– A nie myślałaś o kursach troskliwych babć? – zapytała złośliwie córka, dowiedziawszy się, iż poszłam uczyć się na stylistkę brwi

przytulnosc.pl 1 dzień temu

Ktoś na emeryturze haftuje krzyżykiem, ktoś uprawia kwiaty. A ja postanowiłam opanować popularny zawód stylistki brwi. Rozumiem, iż to niezwykły wybór dla emerytki, ale tak jest.

Do tej decyzji popchnęło mnie kilka powodów jednocześnie. Pierwszy – przeszłam na emeryturę nie z powodu fizycznej niemocy czy problemów ze zdrowiem, ale z powodu moralnego zmęczenia tamtą pracą. Wydaje się, iż nazywa się to wypaleniem.

Byłam pełna sił i gotowości do podboju nowych zawodowych szczytów, tylko nie wiedziałam, dokąd pójść. Od nowa budować poważną karierę było już za późno, a kto by mnie zatrudnił? Pracodawcy przecież wolą młodych!

A korepetycje, pieczenie tortów na zamówienie, a tym bardziej praca jako sprzątaczka – to zupełnie nie moja droga. Emerytura dała mi możliwość spokojnego odnalezienia siebie, nie wyciągając nóg.

Dalej wyszło tak, iż pomagałam jednej przyjaciółce pomalować się na wesele syna. Ona nigdy nie zaprzyjaźniła się z makijażem, ale bardzo chciała błyszczeć – dla niej to wydarzenie było bardzo ważne.

W rezultacie przyjaciółka zwróciła się o pomoc do mnie, ponieważ ja, przeciwnie, zawsze lubiłam stroić się i malować. I, zdaniem wielu naszych wspólnych znajomych, zawsze robiłam to ze smakiem.

Nad jej twarzą pracowałam długo i starannie. Szczególną uwagę poświęciłam brwiom, jak to teraz jest modne. A ja uważnie śledzę współczesne trendy modowe. Przyjaciółka doceniła swój nowy wizerunek, w tym brwi. I pół żartem poradziła mi rzucić hasło w różnych ogłoszeniach typu „dziewczyny, zapraszam na brwi”.

Oto drugi powód, dla którego chciałam opanować właśnie ten zawód. jeżeli mam dobre predyspozycje w tym zakresie, to czemu ich nie rozwinąć?

Plan miałam najbanalniejszy. Uczyć się, zdobyć dyplom i zacząć zdobywać klientelę. Nauka przychodzi mi łatwo, mimo wieku. Już choćby opanowałam kilka technik.

I tak się złożyło, iż pierwsza prawdziwa klientka pojawiła się u mnie już teraz. Chociaż kursów jeszcze nie skończyłam. Ta kobieta została mi polecona przez tę samą przyjaciółkę, która, nie wiedząc o tym, wskazała mi nową zawodową drogę.

Wszystko układa się choćby lepiej, niż przewidywałam. Jedynym, co przyćmiewa moją euforia z nowych sukcesów, jest reakcja córki. Kiedy po raz pierwszy wspomniałam o swoich kursach stylizacji brwi, zapytała ze złością:

– A nie myślałaś o kursach troskliwych babć?

Trzeba powiedzieć, iż córka okresowo próbowała ulepić ze mnie klasyczną babcię. Kiedy pracowałam, próbowali przysłać do mnie wnuka na wszystkie weekendy, kiedy jechałam na wakacje, to namawiała mnie, żebym wzięła go ze sobą.

Im z zięciem bardzo chciało się romantyki, a niespokojne dziecko nie pozwoliłoby jej zorganizować. Ja nie mam nic przeciwko spędzaniu czasu z wnukiem, ale nie przez całą dobę.

I w bez wyjścia sytuacjach z nim zostaję. Na przykład, kiedy choruje, a córka i zięć nie mogą wziąć zwolnienia. Albo kiedy muszą pójść do lekarza.

Ale nigdy nie zamierzałam zostawać całodobową nianią, o czym uczciwie uprzedziłam córkę jeszcze przed narodzinami dziecka. W końcu nikt mi nie pomagał jej wychować. Sama jakoś sobie radziłam i, szczerze mówiąc, zmęczyłam się.

Dlatego nie chciałam przechodzić przez te wszystkie kłopoty od nowa, tylko już z wnukiem. Córka w słowach zaakceptowała moją postawę, ale w rzeczywistości postanowiła nie myciem, to biciem zmusić mnie do rezygnacji z niej.

Po moim przejściu na emeryturę córka ostatecznie się uaktywniła. Zaczęła prosić, żebym odbierała wnuka praktycznie codziennie, a nie tylko w weekendy.

– Przecież teraz jesteś na emeryturze. Masz dużo wolnego czasu, z którym nie masz co zrobić, i pracą już się nie męczysz – tak motywowała swoje natarczywe prośby.

– A ja ten czas spędzam na swoich sprawach – z takimi słowami odmawiałam jej.

Nie przestawałam powtarzać, iż wnuk ma rodziców. A ja swoją rodzicielską misję wykonałam. Teraz mogę z czystym sumieniem żyć dla siebie. I status emerytki nie oznacza, iż automatycznie muszę zrezygnować ze swoich przekonań.

Córka zaczęła się dąsać i podawać przykład innych babć, które po przejściu na zasłużony odpoczynek całkowicie poświęciły się wnukom. A ja nie jestem jak wszyscy! Jak byłam babcią na weekendy, tak i planuję nią pozostać. Za to prawie nigdy nie gderam na wnuka i dużo się śmieję. A przy stałym kontakcie z nim nie byłabym już taka wesoła.

Podobne spory regularnie u nas wybuchały, ale nie przeradzały się w poważne konflikty. Dlatego uwaga córki na temat mojego nauczania była dla mnie zaskoczeniem.

Jednak gwałtownie się otrząsnęłam. I z ironią odpowiedziałam córce, iż jej nie zaszkodziłyby kursy dobrych matek, które nie zrzucają dzieci na babcie.

– Nie przerzucaj na mnie winy! Powiedz wprost, iż obce brwi i pieniądze są dla ciebie ważniejsze niż własny wnuk – wypaliła na pożegnanie córka.

I od tego czasu nie dzwoniłyśmy do siebie przez cały tydzień z jej inicjatywy. Nic to, mam nadzieję, iż z czasem zrozumie, dlaczego dokonałam takiego wyboru.

Idź do oryginalnego materiału