Adidasy kontra śnieg. "Śmiałek" pod Świnicką Przełęczą. Internauci ostro: Selekcja naturalna

gazeta.pl 3 godzin temu
Jak należy zachowywać się w górach? Nagranie z zimowej Świnickiej Przełęczy pokazuje coś więcej niż brak wyobraźni jednego turysty. W warunkach, gdy śnieg jest twardy jak beton i nie wybacza błędów, decyzja o bezmyślnym wejściu może zagrozić każdemu, kto znajdzie się poniżej.
Choć o odpowiednim przygotowaniu do wyjścia w góry, zwłaszcza zimą, mówi się dziś niemal wszędzie, kolejne nagrania z sieci pokazują, iż teoria wciąż przegrywa z brawurą. Internet niemal codziennie zalewają materiały dokumentujące skrajnie nieodpowiedzialne zachowania na szlakach, które wywołują niepokój. Tak było i tym razem, gdy na jednym z instagramowych profili pojawiło się krótkie wideo z Tatr. gwałtownie stało się punktem zapalnym do dyskusji o bezpieczeństwie w górach i o tym, iż cudza lekkomyślność rzadko kończy się tylko na cudzym losie.


REKLAMA


Zobacz wideo Ustroń lepszą wersją Zakopanego? Sprawdziliśmy to!


Jak należy zachowywać się w górach? Odpowiedzialnie. Nie myślmy wyłącznie o sobie
Na profilu @aktualne_warunki, który regularnie publikuje informacje o tym, co naprawdę dzieje się w górach, pojawił się film ze Świnickiej Przełęczy. Uchwycono na nim moment, w którym turysta podchodzi bardzo stromym, zimowym odcinkiem w… zwykłych butach sportowych. Obok widać osoby lepiej przygotowane, które zadbały o podstawowe wyposażenie. Kontrast jest uderzający, bo warunki nie pozostawiają miejsca na improwizację.
Autor nagrania nie kryje emocji. - Prawie pionowa ściana, a gość idzie k***a w adidasach - komentuje wzburzony. W opisie dodaje, iż śnieg jest "zmrożony w beton", miejscami zalodzony, a obowiązkowym sprzętem w tym miejscu są raki i czekan. To nie jest przesada ani straszenie. Świnicka Przełęcz jest odcinkiem o dużej ekspozycji, gdzie zimowy poślizg nie kończy się na siniaku, tylko na długim, niekontrolowanym zjeździe.


Najważniejszy w tej historii jest jednak argument, który autor nagrania nakreślił wyjątkowo obrazowo.
Nam nie zależy, czy on się roztrzaska jak jajko o skały, jak upadnie i ześlizgnie po twardych śniegach. Jednak spadając, będzie rozpaczliwie próbował się chwytać każdej z osób tam przebywających. I to o te osoby chodzi
- czytamy pod filmem. W górach jeden nieprzygotowany turysta może stać się realnym zagrożeniem dla tych, którzy idą poprawnie, zachowując zasady bezpieczeństwa. Powyższy wątek gwałtownie podchwycili komentujący. Pod postem pojawiły się głosy wprost nazywające problem.


Na takiej ścianie jak leci, to ściąga każdego, kto idzie za nim
- ktoś zauważył w komentarzu. Inni zwrócili uwagę, iż to nie tylko kwestia "selekcji naturalnej", jak często próbuje się spłycać podobne sytuacje.
Moim zdaniem powinniśmy częściej i głośniej mówić, iż niewiedza i ryzykowne zachowanie innych osób nie kończy się na konsekwencjach dotyczących ich samych
- napisał inny z użytkowników. Pojawił się też gorzki, ale bardzo trafny komentarz:
Jakby stwarzał zagrożenie tylko dla siebie, to pół biedy. Przyjedzie TOPR z miotełką po resztki... Ale on jest realnym zagrożeniem dla ludzi, którzy są niżej.
W zimowych warunkach ciało spadające po stromym, oblodzonym zboczu działa jak taran. Próba hamowania takiego upadku bez raków i czekana jest iluzją, a instynkt chwytania wszystkiego po drodze może skończyć się tragicznie dla przypadkowych osób. To właśnie dlatego ratownicy i doświadczeni turyści od lat powtarzają, iż w górach odpowiadamy nie tylko za siebie. Każdy błąd, każda zła decyzja ma tu potencjał, by uruchomić lawinę zdarzeń. Dosłownie i w przenośni.


Kto płaci za akcje TOPR? Polskiemu turyście wystarczy zwykłe ubezpieczenie
Gdy w sieci pojawiają się takie nagrania, niemal natychmiast wraca temat płatnych akcji ratunkowych. Emocje są zrozumiałe, bo trudno patrzeć spokojnie na sytuacje, w których ratownicy ryzykują życie przez cudzą lekkomyślność. Warto jednak wiedzieć, iż w Polsce akcje TOPR nie będą płatne dla turystów. I nie jest to kwestia pobłażliwości, ale systemowych rozwiązań.


Działalność TOPR finansowana jest z budżetu państwa, konkretnie z dotacji Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, a także z części wpływów z biletów do Tatrzańskiego Parku Narodowego oraz dobrowolnych wpłat, w tym odpisów podatkowych. Ratownictwo górskie funkcjonuje na podobnych zasadach jak pogotowie ratunkowe. Niezależnie od tego, czy ktoś zasłabnie w domu, czy popełni błąd na szlaku, pomoc jest uruchamiana bez rachunku wystawianego po fakcie. Potwierdzają to zarówno przepisy o ratownictwie, jak i konstytucyjna zasada równego dostępu do świadczeń zdrowotnych.


I choć pojawiają się pomysły, by karać za "nieuzasadnione wezwanie pomocy", nie jest to proste i zero-jedynkowe. Prawo nie daje prostych narzędzi do oceniania, gdzie kończy się błąd, a zaczyna realne zagrożenie życia. Góry nie działają według schematów, a decyzje podejmowane w stresie trudno rozliczać zza biurka. Dlatego zamiast rachunków stawia się na edukację, nagłaśnianie realnych zagrożeń i przypominanie, iż w górach każda decyzja ma konsekwencje, często wykraczające poza jedną osobę. Czy uważasz, iż brak odpowiedniego sprzętu w górach powinien być karalny? Zapraszamy do udziału w sondzie oraz do komentowania.
Idź do oryginalnego materiału