Babcia gra na naszych nerwach: symulacja choroby czy wołanie o pomoc?

newsempire24.com 6 godzin temu

Babcia gra na naszych nerwach: symulacja choroby czy wołanie o pomoc?

Nazywam się Agnieszka. Mam 37 lat, jestem zamężna, mam mamę, która ma 56 lat, oraz babcię — babcię Jadwigę, która skończyła już 85. Mieszkamy w małym miasteczku na Podlasiu, gdzie zimy bywają mroźne, a odległości między domami wydają się nieskończone, zwłaszcza gdy pędzisz przez zasypane śniegiem drogi w środku nocy.

Babcia Jadwiga, mimo swojego wieku, uparcie mieszka sama w starym drewnianym domu na obrzeżach miasteczka. Stanowczo odmawia przeprowadzki do mamy, choć ta wielokrotnie oferowała jej wygodę i opiekę. Babcia powtarza, iż jej dom to jej twierdza i nikt nie zmusi jej do opuszczenia rodzinnych ścian. Ale ostatnio jej samotność chyba stała się dla niej zbyt ciężka do zniesienia i znalazła sposób, by trzymać nas w ciągłym napięciu.

Babcia zaczęła dzwonić do mnie i mamy prawie codziennie, żałośnie oznajmiając, iż jest jej “bardzo źle”. Jej głos w słuchawce drży, jęczy, mówi, iż “serce ją boli” albo “nogi nie trzymają”. My z mamą, rzucając wszystko, pędzimy do niej, ściskając pięści z niepokoju. Ale gdy przyjeżdżamy, widzimy zawsze tę samą scenę: babcia, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ożywia się. Już krząta się po domu, proponuje herbatę z konfiturami i choćby próbuje żartować. A my stoimy zdezorientowane, z sercami waliącymi jak młoty, nie wiedząc, czy śmiać się, czy płakać.

My z mamą jesteśmy zmęczone tą grą. Każdy taki telefon to jak porażenie prądem, ale nie możemy machnąć ręką i nie przyjechać. A co jeżeli tym razem jest naprawdę źle? Co jeżeli nie przyjedziemy, a stanie się coś nieodwracalnego? Ta myśl gryzie nas, nie dając spokoju. Boimy się, iż jeżeli zignorujemy jej wołanie, nigdy sobie nie wybaczymy, gdyby coś się babci stało.

Wszystko zaczęło się rok temu. Pamiętam, jak przyjechałyśmy z mamą do babci o czwartej nad ranem, w śnieżycę, choćby nie mając czasu się porządnie ubrać. Byłam w koszulce nocnej, mama — w starym płaszczu narzuconym na piżamę. Myślałyśmy, iż zastaniemy babcię na łożu śmierci, a ona przywitała nas z uśmiechem i powiedziała, iż “tylko ciśnienie skoczyło”. Po pół godzinie już wyjmowała z szafy swoje słynne malinowe konfitury i zapraszała nas do stołu. Byłyśmy w szoku, ale wtedy zrzuciłyśmy to na przypadek.

Próbowałyśmy zrozumieć, o co chodzi. Namawiałyśmy babcię na badania w szpitalu, ale ona machała ręką, twierdząc, iż “ci lekarze tylko pieniądze biorą”. Wtedy przyprowadziłyśmy do niej lekarza. Dokładnie ją zbadał, zmierzył ciśnienie, osłuchał serce i wydał wyrok: jak na swój wiek, jest w świetnej formie. “Potrzebuje więcej towarzystwa — dodał, patrząc na nas. — Odwiedzajcie ją częściej, a telefony ustaną”. Ale jakże się mylił!

My i tak staramy się poświęcać babci czas. Mieszkam godzinę drogi od niej, mama — nieco bliżej, ale po pracy, w korkach i zmęczeniu, codzienne przyjazdy są niemożliwe. W weekendy zmieniamy się z mamą: raz ja przywożę babci zakupy i siedzimy przy herbacie, raz mama przyjeżdża pomóc w sprzątaniu. Na święta zawsze jesteśmy razem, z prezentami i kwiatami, by ją ucieszyć. Ale chyba to dla niej za mało. Ona chce więcej — naszej uwagi, naszych nerwów, naszego czasu.

Mama nie raz proponowała babci przeprowadzkę do siebie. Jest gotowa oddać jej najlepszy pokój, otoczyć opieką, ale babcia jest nieugięta. “Nie chcę wam ciążyć — mówi, a potem znów dzwoni w środku nocy z narzekaniem. — Lepiej umrę w swoim domu”. Te słowa bolą jak nóż, ale co możemy zrobić?

Dziesiątki razy prosiłyśmy babcię, żeby nie dzwoniła, jeżeli naprawdę nie jest źle. Tłumaczyłyśmy, iż każdy taki telefon to stres, strach, stracone godziny snu. Ale ona jakby nie słysza. Albo nie chce słyszeć. Jej telefony nie ustają, i za każdym razem stoimy przed tym samym dylematem: jechać czy nie? Zignorować czy uwierzyć? Boimy się pomylić, boimy się przegapić moment, gdy pomoc będzie naprawdę potrzebna.

Czasem myślę, iż babci po prostu jest smutno. Brakuje jej ciepła, rozmów, śmiechu. Może te telefony to jej desperacka próba zatrzymania nas blisko? Ale dlaczego wybrała tak okrutny sposób? Dlaczego każe nam żyć w ciągłym strachu? Nie wiem, jak znaleźć wyjście. Kochamy babcię, ale jej gra na naszych nerwach wykańcza nas. Ale póki dzwoni — będziemy przyjeżdżać. Bo jeżeli nie przyjedziemy, a coś się stanie, ten ciężar winy przygniecie nas na zawsze.

Idź do oryginalnego materiału