Awans zawodowy
Nie od dziś wiadomo, iż awansów w pracy można dostąpić na różne sposoby. Jedni zasługują na nie uczciwą pracą, inni podkładają nogę przełożonemu, a jeszcze inni wyjeżdżają z nim w delegację.
Wieść o tym, iż na stanowisko dyrektora, po odejściu na emeryturę Piotra Kazimierza, mianowano w końcu nową osobę, i to nie z grona pracowników firmy, wprawiła wszystkich w osłupienie. Nadzieje, iż następcą Piotra Kazimierza zostanie działający od dwóch tygodni jako p.o. dyrektora Eugeniusz Marek, legły w gruzach. Każdy przekazywał tę nowinę, dodając od siebie barwnych szczegółów: to młoda kobieta, przystojna dama, wredna lwica, kochanka tego właśnie… Imię wysokiego rangą przełożonego pozostawało niewymienione. Jak to mówią, nie wywołuj wilka z lasu…
O dziesiątej rano wszyscy pracownicy zebrali się w sali konferencyjnej, by poznać nową dyrektor. Dawid wszedł ostatni. Jak na komendę wszystkie głowy zwróciły się w jego stronę.
Przed salą stała młoda kobieta z gładko zaczesanymi do tyłu włosami. Garnitur leżał na niej idealnie, jak druga skóra. Smukłe nogi, wysokie szpilki, jaskrawa szminka na ustach i chłodne, nieprzeniknione spojrzenie dopełniały całości.
— Pańskie nazwisko? — W ciszy sali jej głos zabrzmiał jak pęknięta struna.
— Nowak Dawid Tomasz — odparł Dawid, zuchwale, ale spokojnie, i lekko skłonił głowę. Mogło się wydawać, iż zaraz wykona ukłon. Ale nie, obyło się.
— Spóźnił się pan, Dawidzie Tomaszu, a ja właśnie mówiłam, iż spóźnienia są niedopuszczalne. Tym razem wybaczymy. Proszę usiąść. — Metaliczny ton jej głosu sprawił, iż niejednemu w sali zgrzytnęło w zębach.
Dawid usiadł obok przyjaciela i kolegi, Marka.
— No co, rżnie głupa? — zapytał go szeptem.
— To mało powiedziane — odparł tamten cicho. — To nie kobieta, tylko maszyna, i chce z nas zrobić takie same roboty.
Wszyscy przedstawiali się po kolei, krótko mówiąc, czym się zajmują. Po uwagach i pytaniach nowej dyrektorki stało się jasne, iż doskonale orientuje się w działalności firmy. Gdy przyszła kolej na Dawida, nagle podziękowała wszystkim i pozwoliła wrócić do pracy.
— Oho — zaśmiał się Marek. — Nie zazdroszczę ci.
— Daj spokój, chodźmy pracować, póki nas nie zwolnią — odparł Dawid.
Wychodząc z sali, wszyscy dyskutowali, jakich zmian można się spodziewać.
Przez dwa tygodnie każdy przychodził do pracy na czas, kawę pito wyłącznie w przerwie obiadowej, a papierosy palono gwałtownie i bez przyjemności. Lecz, jak wiadomo, nawyków wypracowanych latami nie da się porzucić w dwa tygodnie. niedługo wszystko wróciło do normy: spóźnienia, papierosy, częste wizyty przy ekspresie do kawy. Ale bez przesady.
Pod koniec trzeciego tygodnia sekretarka podeszła do biurka Dawida i oznajmiła, iż Bożena Aleksandra wzywa go do swojego gabinetu.
— Proszę usiąść — wskazała ręką krzesło naprzeciwko. — Podoba mi się, jak pan pracuje. Skutecznie, bez zamieszania. Dlaczego wciąż jest pan zwykłym pracownikiem? Miał pan zatargi z moim poprzednikiem?
— Nie — Dawid nie rozumiał, do czego zmierza.
— Kierowniczka pańskiego działu za rok odchodzi na emeryturę. Myślę, iż czas przygotować następcę. — Bożena przyglądała mu się uważnie.
Dawid wytrzymał jej spojrzenie.
— Poradziłby pan sobie nie gorzej niż ona — ciągnęła, obracając w palcach długopis. — W piątek w Warszawie odbędzie się wystawa nowoczesnego sprzętu. Pan pojedzie, rozejrzy się, oceni. Czekam na raport. Diety i bilety otrzyma pan w księgowości.
— Ale piątek to już jutro — Dawid wyglądał na zaniepokojonego.
— Wiem. Wrócicie w niedzielę. Ma pan jakieś zastrzeżenia?
Dawid wzruszył ramionami. Nie mógł przecież powiedzieć, iż obiecał synowi wyjście do wesołego miasteczka. Filip czekał na to od dwóch tygodni. Że żona prawdopodobnie nie uwierzy, iż jedzie na wystawę, a nie na zabawę. A jednak…
***
— Tato, obiecałeś — łkającym głosem mamrotał Filip.
— Myślisz, iż mi się chce jechać? Ale praca to praca. Na pewno pójdziemy w następny weekend. W niedzielę wrócę i przywiozę ci… A właśnie, co mam ci przywieźć?
— Transformera — odparł Filip już weselszym tonem.
— Umowa stoi — Dawid poklepał syna po głowie.
— A co, nikogo innego nie mogli wysłać? Dziwna ta delegacja. W weekend. — Ania starannie układała w walizkę jego koszule.
— To po to, by więcej osób mogło odwiedzić wystawę bez szkody dla pracy. Nowa dyrektorka pytała, dlaczego wciąż jestem zwykłym pracownikiem. Może po powrocie zaproponuje awans — dodał nie bez dumy.
— Najwyższa pora. A ona ładna? — niespodziewanie spytała Ania.
Dawid nie dał się zwieść obojętnemu tonowi żony, pod którym kryła się zazdrość.
— Kto? — Udawał, iż nie rozumie.
— Twoja nowa szefowa. — Żona gwałtownie zapięła zamek w walizce.
— Ładna i zimna jak bryła lodu. Wielu nazywa ją robotem — odparł, myśląc jednocześnie, iż ta podróż rzeczywiście wygląda podejrzanie, jakby szykował się na randkę: szczoteczka do zębów, kilka koszul, maszynka do golenia.
W samolocie pasażerowie układali kurtki i torby na półkach. Dawid odwrócił się do okna. Przypomniały mu się słowa piosenki. Samoloty istotnie przypominały uśpione ptaki.
Zrelaksował się. Nieźle tak polecieć do Warszawy zamiast siedzieć w nudnym biurze. Tym bardziej, iż dawno nigdzie nie podróżował, a już na pewno nie sam. „Więc łap chwilę i ciesz się wolnością” — rozkazał sobie i przymknął oczy.
— Dzień dobry, Dawidzie Tomaszu. — Obok rozległ się znajomy głos o stalowej barwie.
Otworzył oczy i spojrzał na sąsiednie miejsce. Siedziała tam Bożena Aleksandra we własnej osobie.
„Ciekawe. Bała się wysłać mnie samego, czy od początku planowała lecieć razem? W jakie gry ona gra? Pewnie w księgowości wiedzą, iż ma bilety na ten sam lotDawid uśmiechnął się do siebie, patrząc przez okno na chmury, i pomyślał, iż czasem warto postawić rodzinę ponad karierą, choćby jeżeli oznacza to porzucenie awansu czy zaskarbienie sobie niechęci szefowej.