Znajomi nie poszli
Anita studiuje podyplomowo dyplomację międzynarodową na KUL w Lublinie. Ma na roku zawodowych wojskowych i to od nich dowiedziała się o WOT, to oni namówili ją, aby spróbowała. Nie tylko ją. Na szkolenie WOT miały iść i inne osoby z grupy. Wybierała się też jej koleżanka.
- No ale jak to w życiu bywa, zostałam sama na placu boju – opowiada Anita.- Niektórzy zrezygnowali z powodów zdrowotnych, niektórzy nie przeszli testów psychologicznych lub zręcznościowych, jeszcze innym nie pasował termin naboru. A ja tak łatwo nie rezygnuję. Mówi się „a” to i trzeba powiedzieć „b”. Poszłam na testy, które bardzo dobrze mi poszły i zostałam przyjęta.
Trafiła do pierwszego plutonu tego od którego wymaga się najwięcej bo w końcu to pierwszy pluton, ten który zawsze stoi na przedzie i prowadzi defiladę podczas przysięgi. W jej plutonie były 32 osoby. W tym 7 kobiet. One plus inne kobiety, w sumie 16 kobiet z różnych plutonów, spały na wspólnej sali, na piętrowych łóżkach. To też wymaga dużej tolerancji i akceptacji sytuacji, gdyż nie jest łatwo w tak licznej grupie funkcjonować przez 16 dni. Różnica charakterów, różnica wiekowa i obok zupełnie obce kobiety.
- Kilka w moim wieku mniej więcej, reszta bardzo młode zaraz po 18 roku życia – mówi Anita. - Wśród mężczyzn większość to młodzi ludzie byli. W przedziale 18 - 22 lata. I szczerze mówiąc widać było tę różnicę pokoleń. Bo my, te starsze, jesteśmy innego chowu. Bardziej ogarnięte, odpowiedzialne, punktualne.
Wstawały o godzinie 5 rano, choć pobudka była o 5,30. Do łazienek były kolejki, chciały mieć czas na toaletę. Potem dzień, jak co dzień. Zaprawa 0 5.40, wyjście na śniadanie do pobliskiej stołówki wojskowej, a potem w teren na poligon, na strzelnicę, ćwiczenia, choćby do późnej nocy.
- Ciężko, naprawdę ciężko – mówi Anita. - Najgorsze były pierwsze dni, przez pierwsze pięć dni każdego wieczoru, gdy leżałyśmy obolałe w łóżkach mówiłyśmy, iż rezygnujemy, ale następnego dnia wstawałyśmy gotowe do walki z kolejnymi wyzwaniami. Te pierwsze dni są też trudne ze względu na przyzwyczajenie się do nowej rzeczywistości, która jest mocno odbiegająca od tego codziennego życia.
Odpowiedzialność zbiorowa
Trzeba było rano ścielić łóżko, zostawić na poduszce wyłączony telefon. Przez cały dzień zero kontaktu z bliskimi. Można było telefonu użyć ewentualnie wieczorem po powrocie z terenu, ale wtedy nikt już nie miał siły na rozmowy z kimkolwiek. Jedyne o czym się myślało, to umycie się z potu i brudu i jak najszybciej pójść spać. Nie ma radia, nie ma telewizora. Świat zewnętrzny nagle przestaje istnieć. To idealny sposób na detoks od social mediów.
- Można w każdej chwili odejść, nikt tam nikogo na siłę nie trzyma – mówi Anita. - Pomimo trudnych chwil, zmęczenia, ran na nogach, siniaków to kobiety trzymały się razem z naszego pokoju i nawzajem podpierały na duchu. Jak któraś zaczynała mówić o rezygnacji, to natychmiast reszta wybijała jej to z głowy. I to akurat było bardzo pozytywne i pokazywało właśnie, jak ważne w takich warunkach jest działanie grupowe i wspieranie siebie nawzajem. Dzięki temu wytrwałyśmy wszystkie do końca.
Z naboru liczącego 161 osób w 5 plutonach tylko 6 osób odeszło, ale z plutonu 1 nie zrezygnował nikt.
- No i trzeba przyzwyczaić się do zbiorowej odpowiedzialność. Ktoś czegoś nie zrobi, zapomni, nie wyczyści butów na błysk, spóźni się na apel, to cały pluton robi za karę pompki – mówi Anita. - A ci młodzi, niestety, bywali bardzo nieogarnięci. My już wiedząc, iż statystycznie kilka osób na pewno nie umyje butów, to brałyśmy w kieszeń mokre chusteczki, by tuż przed apelem dać chłopakom, by gwałtownie ogarnęli obuwie.
