Elki na Esce
W centrum Leszna znajduje się charakterystyczne skrzyżowanie ulicy Narutowicza z ulicami Ofiar Katynia i Karola Marcinkowskiego. Jego bieg przypomina literę „s” i tak jest najczęściej określane. Specyfika tego miejsca polega na tym, iż jadący prosto w stronę Rynku ulicą Narutowicza zobowiązani są do zatrzymania się. Na wybrukowanej ulicy nie ma jednak wymalowanej linii stopu. Nic w tym dziwnego. Do wymalowania takiej linii byłby potrzebny „Król markera” analizujący taktykę meczów piłkarskich.
Do dziś pamiętam wskazówki, jakie otrzymałem, będąc kursantem na prawo jazdy. Miejsce zatrzymania wyznaczała… pokrywa studzienki kanalizacyjnej. Należało ją obserwować i zatrzymać się w konkretnym punkcie, który zależał od dalszego kierunku jazdy. Oblężenie pojazdami z napisem „Nauka jazdy” oraz „Egzamin” jest tutaj powszechne. Militarnego określenia nie użyłem przypadkowo.
W sąsiedztwie skrzyżowania znajduje się niepozorny dom.
Jerzy Handke
Porucznik Jerzy Handke to osoba, która doskonale zdawała sobie sprawę, iż ma jedno jedyne niepowtarzalne życie. I nie straci go na sprawy bez pożytku. Urodził się w 1912 r. w Roszkowie koło Jarocina. Na początku lat 30. trafił na ćwiczenia do stacjonującego w Lesznie 55. Poznańskiego Pułku Piechoty. Kolejny raz w Lesznie pojawił się już podczas okupacji, gdzie ukrywał się przed Samoobroną Etnicznych Niemców (Selbstschutz). W 1940 r. zostaje mianowany komendantem Obwodu Leszno Związku Walki Zbrojnej. Rok później jest już komendantem Inspektoratu Rejonowego ZWZ w Lesznie. Utworzył siatkę dowództw obwodowych w Lesznie, Kościanie, Rawiczu, Wolsztynie i Gostyniu.
Budynek dawnego Domu Kultury, repr. M. Gołembka
W 1943 r. został aresztowany przez Gestapo, które następnie zaproponowało mu współpracę. Zdołał zbiec i trafił w okolicę Wrześni, gdzie kontynuował działalność konspiracyjną.
Pewnego dnia Niemcy zrobili obławę i wpadli do mieszkania, gdzie akurat przebywał Handke z innymi oficerami.
„Mój mąż w trakcie ucieczki został raniony – krwawił. Któryś z gospodarzy rzucił mu bandaż, ale Jurek zawijał ranę nerwowo, tak, iż bandaż wkręcił się w szprychy koła. Zeskoczył z roweru na łące i ostrzeliwał się. Ostatnią kulę przeznaczył dla siebie” – napisała żona Jerzego we wspomnieniach, które opublikował Jerzy Zielonka.
Jerzy Handke przebywając od 1940 do 1943 w Lesznie, mieszkał i działał w domu przy obecnej Narutowicza. To nie jedyna okupacyjna historia tej ulicy.
Obóz pracy i potajemne msze
Z kolei w 1941 r. na gruntach położonych przy tejże ulicy założono obóz pracy przymusowej dla Żydów.
„Złe warunki zakwaterowania, niewłaściwe warunki sanitarne, niedostatki odzieży, obuwia, liczne choroby, które ich nękały – to wszystko wpływało na zmniejszenie szans fizycznego przetrwania. Szczególnie dotkliwie odczuwali oni dręczący głód. Wyżywienie więźniów – zgodnie z zaleceniami władz niemieckich – służyć miało jedynie utrzymaniu ich umiejętności pracy” – zapisała Anna Ziółkowska w artykule opublikowanym na łamach „Rocznika Leszczyńskiego” z 2011 r.
