A więc w takim stanie jeszcze komuś się przydałaś? — były mąż nie wierzył w moje szczęście

newskey24.com 2 tygodni temu

To znaczy, w takim stanie jeszcze komuś się przydałaś? były mąż nie wierzył w jej szczęście.
Barbara Stanisławska stała przed lustrem w przedpokoju, poprawiając kołnierzyk białej bluzki. Za plecami rozległ się znajomy głos męża:
Znowu włączyłaś te swoje programy? Basia, ile można! Dwadzieścia lat jedno i to samo kuchnia, telewizor, kuchnia, telewizor.
Nie odwróciła się. Na ekranie francuski cukiernik demonstrował technikę przygotowywania makaroników. Barbara śledziła każdy jego ruch, w myślach notując proporcje.
To nie programy, Wojtku. To kursy odpowiedziała cicho, nie odrywając wzroku.
Jaka to różnica! Wojtek przeszedł do kuchni, gdzie na stole stygły właśnie upieczone eklerki. I znowu się tym nażarłaś. Spójrz na siebie, Basiu. Dwadzieścia lat temu byłaś inna.
Barbara wiedziała, co miał na myśli. Po urodzeniu dzieci trochę przytyła, ale nie dramatycznie. Po prostu przestała być tą subtelną dziewczyną, w której zakochał się na studiach. Teraz była czterdziestodwuletnią kobietą, matką dwojga studentów, którzy przyjeżdżali do domu tylko na wakacje.
Dzieci uwielbiają moje wypieki powiedziała, nie odwracając się.
Dzieci już dorosły, Basiu. A ty utknęłaś w tej kuchni.
Mówił to nie po raz pierwszy. Ale ostatnio jego niezadowolenie stało się ostrzejsze, boleśniejsze. Barbara czuła, iż coś się zmieniło, ale nie potrafiła określić co.
Odpowiedź przyszła tydzień później.
Poznałem inną oznajmił Wojtek, siedząc naprzeciw żony przy kuchennym stole. Między nimi stał talerz ze szarlotką, której choćby nie tknął.
Barbara powoli odłożyła widelec. W brzuchu ścisnęło ją, ale głos zabrzmiał dziwnie spokojnie:
Rozumiem.
Jest młoda, dba o siebie. Pracuje w naszej firmie, w dziale marketingu Wojtek mówił, nie patrząc na żonę. Basiu, musimy poważnie porozmawiać.
Mów.
Chcę z nią zamieszkać.
Barbara skinęła głową, jakby oznajmił jej prognozę pogody na jutro.
A co ze mną?
Mieszkanie zostanie dla ciebie. Alimenty na dzieci będę płacił do końca studiów w końcu na nią spojrzał. Basiu, zrozum, nie mogę już dłużej. Ty ty nie jesteś tą kobietą, z którą się ożeniłem. Jesteś otyła, nudna. Wiecznie kręcisz się w kuchni z tymi głupimi ciastkami, oglądasz seriale
Nie oglądam seriali przerwała mu cicho.
Jaka to różnica! Stałaś się domową kwoką. Kasia ma ambicje, plany na życie. Chce się rozwijać, podróżować
A ja nie?
Basiu, bądź szczera ze sobą. Kiedy ostatnio czytałaś coś poza przepisami kulinarnymi? Kiedy ostatnio rozmawialiśmy o czymś innym niż obiad?
Barbara wstała od stołu i podeszła do okna. Na podwórku bawiły się dzieci, ich śmiech docierał przez szybę.
Dobrze powiedziała, nie odwracając się. Idź.
Wojtek chyba spodziewał się łez, histerii, prób powstrzymania go. Spokój Barbary go zaskoczył.
Basiu, nie chciałem cię zranić
Już to zrobiłeś. Odwróciła się i po raz pierwszy podczas tej rozmowy się uśmiechnęła. Tylko wiesz co, Wojtku? Może to i lepiej.
Miesiąc później Wojtek się wyprowadził. Dzieci, które przyjechały na wakacje, przyjęły rozwód spokojnie. Dwudziestoletni Krzysztof choćby powiedział:
Mamo, szczerze mówiąc, dawno nie rozumiałem, co was trzyma razem. Tata ciągle marudził, a ty ty po prostu znosiłaś.
Osiemnastoletnia Agnieszka była bardziej emocjonalna:
Mamo, a teraz będziesz sama? Nie będzie ci smutno?
Barbara zamyśliła się. Smutno? Po raz pierwszy od wielu lat mogła robić, co chciała, nie oglądając się na czyjeś niezadowolenie. Oglądać kursy, eksperymentować z nowymi przepisami, czytać książki o cukiernictwie.
Pomysł pojawił się niespodziewanie. Barbara oglądała kolejną lekcję francuskiego cukiernika, robiła notatki w zeszycie i nagle uświadomiła sobie: wie o wypiekach więcej niż wielu profesjonalistów. Dwadzieścia lat codziennej praktyki, tysiące obejrzanych kursów, setki wypróbowanych przepisów. Miała wiedzę, umiejętności i, co najważniejsze, pasję.
Cukiernia powiedziała głośno, a to słowo wydało się jej magiczne.
Poszukiwania lokalu zajęły dwa miesiące. Barbara objechała pół Warszawy, zanim znalazła to, czego szukała: niewielkie pomieszczenie na parterze kamienicy w spokojnej dzielnicy, z dużymi oknami i oddzielnym wejściem.
Miejsce dobre powiedział właściciel, mężczyzna po pięćdziesiątce z siwiejącymi włosami i uważnymi szarymi oczami. Ale nikt jeszcze nie myślał o cukierni. Jesteś pewna?
Absolutnie odpowiedziała Barbara, rozglądając się i w myślach ustawiając witryny i stoliki.
Nazywam się Marek przedstawił się. Marek Kowalski. A ty?
Barbara Stanisławska.
Miło mi. Uśmiechnął się, a Barbara zauważyła, jak ciepło świecą się jego oczy. Wiesz co, mam propozycję. jeżeli naprawdę planujesz tu cukiernię, mógłbym pomóc z remontem. Mam kontakty do budowlańców, elektryków. Zrobimy wszystko gwałtownie i solidnie.
To bardzo miło z twojej strony, ale
Żadnych ale przerwał. Szczerze mówiąc, interesuje mnie twój pomysł. W okolicy nie ma dobrej cukierni. Są tylko sieciowe kawiarnie z mrożonymi ciastkami. A tu byłoby coś swojskiego, domowego.
Barbara uważnie na niego spojrzała. W jego słowach nie było fałszu ani ukrytych motywów. Tylko szczere zainteresowanie.
Dobrze powiedziała. Spróbujmy.
Remont rzeczywiście poszedł szybko. Marek nie tylko dotrzymał słowa, ale i zaproponował wiele przydatnych rozwiązań. Często wpadał sprawdzić postępy, a z czasem ich rozmowy zmieniły się z biznesowych na bardziej osobiste.
Zawsze chciałaś zajmować się wypiekami? spytał pewnego dnia, obserwując, jak Barbara tłumaczy elektrykowi, gdzie dodać gniazdka.
Nie odpowiedziała szczerze. Kiedyś to było hobby. Piekałam dla rodziny, przyjaciół. A teraz zawahała się, szukając słów. Teraz mogę

Idź do oryginalnego materiału