Babcia na wynajem

newsempire24.com 1 dzień temu

Stoję przed lustrem w łazience, w dłoni trzęsą mi się tusz do rzęs. Ostatni raz tak się malowałam siedem lat temu, przed tym pechowym przyjęciem firmowym, gdzie poznałam Marka. Zostawił nas rok po urodzeniu synka, wspaniałomyślnie zostawiając nam mieszkanie.

Ręka sięga po mój zwykły błyszczyk, ale nagle chwyta szminkę w intensywnym czerwonym kolorze. Leżała nietknięta od czasu, gdy zostałam po prostu “mamą Kuby”.

Telefon zadrżał na krawędzi umywalki, z hukiem spadając na podłogę. Ręka z pędzelkiem drgnęła, zostawiając czarną smugę przy skroni. Basia dzwoniła już trzeci raz w ciągu godziny.

– W ogóle się wybierasz? – jej głos był rozdrażniony w słuchawce. – Miałaś podjechać po mnie godzinę temu!

Przygryzam wargę, patrząc przez uchylone drzwi na Kubę. Syn siedzi przed telewizorem, otoczony kręgiem kukurydzianych chrupek. Połykam gulę w gardle.

– Muszę znaleźć nową nianię.

– Co?! – Basia aż sapnęła. – Mówiłaś, iż wszystko załatwione!

– Tamta niania odmówiła w ostatniej chwili.

W słuchawce zapanowała groźna cisza. Dokładnie wiedziałam, co myśli Basia: “Znowu Ania sobie nie radzi”. Pięć lat samotnie z dzieckiem, a wciąż nie nauczyłam się przewidywać takich sytuacji.

– Mamo! – Kuba pojawia się w drzwiach, zostawiając za sobą ślad chrupek. – Tato dziś przyjdzie?

Czułam, jakby ktoś mnie uderzył pod żebra. To pytanie padało w każdy piątek, ale były mąż nie palił się do kontaktów z naszym wspólnym dzieckiem. Choć sama też nie naciskałam.

– Nie, słoneczko – poprawiam mu kołnierzyk. – Ale dziś przyjdzie do ciebie wspaniała, najlepsza na świecie niania!

Laptop wyświetlił tuzin ogłoszeń po wpisaniu “niania w trybie pilnym”. Baner “Babcia na godziny” z uśmiechniętą starszą panią wyglądał jak kpina. Moja własna matka od trzech lat mieszkała w Sopocie. Nasze relacje były napięte – ja nie chciałam jej martwić swoimi problemami, ona oskarżała mnie, iż się odsuwam i nic jej nie mówię.

Nacisnęłam baner i wybrałam “Zadzwoń”.

O 19:03 punktualnie dzwonek do drzwi przerwał ciszę naszego mieszkania.

Kobieta w progu wyglądała, jakby zeszła ze stron podręcznika do gospodarstwa domowego z czasów PRL-u. Wysoka, wyprostowana, w szarym kostiumie i nienagannie białej bluzce. Jedyny nietypowy szczegół – staromodna broszka w kształcie sowy na klapie marynarki.

– Zamówiła pani nianię? – jej głos brzmiał wyraźnie, z lekką chrypką, jak u osoby przyzwyczajonej do posłuchu.

Odsunęłam się odruchowo, wpuszczając nieznajomą. Po raz pierwszy poczułam się gościem we własnym domu, bełkocząc zmieszana:

– Tak, ale… Spodziewałam się…

– Kogo konkretnie? – odwróciła się gwałtownie i broszka zabłysła w świetle żyrandola. Nie znalazłam odpowiedzi. Kobieta kilka przypominała radosną staruszkę z reklamy.

Za moimi plecami rozległ się tupot bosych stóp. Kuba wpatrywał się w jej surowy kostium:

– Jesteś prawdziwą Panią Dziurą? Jak z bajki?

– Kuba! – instynktownie zasłoniłam go sobą.

Kobieta chrząknęła. Pochyliła się i niespodziewanie obdarzyła mojego syna łagodnym uśmiechem.

– Spostrzegawczy chłopiec. Ale dziś jestem po prostu Wanda Stefanowska. Twoja niania. Na ten wieczór.

Zdejmuje marynarkę tym samym precyzyjnym ruchem, jakim chirurg zdejmuje rękawiczki po operacji, i wiesza ją porządnie na wieszaku. Obnosi się wzrokiem po pokoju bystrym, zawodowym spojrzeniem.

– Zasady są proste. Pani wychodzi. Może dzwonić, ale tylko w ważnej sprawie. Ja będę zajmować się dzieckiem, a pani nerwowe telefony są nam niepotrzebne.

Przygryzam wargę, patrząc, jak przeciąga palcem po półce, sprawdzając kurz.

– Ma pani referencje?

Wanda Stefanowska odwraca się i w jej oczach widzę coś nieuchwytnie znajomego:

– Trzydzieści pięć lat pracy jako przedszkolanka. Wychowałam niejeden rocznik dzieci. Pani Kuba będzie w dobrych rękach.

Idź do oryginalnego materiału