Wrzesień. Zaczął się dość chłodno, stąd też ta stylizacja, w której na dzień dzisiejszy można by się ugotować. Korzystam więc jeszcze z uroków pogody...siedząc na ogrodzie z notatkami w ręku. Nie, nie będę już tak marudzić, jak w ostatnim poście. Obiecałam to sobie. Tak tylko sobie głośno myślę, iż egzamin - o zgrozo! - już w środę. Mały stres jest, ale myślę, iż nie zdławi mojej pewności siebie, bo w końcu poświęciłam prawie cały sierpień na naukę.
Chyba każdy, kto dłużej już u mnie bywa, zauważył, iż lubię przenosić się w czasie. Uwielbiam powrót do historii. Odtwarzam styl, który znam tylko ze zdjęć i filmów (kwestię czy udolnie, czy mniej udolnie, pozostawiam już wam). Lubię także ,,ubierać" pokazywane stylizacje w emocje. Cieszą mnie słowa, kiedy czytam, iż mój styl przypomina francuski, czy angielski, choć nie mogę powiedzieć, iż wiem o nich dużo.
Ta stylizacja powstała spontanicznie, kiedy to nakładałam wszystko na siebie, aż wreszcie uznałam, iż to jest właśnie to. Obawiałam się trochę krzykliwego koloru tych rajstop, ale myślę, iż powstało dzięki nim ciekawe połączenie z granatem. Koszulę już kiedyś pokazywałam. Jest jedną z moich ulubionych. Kilka słów należy się torebce i spódnicy. Torebkę podkradłam mamie. Nie jestem jednak przyzwyczajona do ciągłego trzymania jej w ręce (co po jakimś czasie zaczyna doskwierać). Ale za to ma swój urok. Spódnica jest oczywiście rozkloszowana. Granatu od dawna nie miałam.
Jednak moje obawy przed siecówkowymi zakupami się sprawdziły: spódnica się mechaci. Kupując ją, miałam tego świadomość, ale nie myślałam, iż stanie się to po kilku noszeniach. Nie mniej, bardzo się polubiłyśmy.