Siedemdziesięciojednoletnia wdowa wybrała młodego narzeczonego i złożyła mu niewyobrażalną propozycję
Dwudziestotrzyletni Dawid Kowalski dźwigał na swoich barkach więcej niż większość ludzi w dwójnasób starszych od niego. Obiecujący student prawa wierzył, iż ciężka praca i wytrwałość pewnego dnia otworzą przed nim i jego rodziną lepszą drogi.
Ale los potrafi wystawić na próbę choćby najbardziej zdeterminowanych.
Dwa lata wcześniej tragedia uderzyła bez ostrzeżenia. Jego ojciec, Daniel, doznał nagłego zawału i zmarł, pozostawiając rodzinę w rozpaczy. Żałoba była przytłaczająca, ale nie było czasu, by się poddać. Razem z bólem przyszła lawina nieopłaconych długów i rachunków, o których Dawid choćby nie wiedział.
Dom Kowalskich, niegdyś pełen ciepła i śmiechu, stał się miejscem nieustannego niepokoju. Listy od wierzycieli przychodziły niemal codziennie. Ostateczne wezwania do zapłaty piętrzyły się na kuchennym blacie. Oszczędności, choć skromne, ale stabilne, wyparowały.
Matka Dawida, Maria, nie była w stanie pomóc. Toczyła zaciętą walkę z nowotworem, przechodząc wyniszczające terapie, które pochłaniały resztki pieniędzy. Jego młodsza siostra, Ola, zaledwie czternastoletnia, marzyła o zostaniu weterynarzem. Starała się zachować pogodę ducha, ale Dawid widział niepokój w jej uśmiechu. Robił wszystko, by chronić ją przed prawdą.
Każdego wieczoru, po zajęciach i nieodpłatnym stażu w małej kancelarii prawniczej, Dawid siadał przy kuchennym stole otoczony stertami zaległych rachunków. Jego myśli krążyły wokół pytań bez odpowiedzi.
Jak zapewnić mamie dalsze leczenie? Jak Ola skończy szkołę? Czy jestem na tyle silny, by utrzymać rodzinę razem?
Pewnego wieczoru kolega z kancelarii zaprosił go na galę charytatywną organizowaną przez znaną rodzinę w mieście. Dawid omal nie wybuchnął śmiechem nie miał czasu, pieniędzy, a tym bardziej garnituru na taką okazję. Ale kolega nalegał. „To szansa na wartościowe kontakty” powiedział.
W pożyczonych butach i jednym przyzwoitym krawacie Dawid się pojawił.
Gala przeniosła go do świata, którego nigdy nie znał wystawna rezydencja, kryształowe żyrandole lśniące jak uwięzione gwiazdy, kelnerzy sunący między gośćmi z srebrnymi tacami, ludzie rozmawiający cicho, z pewnością siebie. Dawid trzymał się na uboczu, pewien, iż tu nie pasuje.
A potem podeszła do niego.
Helena Nowak.
Miała siedemdziesiąt jeden lat, ale nosiła się z elegancją i dyskretną godnością, która sprawiała, iż tłum rozstępował się przed nią bez słowa. Jej srebrne włosy były upięte w elegancki kok, perłowy naszyjnik lśnił, a głęboko osadzone niebieskie oczy zdawały się widzieć więcej, niż powinny.
„Nie pasujesz tutaj, prawda?” zapytała z lekkim, przenikliwym uśmiechem.
Dawid poczuł, jak czerwienieje. „Szczerze? Nie. Jestem tu przez przypadek.”
Z niewyjaśnionych powodów nie powstrzymał się. Gdy rozmawiali, Helena pytała o jego studia, rodzinę i marzenia. W jej głosie nie było osądu tylko ciekawość. Opowiedział jej o ojcu, chorobie matki, ambicjach siostry i przytłaczającej presji.
Rozmawiali dłużej, niż zdawał sobie sprawę. Gdy się rozstali, założył, iż już jej nie zobaczy. Była obcą kobietą z innego świata.
Ale życie miało inne plany.
Kilka dni później stan zdrowia jego matki pogorszył się, a rachunki za leczenie podwoiły się z dnia na dzień. Ola stała się jeszcze bardziej zamknięta, wyczuwając napięcie, o którym nikt nie mówił. Dawid był już na skraju wytrzymałości, gdy zadzwonił jego telefon.
„Dawid? Mówi Helena Nowak. Pamiętasz mnie z gali?”
Zamrugał zaskoczony. „Oczywiście. Dzień dobry, pani Nowak.”
„Chciałabym, żebyś mnie odwiedził. Jest pilna sprawa, którą musimy omówić” powiedziała.
Część