Pierwszego dnia otrzymuję się wyprawkę: duży plecak wojskowy, trzy pary butów, klapki, dwa mundury, odzież przeciwdeszczową, bieliznę, skarpety, strój sportowy, okulary do strzelania, rękawice no i karabin, który towarzyszy przez cały pobyt. Z karabinem się je, śpi, zabiera do toalety. Jedynym wyjątkiem jest prysznic. Wtedy można oddać go do pilnowania koleżance, ale trzeba koniecznie znać jej nazwisko w razie kontroli. Ciężko też się maszeruje czy czołga z plecakiem ważącym ponad 20 kilo. Do tego dochodzi kamizelka kuloodporna, która też do lekkich nie należy, hełm. Otarte nogi, pęcherze, to była codzienność. Codzienne omdlenia i interwencje medyków.
- Wiele ćwiczeń było wyczerpujących fizycznie – mówi Anita. - choćby strzelanie jest dla kobiet cięższe niż dla mężczyzn, bo sam karabin bez amunicji waży 4 kilogramy. Podczas zajęć na strzelnicy praktycznie cały czas ręce z karabinem są uniesione w górę. Podczas zajęć terenowych trzeba było również wykopać dla siebie okop, w moim przypadku 60 cm na 170 cm, żeby w całości w nim się ukryć, czy też czołgać ze skrzynią amunicji. Uczyliśmy się też ładowania magazynku amunicją na czas, czy też rozkładania i składania karabinu na czas, czyszczenia i konserwacji karabinu. Szkoła przetrwania, taka prawdziwa.
Rożne motywacje
Za 16 dniowe szkolenie, ci którzy je ukończyli przysięgą, dostali 6,7 tys. złotych na rękę. W ciągu następnego roku muszą spędzać dwa dni na szkoleniach w miesiącu i zaliczyć 14 dniowy poligon raz w roku. Za to dostaną dodatkowy 1 tys. zł miesięcznie na rękę. Anita nie ukrywa, iż w jej przypadku akurat pieniądze nie miały znaczenia, to był rodzaj sprawdzenia swojej wytrzymałości fizycznej, psychicznej, jak również ciekawość poznania wojska od środka, ale część ludzi zgłosiła się ze względu na pieniądze i głośno o tym mówili.
- Bardzo mnie niektóre historie poruszyły, bo niektórzy ludzie przyszli po pieniądze na naprawę cieknącego dachu czy potrzebowali pieniędzy na edukację dzieci – mówi Anita. - Młodzi chcieli zarobić na wakacje, albo na prawo jazdy. I nie są to łatwo zdobyte pieniądze.
Ze szkolenia każdemu coś zostanie, a idea jest taka, aby do WOT trafiło jak najwięcej ludzi. W razie jakiegokolwiek zagrożenia, im jest ich więcej, tym dla kraju lepiej. Część z nich przychodzi, by sprawdzić, jak wygląda wojsko od kuchni, niektórzy decydują się zostać na stałe. Większość wraca po szkoleniu do domu, pracują przez cały czas w swoim zawodzie. Ale mają już o wojsku pojęcie.
- Na pierwszą linię frontu nie pójdą, od tego są wojska operacyjne – mówi kapitan Marta Gaborek, oficer prasowa 2 Lubelskiej Brygady Obrony Terytorialnej. - Ale przydadzą się na tyłach. Również w czasach pokoju. Nasza brygada miała już okazję się sprawdzić. Po raz pierwszy w 2019 roku, po nawałnicach w gminach Wojciechów, Konopnica i Modliborzyce usuwaliśmy skutki podtopień. Po ataku Rosji na Ukrainę pomagaliśmy uchodźcom. Od 2021 roku wraz z Nadbużańskim Oddziałem Straży Granicznej prowadzimy operację ochrony wschodniej granicy, w zeszłym roku pomagaliśmy po powodzi na Dolnym Śląsku.
Zostań terytorialsem
Wojska Obrony Terytorialnej to jeden z pięciu rodzajów Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej, obok Wojsk Lądowych, Sił Powietrznych, Marynarki Wojennej i Wojsk Specjalnych.
