tam nudzić…

Helena poczuła, jak cała się kurczy. Próbowała się uśmiechnąć, ale usta jej drżały.
– A skąd ty to wiesz?
– Słyszałam, jak mama rozmawiała z tatą w kuchni. Mówiła, iż już wszystko ustaliła z jakąś panią. Tylko nie zabiorą cię od razu, poczekają, aż podrosnę… Ale nie mów mamie, iż ci powiedziałam… Proszę…

– Dobrze, słoneczko… Nie powiem – Helena z trudem otworzyła drzwi do mieszkania. – Coś mi niedobrze… Położę się na chwilę… A ty przebierz się, dobrze?

Zosia pobiegła do swojego pokoju, a Helena osunęła się na kanapę, choćby nie zdejmując płaszcza. Przed oczami wirowały ściany, a w uszach wciąż dźwięczał głos wnuczki: *dom starców… nie będziesz się nudzić… już wszystko ustalone…*

Trzy miesiące później spakowała rzeczy. Bez awantur, bez wymówek. Po prostu pewnego dnia zamknęła drzwi swojego mieszkania – i nigdy już tam nie wróciła.

Teraz mieszka na wsi – wynajmuje małą chatkę u dawnej przyjaciółki. Tam powietrze jest inne, a ludzie życzliwsi. Oszczędza na własny dom, choćby skromny. Przyjaciółki i dalsi krewni wspierają ją – jedni dobrym słowem, inni pomocą. Choć nie brak i takich, którzy pytają:
– A nie próbowałaś porozmawiać z córką? Może dziecko coś wymyśliło?

– Dziecko by takiego kłamstwa nie wymyśliło – odpowiada stanowczo Helena. – Znam swoją córkę. Ani telefonu, ani listu, ani słowa – odkąd wyjechałam. Więc to prawda. I niech wie, iż się dowiedziałam. Nie dzwonię do niej. I nie zadzwonię. Nie jestem winna.

Idź do oryginalnego materiału