A jednak mi się podobałeś…

twojacena.pl 1 dzień temu

Dawno temu, gdy śnieg prószył nad Warszawą, Agata wyszła z biura i podeszła do swojego samochodu na parkingu. Maszyna była pokryta cienką warstwą białego puchu. Wsiadła, włączyła ogrzewanie, by rozgrzać zmarznięte wnętrze, a potem wycieraczkami strąciła śnieg z przedniej szyby.

Ruszyła w kierunku domu, ale ulice były zatłoczone, światła zmieniały się wolno, a korki zdawały się nie mieć końca. Gdy mijała centrum handlowe, postanowiła skręcić, by przeczekać najgorszy tłok. Może znajdzie tu pomysł na świąteczne prezenty?

Parking był jednak zapchany, nie było gdzie zaparkować. Już żałowała swojej decyzji – lepiej było tkwić w korku niż krążyć bez celu. Wtem w lusterku mignęły reflektory – jakiś kierowca w SUV-ie zjechał, robiąc jej miejsce.

W centrum panował tłok i gorąco. Agata rozpięła płaszcz, rozluźniła szalik i ruszyła wśród półek uginających się od świątecznych ozdób. Kupiła kilka kolorowych bombek, srebrne renifery na choinkę, ręczniki z Mikołajem i kieliszki do szampana z życzeniami szczęścia.

„Rozdzielę to później” – pomyślała, stając w kolejce do kasy. Była zmęczona hałasem i miała już dosyć tłumu. Gdy wreszcie dotarła do kasy, z przerażeniem uświadomiła sobie, iż kupiła za dużo. No cóż, pewnie się przyda.

Wychodząc, starała się uważać, by nikt nie strącił jej torby.

— Agata!

Nie zareagowała od razu.

— Kowalska!

Dopiero gdy usłyszała swoje panieńskie nazwisko, zatrzymała się. Odstąpiła na bok i rozejrzała się, szukając znajomego.

— Cześć, Agata — odezwał się mężczyzna tuż obok.

Spojrzała na niego. Miał zarost, czapkę naciśniętą na czoło i brakujący przedni ząb. Uśmiechał się nierówno, a jego ubranie wisiało na nim jak na wieszaku. Już żałowała, iż się zatrzymała.

— Nie poznajesz? — zapytał. — Ja cię od razu rozpoznałem. Wyglądasz jak milion złotych.

Cień czegoś znajomego drgał w jego głosie, ale nie mogła go zidentyfikować.

— Chodziliśmy razem do szkoły. Do tej samej klasy.

— Krzysiu? — wyrwało jej się. Chciała zapytać, co go doprowadziło do takiego stanu, ale się zawahała.

— Tak, to ja. Zmieniłem się, co?

— Bardzo… Co się z tobą stało? — spytała wreszcie.

— Długa historia. Może usiądziemy gdzieś? Jest tu kawiarnia.

Nie mogła oswoić się z jego widokiem. To przecież Krzyś, w którym była zakochana w podstawówce, przez którego wylała morze łez. Teraz wstydziła się stać przy nim na oczach ludzi.

— Przepraszam, muszę już iść — powiedziała, odwracając wzrok.

Ale on patrzył z nadzieją.

— Tylko na chwilę — uległa w końcu, bardziej z ciekawości niż z potrzeby.

W kawiarni zajęli stolik w kącie. Krzyś zamówił dużo, ona tylko kawę.

— Pracujesz tu? — spytała.

Skłonił głowę. Widać było, iż się wstydzi.

— Zostałaś lekarzem, jak chciałaś?

— Pamiętasz? — zdziwiła się. — Tak, endokrynologiem.

— Kupiłaś prezenty mężowi i dzieciom? — spojrzał na jej torbę.

— A ty? Żonaty?

— Byłem. Z Jolą. Pamiętasz ją? Okazała się wredną suką. To przez nią skończyłem tak… — machnął ręką. — Wiesz, ty mi się wtedy podobałaś.

„I ty mi” — pomyślała.

Kelner przyniósł jedzenie. Krzyś jadł łapczywie.

— Co się stało? — spytała, chcąc gwałtownie zakończyć tę rozmowę.

— Wszystko się waliło. Studia, praca, małżeństwo. Wpadłem w długi, ojciec umarł, a Jola wyszła za mojego wspólnika. Myślę, iż to ona to wszystko uknuła.

Agata spojrzała na niego z litością.

— Mogłeś ich pozwać.

— Piłem. Kogo by to obchodziło? A ona ma pieniądze. — Wzruszył ramionami. — Ale nie narzekam. Dach nad głową mam, pracę.

Chciała zapłacić, ale się obraził.

— Mieszkasz tam gdzie wcześniej? — spytał, gdy wychodzili.

— Muszę już iść — wyszeptała, nie oglądając się za siebie.

W drodze do domu widziała, jak patrzy za nią. Mrugnęła światłami.

Mąż czekał w progu.

— Dlaczego tak późno?

— Byłam w centrum handlowym — odparła.

— Coś się stało?

Powiedziała mu o Krzysiu.

— Słabeusz — skomentował. — Ale jeżeli chcesz, dam mu pracę.

Przed świętami wróciła do centrum, by go odnaleźć.

— Zniknął — powiedział ochroniarz. — Nie wiadomo gdzie.

— A nikt go nie szuka?

— Po co? Tacy jak on wszędzie się włóczą.

Podała wizytówkę, ale wiedziała, iż nie zadzwoni.

Później kilka razy wydawało jej się, iż go widzi na ulicy. Ale to nigdy nie był on.

Wolą wierzyć, iż wziął się w garść. I iż kiedyś jeszcze się spotkają.

Idź do oryginalnego materiału