Pani Anno, Podlasie tkactwem stoi, podziwiamy janowskie tkaniny dwuosnowowe – w supraskim liceum plastycznym można zgłębiać tajniki tkaniny artystycznej. A kiedy pani poczuła, iż jedno z najstarszych rzemiosł uprawianych przez człowieka będzie także pani medium?
Gdy jeszcze byłam w Liceum Plastycznym w Supraślu, myślałam, iż nie nadaję się do tak czasochłonnej pracy jak tkanie, poza tym byłam wtedy w klasie graficznej. Pasję do tkaniny obudziła we mnie podczas studiów profesor Dorota Grynczel, gwałtownie jednak zyskałam poczucie, iż do jej pracowni przyciągnęło mnie chyba przeznaczenie. Kiedy zmarł mój tata, bardzo źle znosiłam okres żałoby, szukałam jakiejś medytacji i wyciszenia wszystkich tych uczuć, które były we mnie. Postanowiłam spróbować tkania. Pani profesor okazała się nie tylko moim mentorem w dziedzinie sztuki, ale też, mówiąc metaforycznie, aniołem i przyjacielem, którego potrzebowałam w tym czasie. Miała to być tylko krótka przygoda w pracowni tkaniny, a okazała się przygodą życia.
Mam wielki szacunek do pracy, którą się wkłada w przygotowanie tkaniny. Ile średnio zajmuje wytkanie takich dużych formatów, w jakich pani celuje?
Cały proces twórczy trwa dosyć długo. Trzeba podkreślić to, iż zanim zacznę tkać czy haftować, najpierw zaczynam szkicować, czasami malować, a dopiero później, gdy wszystko już mam dokładnie przemyślane, zaczynam działać w tkaninie. To jest bardzo ważna część pracy, bo w tkaninie nie może być pomyłek, trzeba mieć dokładnie zaplanowaną i przemyślaną pracę.
Już sam proces tkania jest bardzo przyjemny i relaksujący. Praca nad jedną tkaniną może potrwać choćby rok, ale niekiedy zamyka się już w dwóch miesiącach. To wszystko zależy od trudności projektu, a także jego wielkości.
Tradycyjna tkanina kojarzy nam się z czymś płaskim – pani sięga w niej po 3. wymiar. Oprócz tego w procesie tworzenia używa pani mniej oczywistych „surowców”, szczególnie jeansu – materiału, który niebawem będzie obchodził 170. urodziny – niemal legendy od samego stworzenia, a dziś wszechobecnego…
I chyba ta uniwersalność tego materiału w kontekście mody zachwyciła mnie najbardziej… Jest on noszony w zasadzie do wszystkiego i na każdą okazję. Błękit w przepięknych odcieniach o różnej tonacji daje duże możliwości kreacyjne, twórcze.
Jednak nie zgodzę się z tym, iż tkanina jest płaska. Jest wiele przykładów artystów współczesnych, którzy pokazali, iż w tej dziedzinie sztuki można bawić się nie tylko kolorystyką, ale też formą przestrzenną i materiałem. Technika pozwala na fakturowość powierzchni, a materiał jest na tyle plastyczny, iż można tworzyć również formy rzeźbiarskie. Doskonałym przykładem jest twórczość Magdaleny Abakanowicz. Trzeba też podkreślić bogatą tradycję w dziedzinie sztuki, jaką jest tkanina. Mamy światowej sławy artystów zajmujących się tą właśnie dziedziną, np. Jolantę Owidzką, Wojciecha Sadleya.
Fascynujące jest to, iż tkać można wszystkim, co jest w miarę plastyczne. Robiłam również tkaniny, w których łączyłam len i torebki foliowe. Tkanina artystyczna ma tak duże możliwości ‒ może cię tutaj ograniczać tylko wyobraźnia.
Czy tkanie manualne – technika bardzo czaso- i pracochłonna – odchodzi według pani do lamusa, a może przeciwnie – najlepszy okres ma jeszcze przed sobą?
Wydaje mi się, iż w dobie, gdzie wszystko dzieje się gwałtownie i jest bardziej dostępne, takie pracochłonne techniki zyskują na swojej wartości. Tkanina artystyczna wymaga również dużej wiedzy technologicznej i umiejętności warsztatowej, a to już niestety potrafi coraz mniej osób. Technika tkania daje ogromne możliwości eksperymentowania i pokazania siebie, jest coraz bardziej cenioną dziedziną również wśród artystów. Aby jednak móc optymalnie wypowiedzieć się w tej materii, artysta musi zdobyć gruntowną wiedzę praktyczną na temat technologii samego rzemiosła.
