**Dziennik – 15 czerwca**
– Maks, skręciłeś nie tam, gdzie trzeba – powiedziała zniecierpliwiona Kasia, patrząc przez okno.
– Skręciłem dobrze – odparł spokojnie Maks, kierując auto w głąb lasu wąską leśną drogą.
– Tu powinna być polana, od razu po zjeździe. A nie ma jej – rozglądała się Kasia. – Zawróćmy i przejedźmy jeszcze kawałek. Maks, słyszysz? Zatrzymaj się!
Ale Maks jechał dalej, choć sam widział, iż zabłądził. Droga stawała się coraz węższa, miejscami porośnięta trawą. Powinna być wygodna, szeroka – w końcu prowadziła do domków letniskowych. A oni zapuszczali się coraz głębiej w las.
– Przestań! – Kasia podniosła głos. – Słyszysz mnie w ogóle?
– Gdzie mam się zatrzymać? choćby nie ma gdzie zawrócić. Znajdę tylko wolne miejsce między drzewami…
– Bo trzeba było zawrócić od razu. Zawsze musisz mieć swoje. Uparty jak osioł. – Kasia skrzyżowała ręce na piersiach, wpatrując się przed siebie. *Nigdy nie przyzna się do błędu. Co w tym złego?* – myślała zirytowana.
Gałęzie zgrzytały po karoserii, żółte liście sypały się na maskę. W końcu Maks zatrzymał samochód. W środku zapanowała ciężka cisza.
– Nie mogłeś od razu przystopować? Przez twoje uparte łebskie zachowanie jesteśmy w środku lasu jak jakieś ofiary thrillerów.
– Ile razy mówiłem, żebyś nie mówiła mi pod nosem? – warknął Maks.
Kasia zmarszczyła brwi. Maks przekręcił kluczyk i zaczął ostrożnie cofać. Kasia wstrzymywała oddech, śledząc w lusterku, czy nie uderzą w pień. Wyjazd trwał wieczność, kilka razy omal nie utknęli. W końcu wrócili na główną drogę.
– Nie mogłeś od razu zawrócić? – burknęła Kasia, ale już spokojniej. Gniew minął, jak tylko wyjechali z lasu.
– A ty zawsze musisz mieć rację, co? W ogóle nie widzisz, jak ciągle mnie pouczasz. Myślisz, iż to miłe? – w głosie Maksa zadrżała irytacja.
– O co ci chodzi? Przez protest nie chciałeś się zatrzymać? I co, pomogło? A teraz stoimy. Jedziemy czy nie? I tak bardzo czasu straciliśmy przez twoją upartość. – Humor zepsuł się na dobre.
Ostatnio coraz częściej się kłócili, czepiając się drobiazgów. Czy to naturalne ścieranie się charakterów, czy może uczucia ostygły? Różowe okulary spadły i widzieli się już bez lukru. A życie składa się przecież z takich właśnie szczegółów.
– Znowu wydajesz rozkazy. choćby nie zauważasz – rzucił Maks.
– Nie rozkazuję. Dobrze, to stójmy. Już nie chce mi się jechać. – Kasia oparła głowę o zagłówek i zamknęła oczy, dając do zrozumienia, iż nie zamierza dalej się sprzeczać.
A zaczęło się tak pięknie. Poznali się na plaży nad Bałtykiem. Koleżanka Kasi poszła się przebierać, a ona, by nie smażyć się na słońcu, podeszła do opalonego chłopaka i podała mu krem.
– Pomógłby pan? Sama nie dosięgnę pleców.
Maks uśmiechnął się szeroko i wziął tubkę. Gdy jego dłoń dotknęła jej skóry, Kasia poczuła dreszcze. Później przyznała, iż to wtedy się zakochała.
Rozpływali się w sobie jak lody w upale. Chodzili na spacery, trzymali za ręce, a kiedyś Maks odprowadził ją do domu i pocałował. Od tamtej pory byli nierozłączni. Kasia, zwykle spokojna i ułożona, pokochała jego spontaniczność.
Miesiąc później, po burzliwej awanturze z rodzicami, Kasia wprowadziła się do Maksa. Wydawało jej się, iż ta euforia nigdy nie minie. A gdyby ktoś powiedział, iż za rok będą się kłócić o błahostki, nie uwierzyłaby.
Ale… Nie ma ludzi idealnych, tak jak nie ma miłości bez sporów.
Dziś Kasia w ogóle nie chciała jechać. U przyjaciół Maksa czuła się nie na miejscu. Na tę działkę trafili tylko raz – na sylwestra. Zapamiętała właśnie tę polanę tuż za zjazdem.
Maks milczał, nerwowo stukając palcami w kierownicę.
– Przestań w końcu stukać – poprosiła Kasia, nie otwierając oczu.
Poczuła na sobie jego wzrok, ale udawała, iż jej to nie obchodzi. Maks odpalił silnik i wjechał na drogę.
– No to pokazuj, geniuszu, gdzie skręcać – rzucił po chwili.
Kasia otworzyła oczy i rozejrzała się.
– Chyba przejechaliśmy – przyznała niepewnie.
– Tylko nie mów, iż to znowu moja wina. Mogłaś uważać. – Wzruszył ramionami. – No i co teraz?
– Zatrzymaj się tutaj.
Tym razem Maks posłuchał. Obok przejechała tirówka, trąbiąc gniewnie.
– Wiesz co? Nie jedźmy nigdzie – powiedziała nagle Kasia.
– Dlaczego? – zdziwił się Maks.
– Wszystko idzie nie tak. Nie podobałem mi się ten pomysł – wyznała.
– Znowu te kobiece humory. Chcę, nie chcę, czuję… Jesteśmy już prawie na miejscu, a ty chcesz wracać? Nie rób dramatu, Kasy.
Ale Kasia otworzyła drzwi i wysiadła.
– Nie pojadę. Nie chcę, żebyśmy się pokłócili na dobre. Jedź sam, przyjaciele czekają. – Chwyciła torbę i zatrzasnęła drzwi.
– Kas, przestań. Wsiadaj. Mogłaś od razu powiedzieć, iż nie chcesz jechać! – krzyknął za nią.
– Mówiłam od początku – odparła, oddalając się.
Maks też wysiadł i podszedł do niej.
– Gdzie idziesz? To droga krajowa, niebezpiecznie. Wracaj do samochodu. – Chwycił ją za ramię.
– Twoi kumple czekają. Ja sobie poradzę. Autobusy tu jeżdżą. – Wyrwała się.
– Ostatni raz proszę – powiedział przez zęby Maks.
Kasia milczała, patrząc na asfalt.
– Jak chcesz. – Odwrócił się i wrócił do auta.
Drzwi zatrzasnęły się, silnik zaryczał. Kasia nie wierzyła, iż naprawdę odjedzie. Ale auto minęło ją i zniknęło za zakrętem. Stała, wpatrując się w oddalające się światła, czekając, aż zawróci. *To tylko głupia sprzeczka*, myślała. Ale Maks nie wrócił.
Minęło pięć, dziesięć minut – nic.Kasia otarła łzy, zawróciła i powoli ruszyła w stronę miasta, postanawiając, iż tym razem to ona pierwsza przeprosi i powie mu o dziecku, bo w końcu miłość to nie tylko namiętność, ale także przebaczenie i walka o to, co najważniejsze.