Co roku w grudniu na ulicach, w pasażach handlowych i przy wejściach do galerii pojawiają się osoby przebrane za aniołki. Białe suknie, skrzydła, aureole, koszyczki pełne opłatków, sianka albo zapachowych świec. Z daleka wyglądają jak uroczy element świątecznego krajobrazu. Z bliska – często jak dobrze przygotowana, komercyjna machina działająca na granicy prawa.
W tym roku wysyp „aniołków” jest wyjątkowo intensywny. Sprzedawcy są obecni nie tylko na ulicach, ale też prowadzą sprzedaż za pośrednictwem SMS-ów, w mediach społecznościowych i w prywatnych wiadomościach. Do naszej redakcji tylko dziś zgłosiły się dwie osoby z prośbą, byśmy opublikowali ich ogłoszenia o sprzedaży opłatków i świec, argumentując, iż „dochód idzie na cele charytatywne”. Wiadomości z propozycjami sprzedaży w prywatnych wiadomościach przez messenger już choćby nie liczymy.
To niepokojący sygnał. Bo w wielu takich przypadkach dobroczynność często jest tylko przynętą. Mechanizmem, który ma wyłącznie podnieść sprzedaż.
Kiedy aniołek nie jest wolontariuszem, ale sprzedawcą z prowizją
Przez lata metod działania takich grup było wiele, ale schemat zwykle pozostaje podobny: osoby w przebraniach przedstawiają się jako wolontariusze, choć faktycznie działają jako normalni pracownicy, często wynagradzani za każdą sprzedaną sztukę. Jedna z byłych koordynatorek takich akcji – dziś popularna w mediach społecznościowych – ujawniła kulisy swojej pracy:
Dziewczyny musiały mówić, iż są wolontariuszkami. A miały normalną stawkę godzinową plus premię od sprzedanych opłatków. To było polecenie z góry.
Nie jest to wyjątek. To system. W dodatku bardzo opłacalny dla organizatorów.
20 procent dla fundacji, 80 procent dla firmy
W wielu akcjach tylko niewielki ułamek dochodu trafia do organizacji charytatywnej, a reszta zasila konto firmy prowadzącej sprzedaż. Bywa, iż fundacja i firma mają… tego samego właściciela. Wtedy cały mechanizm staje się oczywisty: formalnie wszystko wygląda legalnie, ale moralnie – przypomina klasyczny wyzysk.
Często też sprzedawcy otrzymują gotowe paragony, przygotowane wcześniej, co uniemożliwia jakąkolwiek kontrolę przepływu pieniędzy. Klient widzi wydruk i uspokaja sumienie. A to właśnie druk fiskalny powinien zapalić czerwoną lampkę: prawdziwy wolontariusz nie wydaje paragonu, bo wolontariat nie jest sprzedażą.
Brak identyfikatorów, brak zgłoszenia zbiórki, brak przejrzystości
Większość „aniołków” działa bez identyfikatorów, a ich zbiórki nie znajdują się w oficjalnym wykazie legalnych akcji dobroczynnych. To krytyczne zaniedbanie. Policja podkreśla: wolontariusz musi jasno wskazać, dla kogo i na jakiej podstawie zbiera środki. jeżeli tego nie robi – to nie jest zbiórka, ale sprzedaż podszyta pod dobroczynność. A jeżeli ktoś podaje się za wolontariusza, choć nim nie jest – popełnia przestępstwo oszustwa zagrożone karą do 8 lat więzienia.
Najbardziej dramatyczne jest jednak co innego: wykorzystywanie młodych ludzi
W sieci regularnie pojawiają się fragmenty umów, które młodzi sprzedawcy mają podpisywać, zanim wyjdą „na ulice”. W jednej z nich, która wywołała burzę w mediach społecznościowych, znalazły się zapisy tak skrajnie jednostronne, iż trudno uwierzyć, iż ktoś odważył się je zaoferować:
– pełna stawka godzinowa tylko przy sprzedaży 300 zł dziennie,
– brak wynagrodzenia za realny czas pracy,
– napiwki trafiają nie do pracowników, ale „na cel charytatywny wskazany przez pracodawcę”,
– wypłata dopiero po zakończeniu całej akcji sprzedażowej.
Nadesłane przez CzytelnikaTo model działalności, który można nazwać nie inaczej niż wyzyskiem – społecznym, ekonomicznym i emocjonalnym.
Sprzedawcy pełnią rolę aniołów tylko z nazwy
Estetyka ma odwrócić uwagę: kostiumy, uśmiechy i wrażenie misji. Nieuczciwe firmy wiedzą doskonale, iż w okresie świątecznym ludzie są bardziej skłonni do otwierania portfeli i serc. To moment, w którym dobroczynność staje się towarem. A ich klienci – emocjonalnym zasobem do wykorzystania.
Co powinien zrobić konsument? Pytaj, sprawdzaj, wymagaj
-
Poproś o identyfikator wolontariusza.
Jeśli go nie ma – nie wspierasz wolontariatu, tylko sprzedaż. -
Zapytaj o fundację i numer jej zbiórki.
Każda legalna zbiórka jest publiczna. -
Sprawdź, czy otrzymujesz paragon.
Paragon oznacza sprzedaż, nie pomoc charytatywną. -
Kupuj opłatki w swojej parafii.
Tylko tam masz pewność, iż są poświęcone i iż pieniądze trafiają tam, gdzie deklarowano.
Nie musimy wspierać świątecznego wyzysku
Tradycja dzielenia się opłatkiem jest jednym z najbardziej symbolicznych elementów polskich świąt. Tym bardziej bolesne jest, iż stała się narzędziem masowej manipulacji. A tam, gdzie ludzkie emocje stają się metodą sprzedaży, gdzie dobroczynność służy jako marketingowa przykrywka, a młodzi sprzedawcy pracują w warunkach balansujących na granicy prawa – nie ma ani świątecznego ducha, ani dobra.
Dlatego warto pamiętać: nie każdy anioł jest aniołem. Nie każdy uśmiech jest bezinteresowny. A nie każda „akcja charytatywna” ma cokolwiek wspólnego z pomocą. Świąteczne serce jest piękne, ale musi iść w parze z czujnym rozumem. Nie pozwólmy, by ktoś wykorzystywał jedno, udając, iż odwołuje się do drugiego.