Pomówmy o pani pracach, uderza z nich silna geometryzacja, wszechobecny motyw koła i rytm. Wyczytałam, iż cykliczność natury najsilniej się w nich odbija.
Sama forma koła zawsze była dla mnie inspiracją. Wydaje mi się wszechobecna zarówno w sielskim pejzażu Podlasia, jak i miejskim. Koło zawsze kojarzyło mi się z jakimś cyklem, który jest widoczny w powtarzalności kalendarza, pór roku, życiu człowieka, porządku natury. Sam recykling czy upcykling kojarzą mi się z jakąś drogą przedmiotu i materii zataczającej krąg.
Preferuje pani sztukę zaangażowaną, z akcentem na ekologię: recykling i upcycling – nowe życie starym rzeczom…
Odkąd pamiętam, zawsze fascynowała mnie możliwość tworzenia z materiałów niechcianych, trochę śmieciowych. Jeszcze zanim było to tak modne, odnawiałam stare meble i dawałam im nowe życie. Zresztą mam wiele takich w swoim domu. Mogę powiedzieć nawet, iż jest to moje hobby.
Wyobrażam sobie, iż tkanie to także snucie-opowiadanie historii własnych i czyichś, przeplecione emocjami…
Sam proces tkania zawsze był dla mnie formą medytacji. Chociaż to ciężka, również fizyczna praca, bardzo oczyszcza umysł przez duże skupienie i pewną powtarzalność, monotonność w wykonaniu splotu. Myślę, iż ten, kto kiedykolwiek próbował tkania, haftu czy szydełkowania, będzie to rozumiał.
A wyplatanie właśnie takim materiałem z odzysku ma dodatkowe znaczenie. To tak jakby wplatać energię i emocje innych ludzi. Przykładowo, spodnie jeansowe, które dostaję od różnych osób, przyjaciół, ale też ludzi zupełnie mi nieznanych, których zainteresowała moja praca. Może to były ulubione spodnie i ktoś ubrany właśnie w nie poznał ukochaną osobę albo spędzając swój wolny czas na działce, upajał się pięknem przyrody? A może były to spodnie niechciane, bo właśnie ubrani w nie przeżywaliśmy niezbyt przyjemne momenty w naszym życiu… Traktuję te tkaniny jak symboliczny obraz przeplotów zdarzeń w życiu różnych ludzi. Może właśnie dlatego używane przedmioty i materia wtórna i z odzysku mają dla mnie taką siłę.
Kryńskie pejzaże wciąż inspirują z niezmienną mocą, choć tworzy pani w stolicy?
Oczywiście! Moje serce zawsze będzie na Podlasiu. W Krynkach mieszka mój ukochany brat i jest mój dom rodzinny. W okresie letnim wiele czasu spędzam w domu po moich dziadkach, w pobliskiej wsi. Często tam jeżdżę i regeneruję swoje siły.
W Warszawie mieszkam od 2006 roku. Mam tu wielu przyjaciół, również artystów. Czuję, iż też jest to mój dom i mam tu swoje miejsce. Choć na początku było mi ciężko.
Nad czym pani w tej chwili pracuje?
Mój nowy projekt jest związany z muzyką. Szczegóły już wkrótce. Na pewno będą dostępne na moim FB i Instagramie.
Gdzie oprócz sieci internetowej można zobaczyć pani prace?
Najbliższą wystawę pt. „Wschód” organizuje PDK w Sokółce, na wernisaż zapraszam 5 listopada do siedziby Klubu Senior+. Bardzo się z niej cieszę, bo będę miała możliwość pokazania moich prac na rodzinnym, tak bliskim mi osobiście i twórczo Podlasiu.
Dziękuję za rozmowę.
Aneta Tumiel
fot. prywatne archiwum A. Hlebowicz
Anna Hlebowicz – rocznik 1986 r., pochodzi z Krynek. Ukończyła Liceum Plastyczne im. A. Grottgera w Supraślu. Podczas studiów na Wydziale Malarstwa warszawskiej ASP poszukiwania twórcze zgłębiała na polu malarstwa, rysunku, struktur wizualnych i tkaniny artystycznej. W 2011 r. obroniła dyplom z malarstwa sztalugowego, a w 2019 r. – doktorat na Wydziale Malarstwa macierzystej uczelni.