W dalszej części dodaje:
„Kolejną dolegliwością odczuwaną przez nich stały się liczne urazy powstałe w wyniku bicia. Były to nie tylko miejscowe uszkodzenia ciała, ale również inne schorzenia, na przykład ropne”.
Także w roku 1941 hitlerowcy pozbawili mieszkańców Leszna proboszcza (kolejny raz aresztując ks. Stefana Abta) oraz możliwości wstępu do kościoła. Jedyną legalną możliwością była wyprawa do oddalonego o kilkanaście kilometrów Kaczkowa na mszę – raz w miesiącu. Wprowadzone ograniczenia wpłynęły na rozwój życia religijnego w podziemiu. W tym czasie w Lesznie pojawiali się księżą: Stanisław Bielski, Marian Samolewski oraz pallotyn Szczepan Grycz.
Budynek przy ul. Narutowicza, w którym odprawiano msze w czasie okupacji, fot. M. Gołembka
Potajemne msze św. sprawowano w prywatnych mieszkaniach. Jednym z miejsc, gdzie msze odprawiano najczęściej i jednocześnie dla największej liczby osób, był budynek przy obecnej Narutowicza 26. Działała tutaj piekarnia, co usprawiedliwiało pojawianie się wielu ludzi. Należy pamiętać, jakie ryzyko towarzyszyło celebrowaniu potajemnej mszy.
Jeden z księży w ramach kamuflażu nosił obrączkę na palcu, a do marynarki przypinał niemiecki krzyż. Księża podczas pobytów w Lesznie zatrzymywał się właśnie w jednym z mieszkań przy Narutowicza 26. Był to także dom rodzinny współdziałającego z innymi duchownymi ks. Edmunda Fórmanka (o czym ten ostatni pisze w swoich wspomnieniach). Kleryk Fórmanek w czasie okupacji potajemnie chrzcił nowo narodzone dzieci. Szacuje się, iż takich przypadków było blisko 360.
Pomiędzy terenem dawnego obozu a budynkiem przy Narutowicza 26 znajduje się siedziba miejskiego teatru. Wcześniej ten gmach pełnił różne funkcje.
Budynek o wielu twarzach
Budynek dawnej Strzelnicy, repr. M. Gołembka
Budynek powstał w XIX wieku. Pierwszym jego przeznaczeniem była strzelnica Bractwa Kurkowego. Już na początku XX wieku mieściły się tam także kręgielnia, restauracja i sala balowa. W międzywojennym Lesznie przez cały czas było to miejsce kulturotwórcze. Odbywały się tutaj zebrania, koncerty, wieczornice, a także wystawy. W grudniu 1937 r. zorganizowano Wielką Wystawę Higieniczną. Wydarzeniu towarzyszyły krótkie referaty. Jednym z prelegentów był mieszkający po sąsiedzku doktor Lewandowski (o którym poniżej). Po wojnie Bractwo Strzeleckie zostało rozwiązane. W latach 50. ubiegłego wieku budynek zamieniono na dom kultury. Od roku 1999 mieści Centrum Kultury i Sztuki. Od kwietnia 2016 r. działa tutaj Teatr Miejski. Z kolei od stycznia minionego roku wznowiono działalność Małego Kina.
Doktorek
Józef Piotr Paweł Lewandowski nazywany przez mieszkańców „doktorkiem” zameldował się w Lesznie latem 1920 r. Jego miejscem na ziemi stał się dworkowy domek u zbiegu obecnej Narutowicza z ulicą Cichą, gdzie także przyjmował pacjentów. Ponadto praktykował jako lekarz rejonowy dla pracowników PKP i lekarz domowy w Ubezpieczalni Społecznej. Związał się z córką starszego posterunkowego Policji Państwowej w Lesznie – Seweryną Dudziak. Cieszył się poważaniem i uznaniem nie tylko lokalnej społeczności.
