Zawsze mi się podobałeś…
Kinga wyszła z biura i podeszła do swojego samochodu na parkingu. Maska i przednia szyba były pokryte cienką warstwą śniegu. Wsiadła do auta, najpierw włączyła ogrzewanie, żeby rozgrzać wychłodzone wnętrze, dopiero potem uruchomiła wycieraczki, strącając biały pył z szyby.
Wyjechała z parkingu i włączyła się w strumień innych pojazdów. Ruch był jednak męcząco powolny — ciągłe postoje na światłach, korki, jakby wszystkie samochody w Warszawie postanowiły zebrać się w jednym miejscu. Mijając galerię handlową, Kinga zdecydowała się skręcić, żeby przeczekać godziny szczytu w sklepach, a przy okazji rozejrzeć się za świątecznymi prezentami.
Nawet na parkingu samochody stały ciasno jeden przy drugim, ani jednego wolnego miejsca. Kinga już żałowała, iż tu przyjechała — lepiej było tkwić w korku, ale przynajmniej posuwać się do przodu. Nie tylko ona wpadła na pomysł, żeby wykorzystać ten czas na zakupy.
Wtedy w lusterku zabłysły reflektory — duży SUV cofał się, jakby ustępując jej miejsce.
W handlowej galerii tłok, gorąco, duszno. Kinga rozpięła płaszcz, odsunęła szalik od szyi i ruszyła między półkami. Migały kolorowe ozdoby, błyszczące łańcuchy, a wokół roiło się od ludzi. Do koszyka wrzuciła kilka bombek, parę srebrnych reniferów na choinkę, ręczniki z Mikołajem w eleganckim opakowaniu, kilka kieliszków do szampana z życzeniami szczęścia…
W domu się zorientuje, co komu dać. Dla mamy i męża wybierze coś lepszego, ale dla znajomych te drobiazgi będą w sam raz. Stanęła w kolejce do kasy, zmęczona hałasem i zamętem. Kiepski pomysł — przyjść tu w piątkowy wieczór. Mogła wpaść jutro rano, gdy ludzie odsypiają weekend.
W końcu przyszła jej kolej. Przed płaceniem z przerażeniem zorientowała się, iż wzięła za dużo. No cóż, zawsze się przyda.
Odeszła od kasy, zapinając płaszcz i poprawiając szalik. Z ciężką torbą w dłoni ruszyła do wyjścia, uważając, żeby ktoś nie potrącił jej i nie potłukł ozdób.
— Kinga!
Nie od razu zareagowała, kontynuując marsz.
— Kowalska!
Dopiero usłyszawszy swoje panieńskie nazwisko, zatrzymała się. Ale ludzie wychodzący z galerii przepychali się obok, potrącając ją. Odsunęła się na bok i rozglądała, szukając znajomego.
— Cześć, Kinga — usłyszała tuż obok.
Odwróciła głowę i zobaczyła mężczyznę z brodą. Niska czapka nasunięta aż po brwi. Uśmiechał się, a Kinga zauważyła, iż brakuje mu przedniego zęba. Ubrany byle jak, wyglądał na zaniedbanego. Już żałowała, iż się zatrzymała. Ten typ nie mógł być jej znajomym.
— Nie poznajesz? — zapytał. — Ja cię od razu zauważyłem. Wyglądasz na milion.
Coś w jego głosie wydało jej się znajome, ale nie potrafiła przypomnieć sobie, skąd go zna.