WOT zostały utworzone 1 stycznia 2017 na podstawie ustawy z dnia 16 listopada 2016 r. o zmianie ustawy o powszechnym obowiązku obrony Rzeczypospolitej Polskiej oraz niektórych innych ustaw, która została podpisana przez Andrzeja Dudę 20 grudnia 2016. 29 marca 2017 Dowództwo Wojsk Obrony Terytorialnej osiągnęło zdolność do działania oraz formalnie przejęło dowództwo nad trzema pierwszymi brygadami WOT zlokalizowanymi w Białymstoku, Lublinie oraz Rzeszowie. 21 maja 2017 w Białymstoku, Lublinie oraz Rzeszowie odbyły się pierwsze w historii WOT przysięgi wojskowe. Na podstawie decyzji Ministra Obrony Narodowej Dowództwo Wojsk Obrony Terytorialnej przejęło i kultywuje dziedzictwo tradycji Komendy Głównej Armii Krajowej.
- Terytorialność jest dla nas kluczem. To nie tylko obszar na mapie, czy odległość z domu do pracy. To przynależność do regionu i zamieszkującej ją społeczności, z których się wywodzimy, które znamy „jak własną kieszeń”. Terytorialność dla nas oznacza gotowość do obrony i wspierania naszych rodzin, bliskich i sąsiadów – stąd wprost wywodzi się nasza misja: „obrona i wspieranie lokalnych społeczności”. Jesteśmy przekonani, iż w ten sposób wnosimy wkład w kształtowanie bezpiecznej przyszłości naszego kraju. Dlatego nazywamy się Terytorialsami i dlatego posługujemy się mottem: „zawsze gotowi, zawsze blisko”. - czytamy na oficjalnej stronie WOT.
Kapitan Marta Gaborek podkreśla, iż ta terytorialność jest właśnie najważniejsza. Chodzi o to, by ludzie służyli później w miejscu, które znają. Dlatego szkolenia podlegają rejonizacji – Lublin nie będzie szkolił ludzi ze Śląska i odwrotnie.
- I tak naprawdę jesteśmy w stanie przeszkolić każdą ilość osób, które do nas się zgłoszą – podkreśla oficer prasowa. - Limit wieku wynosi 60 lat dla mężczyzn i kobiet. Oczywiście istotny jest stan zdrowia, chętni przechodzą testy psychologiczne, zręcznościowe i badania lekarskie.
Przyjedź mamo na przysięgę
W 2 Lubelskiej Brygadzie odbyły się już 63 przysięgi wojskowe. Brygada liczy blisko 3100 żołnierzy, z czego 573 to kobiety. Anita swoją przysięgę składała 19 lipca w Parczewie. Pojechałyśmy z przyjaciółką, żeby jej towarzyszyć. Była zmęczona, ale bardzo z siebie zadowolona. Że wytrwała, iż wytrzymała, choć przecież nie ma już lat dwudziestu. Dostała propozycję stałej współpracy z WOT i chyba się tego podejmie.
- Miałam okazje obserwować młodych ludzi i wiem jedno. Te młode pokolenia powinny przejść takie szkolenia obowiązkowo – mówi Anita. - Dla nich to prawdziwa szkoła życia. Szczególnie dla młodych mężczyzn. Tu mają możliwość nauczyć się odpowiedzialności, punktualności, utrzymania czystości i pracy w grupie – tylko czy z tego skorzystają? Widać niestety też ignorancję, opryskliwość i beztroskę, na którą w prawdziwym wojsku nie ma miejsca. Jedyna recepta by przetrwać prawdziwe zagrożenie, to właśnie trzymanie się razem, wielkie zaufanie wobec siebie, wspieranie się na każdym kroku i pomaganie sobie, bo pluton to jak to mówili nasi dowódcy, to jedna wielka, może patchworkowa rodzina, ale jednak rodzina. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego … Ja nauczyłam się dużo i chciałabym podziękować wszystkim przełożonym oraz osobom z którymi miałam przyjemność przez te 16 dni zamienić chociaż kilka słów, naprawdę miałam okazję poznać wspaniałych ludzi, którzy żyją wojskiem i którzy każdego dnia byli dla nas mentorami, ale i ogromnym wsparciem.
Zdjęcia: 2LBOT, Anita Kowalczuk - Sobieszczańska, Magdalena Gorostiza,