Został odznaczony Medalem za Warszawę, Medalem za Odrę i Nysę, Odznaką Grunwaldzką i dwoma Medalami za Wolność i Zwycięstwo. Okazuje się, iż pozostawił po sobie więcej, niż tylko dobre rady.
Kiedy dowiedziałem się o zachowanej walizeczce „doktorka”, poczułem się jak bohaterowie Tarantinowskiego „Pulp Fiction”. Nie tylko musiałem do walizki dotrzeć, ale i koniecznie zajrzeć do środka!
Zapewne przecież ta walizeczka była nieodłącznym atrybutem doktora. Przemierzał z nią miasto wzdłuż i wszerz, ratując życie mieszkańcom Leszna.
Zdarzały się też przypadki beznadziejne. W lokalnej prasie odnotowano sierpniowy incydent z 1935 r., kiedy to murarz spadł z drabiny z wysokości drugiego piętra. Wnosił wówczas ceber z wapnem. W wyniku upadku ceber przygniótł murarzowi głowę, Lewandowski przybył natychmiast na miejsce, ale wszelka pomoc była bezskuteczna.
Czy i podczas tego wydarzenia miał ze sobą walizeczkę, do której zaglądałem z nieskrywaną ciekawością? Walizeczka to nie jedyna okazja, aby nawiązać do świata kina. Spacerując dalej po Narutowicza, poczułem się jak Doktor Dolittle, a może bardziej jak Ace Ventura.
Ulica pod dwoma lwami i jednym orłem
Mając możliwość zmiany nazwy ulicy Narutowicza, zaproponowałbym… Zwierzyniecką. Choć może już nie dziś. To w bezpośrednim jej sąsiedztwie znajdował się pierwszy miejski zwierzyniec. Nieco dalej była jego druga lokalizacja. Głównymi bohaterami fauny przy tej ulicy nie są jednak mieszkańcy zoologu.
Willa pod obecnym numerem 47 często stanowi tło do zdjęć. kilka zachowało się natomiast starszych fotografii, kiedy jeszcze szczyt budynku zdobiły kamienne lwy. Można je dostrzec także na dokumentacji projektowej budynku. Lwy były jeszcze w latach 50. ubiegłego wieku. Ciekawostką jest, iż poeta Eugeniusz Wachowiak zainspirowany ozdobami willi napisał wiersz „Afryka poety”, który dał tytuł całemu tomikowi poezji (o czym pisze Janina Małgorzata Halec w publikacji „Ulicami Eugeniusza Wachowiaka”). Gdzie podziały się lwy? Nie rozwiązałem tej zagadki.
Więcej szczęścia miałem przy poszukiwaniach orła. W narożnym budynku ulicy Narutowicza i Łaziebnej przez wiele dekad mieściła się Apteka pod Orłem. Zdjęć z wizerunkiem aptecznego ptaka (zupełnie jak lwów) również jest jak na lekarstwo. Na szczęście rzeźba (choć uszczuplona) zachowała się i trafiła do Muzeum Okręgowego w Lesznie. A może ptak powróci jeszcze na swoją pierwotną lokalizację? Wystarczy go tylko odrestaurować. Oczywiście z aptekarską dokładnością.
Podobieństwa do Słowiańskiej
Ulica Narutowicza ma kilka wspólnych cech z ulicą Słowiańską. I to nie tylko fakt, iż obie są przyrynkowymi ulicami. Przy każdej z nich możemy dostrzec nieprawidłową numerację budynków. Na budynku przy Narutowicza 43 widnieje liczba 62. Tablica na elewacji Szkoły odstawowej także nie jest już aktualna. Kolejnym wspólnym mianownikiem są rzeźby Ateny ze sową i Kloto. Te z fasady Narutowicza 17 są bliźniaczo podobne do tych ze Słowiańskiej 55. Z kolei zdobienie listwy przymykowej przy Narutowicza 4 przypomina maszkarona ze wspomnianej Słowiańskiej.
Ufam, iż ulica Narutowicza w Lesznie jeszcze niejednym nas zaskoczy!