Rosa jeszcze nie zaszła z trawy, ten delikatny poranny opar leniwie cofał się ku drugiemu brzegowi rzeki, a słońce już wypływało zza zębatej linii lasu.
Tadeusz stał na ganku, wdychając chłodne powietrze i podziwiając urok świtu. Za plecami usłyszał miękkie kroki bosych stóp. Kobieta w nocnej koszuli i z narzuconym na plecy szalem podeszła i przytuliła się do niego.
— Cudzo, prawda? — Tadeusz odetchnął pełną gorą. — Wracaj do domu, przeziębisz się — powiedział łagodnie, poprawiając zsunięty z jej ramion szal.
Kobieta przylgnęła do niego mocniej, obejmując jego rękę.
— Nie chce mi się od ciebie wyjeżdżać — szepnął Tadeusz ochrypłym od wzruszenia głosem.
— To nie wyjeżdżaj. — Jej głos kusił jak syreni śpiew. *Zostanę, i co dalej?* Ta myśl otrzeźwiła go.
Gdyby sprawy były takie proste, dawno by już został. Ale dwadzieścia trzy lata z żoną nie da się tak po prostu wymazać, a dzieci… Kasia, można powiedzieć, już odcięty kawał, u narzeczonego śpi częściej niż w domu, niedługo ślub. A Wojtkowi dopiero czternaście, najtrudniejszy wiek.
Kierowca może znaleźć pracę wszędzie, ale w tej wiosce nie zarobi dużo. Teraz może szastać pieniędzmi, darować Jadzi drogie prezenty. Ale gdyby zarabiał dwa, może choćby trzy razy mniej, czy dalej byłaby z nim? Pytanie.
— Nie zaczynaj, Jadź — odparł Tadeusz.
— Dlaczego? Wychowaliśmy dzieci, czas pomyśleć o sobie. Sam mówił, iż z żoną żyjesz w— Ale my już nie jesteśmy sobą — szepnęła Jadzia z łzami w głosie, a Tadeusz po raz pierwszy zrozumiał, iż czasem choćby największa miłość musi ustąpić przed prawdą.