A jednak miałeś moją sympatię…

newsempire24.com 5 dni temu

A ty mi się podobałeś…

Zosia wyszła z biura i podeszła do swojego samochodu na parkingu. Maska i przednia szyba były pokryte cienką warstwą śniegu. Wsiadła i od razu włączyła ogrzewanie, by ogrzać zmarznięte wnętrze. Potem wycieraczkami strąciła biały pył ze szkła.

Ruszyła, włączając się w nurt ulicznego ruchu. Korki były jednak bezwzględne – światła, hamowanie, postoje. Całe miasto zdawało się utknąć w jednym miejscu. Mijając galerię handlową, Zosia postanowiła skręcić, by przeczekać godzinę szczytu między półkami, a przy okazji poszukać prezentów na święta.

Ale parking był zapchany. Żadnej wolnej przestrzeni. Już żałowała decyzji – lepiej było tkwić w korku, gdzie przynajmniej był ruch. Nagle w lusterku błysnęły reflektory – jakiś SUV cofał się, jakby ustępując jej miejsce.

W środku tłok, gorąco, mdły zapach perfum i popcornu. Zosia rozpięła płaszcz, odsunęła szalik od szyi i ruszyła w głąb sklepu. Oślepiały ją kolorowe bombki, migające lampki, krzątający się ludzie. W koszyku lądowały błyszczące ozdoby, srebrne renifery, ręczniki z Mikołajem, kieliszki do szampana z życzeniami…

Dla rodziny kupi coś lepszego. Koledzy dostaną drobiazgi, byle podnieść świąteczny nastrój. Stanęła w kolejce do kasy, wyczerpana hałasem. Głupia decyzja – przyszła w piątkowy wieczór. Mogła przyjechać rano, gdy inni śpią.

W końcu przyszła jej kolej. Z przerażeniem stwierdziła, iż nazbierała za dużo. No cóż, zawsze się przyda.

Wyszła, zapinając płaszcz, uważając, by nikt nie potrącił torby z prezentami.

— Zosia!

Nie zareagowała od razu.

— Kowalska!

Dopiero na panieńskie nazwisko zamarła. Ludzie omijali ją niecierpliwie. Odsunęła się, rozglądając.

— Cześć, Zosia.

Obok stał brodaty mężczyzna w czapce nasuniętej na brwi. Uśmiechał się, odsłaniając brakujący ząb. Ubrany byle jak. Już żałowała, iż się zatrzymała. Ten typ nie mógł być jej znajomym.

— Nie poznajesz? — zapytał. — A ja ciebie od razu. Wyglądasz na milion. — Zaśmiał się chrapliwie. W głosie było coś znajomego, ale nie mogła go rozpoznać.

— Chodziliśmy do tej samej klasy.

— Krzysiek?! — wykrztusiła. Chciała zapytać, co go tak zmieniło, ale się zawahała.

— No ja — odparł, znów pokazując dziurę w uśmiechu. — Dużo się zmieniłem?

— Tak… Co się stało? — Nie wytrzymała.

— Długa historia. Może usiądziemy? Jest tu kawiarnia. — Patrzył na nią z nadzieją.

Nie mogła uwierzyć, iż to on. Krzysiek, przez którego w szkole płakała. Teraz wstydziła się stać z nim na oczach ludzi.

— Przepraszam, muszę iść… — Odwróciła wzrok, szukając ratunku u obcych.

— Tylko na chwilę — szepnął rozpaczliwie.

W końcu skinęła głową, bardziej z ciekawości niż chęci.

W kawiarni było pełno.

— Tam jest wolne — wskazał ciemny kąt.

„Przynajmniej nikt nie zobaczy” — pomyślała, kryjąc twarz.

Kelner postawił przed nimi menu. Krzysiek przełknął ślinę, wertując kartę. Ona tylko zamówiła kawę.

— Często tu jem — rzucił, gdy kelner odszedł.

— Pracujesz tu?

Skinął zawstydzony. Pewnie był sprzątaczem.

— Zostałaś lekarzem? — spytał.

— Pamiętasz? — zdziwiła się. — Tak, endokrynologiem.

— Prezenty dla męża i dzieci? — spojrzał na torbę.

— A ty? Żonaty?

— Byłem. Z Basią. Pamiętasz ją? Suka. Przez nią skończyłem tak… — zawiesił głos. — Wszystko się rozpadło. Straciłem pracę, mieszkanie. Piłem. Gdyby nie matka…

Zosia poczuła ucisk w gardle. W szkole wszystkie za nim szalały. Może gdyby się wtedy przyznała, jego życie potoczyłoby się inaczej?

Kelner przyniósł jedzenie. Krzysiek jadł łapczywie. Ona odwróciła wzrok.

— Mógłbyś ich pozwać — szepnęła.

— Piłem. Kogo by to obchodziło? — Wzruszył ramionami. — Basia śmiała mi się w twarz.

Zapłacił, choć chciała to zrobić.

— Mieszkasz tam samo? — spytał.

— Muszę już iść. Cieszę się, iż cię widziałam. — Wstała, chwytając torbę.

Na parkingu jeszcze raz się obejrzał. Pomachała światłami.

W domu czekał mąż.

— Co tak późno?

— Byłam w galerii. — Rzuciła zakupy.

— Wyglądasz, jakbyś widziała ducha.

Opowiedziała o spotkaniu.

— Słabeusz — prychnął mąż. — Sam sobie winien.

— Możesz mu dać pracę?

— Pomyślę. Dla ciebie.

W wigilię Zosia wróciła do galerii.

— Gdzie jest Krzysiek? — spytała ochroniarza.

— Zniknął. Miesiąc temu.

— I nikt go nie szuka?!

— Tych się nie szuka — mruknął, chowając jej wizytówkę.

Minęły tygodnie. Pewnego dnia zobaczyła na ulicy podobnego mężczyznę.

— Krzysiek! — krzyknęła.

Obcy odwrócił głowę.

Wolano jej myśleć, iż się ogarnął. Że gdzieś tam żyje. Ale nigdy nie zadzwonił…

Idź do oryginalnego materiału