Awans na Szczyt Kariery

polregion.pl 1 tydzień temu

Awans zawodowy

Nie od dziś wiadomo, iż awanse dostaje się na różne sposoby. Jeden zapracował na nie uczciwie, drugi podkopał szefa, a jeszcze inny wybrał się z nim w delegację.

Wiadomość, iż na miejsce odchodzącego na emeryturę Piotra Janowicza w końcu zatrudniono nowego dyrektora – i to nie spośród pracowników firmy – wprawiła wszystkich w osłupienie. Nadzieje, iż następcą Piotra Janowicza zostanie Emil Kowalski, który od dwóch tygodni pełnił obowiązki dyrektora, nie spełniły się. Każdy przekazywał nowinę, dodając od siebie kolorytu: iż to młoda kobieta, przystojna lalunia, zimna bestia, kochanka tego jednego… Imienia wysoko postawionego zwierzchnika oczywiście nikt nie wymieniał. Jak to mówią – nie wywołuj wilka z lasu…

O dziesiątej rano cały zespół zebrał się w sali konferencyjnej, by poznać nową szefową. Wojciech wszedł ostatni. Jak na komendę wszystkie głowy odwróciły się w jego stronę.

Przed salą stała młoda kobieta z gładko zaczesanymi do tyłu włosami. Garnitur leżał na niej idealnie, jak druga skóra. Smukłe nogi, wysokie szpilki, jaskrawa szminka i chłodne, wyrachowane spojrzenie dopełniały obrazu.

– Pańskie nazwisko? – Jej głos w ciszy sali zabrzmiał jak pęknięta metalowa struna.

– Nowak, Wojciech Marek – odparł spokojnie, choć z nutą buty, lekko pochylając głowę. Niemal można było się spodziewać, iż zaszura nogą. Na szczęście się powstrzymał.

– Spóźnił się pan, panie Wojciechu. Właśnie mówiłam, iż spóźnienia są niedopuszczalne. Tym razem wybaczam. Proszę usiąść. – Metaliczny ton jej głosu sprawił, iż wielu w sali zgrzytało zębami.

Wojciech usiadł obok swojego przyjaciela i kolegi, Kamila.

– No co, wściekły? – szepnął.

– To mało powiedziane – odparł Kamil. – To nie kobieta, tylko robot, i chce z nas zrobić takich samych robotów.

Wszyscy przedstawiali się po kolei, krótko opowiadając o swoich obowiązkach. Po uwagach i pytaniach nowej dyrektor stało się jasne, iż doskonale orientuje się w działalności firmy. Gdy przyszła kolej na Wojciecha, nagle podziękowała wszystkim i odesłała do pracy.

– Oho – zaśmiał się Kamil. – Nie zazdroszczę ci.

– Daj spokój, chodźmy pracować, zanim nas nie wyrzucą – odparł Wojciech.
Wychodząc z sali, wszyscy dyskutowali, jakich zmian można się spodziewać.

Przez dwa tygodnie każdy przychodził na czas, kawę pito tylko w przerwach obiadowych, a papierosy palono gwałtownie i bez przyjemności. Ale, jak wiadomo, nawyków latami wypracowanych nie da się zmienić w dwa tygodnie. niedługo wszystko wróciło do normy: spóźnienia, papierosy, częste wypady po kawę. Ale bez przesady.

Pod koniec trzeciego tygodnia sekretarka podeszła do biurka Wojciecha i oznajmiła, iż Katarzyna Szymańska wzywa go do gabinetu.

– Proszę siadać – wskazała na krzesło przed sobą. – Podoba mi się, jak pan pracuje. Skutecznie i bez zamieszania. Dlaczego wciąż jest pan zwykłym pracownikiem? Miał pan zatargi z poprzednikiem?

– Nie – Wojciech nie rozumiał, do czego ona zmierza.

– Kierowniczka pańskiego działu za rok odchodzi na emeryturę. Myślę, iż czas przygotować następcę. – Katarzyna przyglądała mu się badawczo.
Wojciech wytrzymał jej spojrzenie.

– Poradziłby pan sobie nie gorzej od niej – ciągnęła, kręcąc w palcach ołówek. – W piątek w Warszawie jest wystawa sprzętu nowej generacji. Pojedzie pan, rozejrzy się, oceni. Czekam na raport. Diety i bilety dostanie pan w księgowości.

– Ale piątek to już jutro – Wojciech wyglądał na zaskoczonego.

– Wiem. Wrócicie w niedzielę. Ma pan zastrzeżenia?

Wzruszył ramionami. No cóż, nie powie przecież, iż obiecał synowi wyjść w weekend na wesołe miasteczko. Jaś czekał na to dwa tygodnie. Że żona najpewniej nie uwierzy, iż jedzie na wystawę, a nie na imprezę. I tak dalej…

***

– Tato, przecież obiecałeś – jęczał Jaś.

– Myślisz, iż mi się chce wyjeżdżać? Ale praca to praca. Na pewno pójdziemy w następny weekend. W niedzielę wrócę i przywiozę ci… A tak w ogóle, co chciałbyś dostać?

– Transformera! – zawołał Jaś już weselej.

– Umowa stoi – Wojciech poklepał syna po głowie.

– A co, nikogo innego nie było wysłać? Dziwna ta delegacja. W weekend. – Magda starannie układała jego koszule w walizce.

– To po to, żeby więcej osób mogło zobaczyć wystawę bez szkody dla pracy. Nowa szefowa pytała, dlaczego wciąż jestem zwykłym pracownikiem. Może po delegacji zaproponuje awans – dodał nie bez dumy.

– Najwyższa pora. A ona jest ładna? – niespodziewanie spytała Magda.

Wojciech przejrzał obojętny ton żony, za którym kryła się zazdrość.

– Kto? – Udawał, iż nie rozumie.

– Ta twoja nowa szefowa. – Żona gwałtownie zapięła zamek w walizce.

– Ładna i zimna jak sopel lodu. Wielu nazywa ją robotem – odparł, myśląc przy tym, iż ta podróż rzeczywiście wygląda podejrzanie, jak wyjazd do kochanki: szczoteczka do zębów, kilka koszul, maszynka do golenia.

W samolocie pasażerowie układali kurtki i torby na półkach. Wojciech odwrócił się do iluminatora. Przypomniały mu się słowa piosenki. Pomyślał, iż samoloty naprawdę przypominają śpiące ptaki.

Zrelaksował się. W sumie nieźle polecieć do Warszawy zamiast siedzieć w nudnym biurze. Tym bardziej iż dawno nigdzie nie latał, a już na pewno nie sam. „Więc korzystaj i ciesz się wolnością” – rozkazał sobie, zamykając oczy.

– Dzień dobry, panie Wojciechu. – Obok rozległ się znajomy głos ze stalowymi nutami.

Otworzył oczy i odwrócił głowę. Na sąsiednim fotelu zasiadała osobiście Katarzyna Szymańska.

„Ciekawe. Bała się wysłać mnie samego, czy od początku planowała lecieć razem? W jaką grę gra? Na pewno w księgowości wiedzą, iż ma bilety na ten sam lot. Plotki już lecą…”

– Niech się pan nie wykrzywia. WyWojciech uśmiechnął się tylko, biorąc głęboki oddech, bo w końcu zrozumiał, iż najważniejsze to być w porządku przed samym sobą, a reszta – no cóż, jakoś się ułoży.

Idź do oryginalnego materiału