Moja historia nie jest wesoła i nie kończy się „happy endem”. Zdecydowałam się nią podzielić, by inne kobiety nie popełniały tych samych błędów co ja.
Mam na imię Marija, niedługo skończę 50 lat. Po szkole poszłam na studia pedagogiczne, ale w szkole nie przepracowałam ani jednego dnia.
Na czwartym roku porwała mnie miłość, wyszłam za mąż tuż po obronie dyplomu.
Moi rodzice z okazji ślubu podarowali nam dwupokojowe mieszkanie w nowo wybudowanym bloku, niewykończone. Byliśmy szczęśliwi! Remont wykonaliśmy już własnymi siłami.
Mąż wówczas pracował, zarabiał całkiem dobrze i powiedział: „Siedź w domu, rodź dzieci”. Właśnie wtedy zaszłam w ciążę z córką Austėją.
Podarowane przez moich rodziców mieszkanie przepisaliśmy na męża, bo – jak twierdził – w ten sposób jest prościej i wygodniej.
Ja, naiwna i zakochana, we wszystkim mu przytakiwałam – przecież mieliśmy żyć razem do późnej starości i umrzeć tego samego dnia.
Później mąż odziedziczył po swoich rodzicach kawalerkę, którą wynajmowaliśmy.
Po 7 latach urodziła się nam kolejna córka – Morta. Mąż nie chciał, żebym poszła do pracy, ponieważ uważał, iż powinnam zająć się domem i dziećmi.
Założył własną firmę i dochody wzrosły.
Moi rodzice przepisali nam swoją działkę, a mąż zapałał chęcią zbudowania własnego domu. Budowa trwała 4 lata, następnie sprzedaliśmy mieszkanie podarowane przez moich rodziców, a mąż namówił mnie, żebym wzięła na siebie kredyt. Za te pieniądze dokończyliśmy budowę domu i się tam wprowadziliśmy. Dom i działkę również zapisał na siebie.
W nowym domu mieszkaliśmy szczęśliwie przez 12 lat. Włożyłam w niego całą moją energię: własnoręcznie oryginalnie malowałam ściany, robiłam witraże, żeby było pięknie i przytulnie. Posadziłam sad, założyłam wspaniałe rabaty, a wszystkie warzywa mieliśmy z własnego ogródka.
Starsza córka wyszła za mąż i wyjechała na drugi koniec kraju, a młodsza studiowała medycynę, była na trzecim roku.
I pewnego pechowego dnia do mojej córki w odwiedziny przyszła jej koleżanka z uniwersytetu. Zaczęła flirtować z moim mężem, a on bardzo cieszył się uwagą młodej piękności.
Skończyło się tym, iż złożył pozew o rozwód i od razu ożenił się z tamtą koleżanką. Mnie wyrzucił do kawalerki odziedziczonej po jego rodzicach. W trakcie podziału majątku sąd nie wziął pod uwagę żadnych moich argumentów dotyczących pieniędzy włożonych w budowę domu (pochodziły ze sprzedaży mieszkania podarowanego przez moich rodziców), ani faktu, iż działka również należała do moich rodziców.
Okazało się, iż nie mam żadnych praw, bo nigdy nie pracowałam. Mąż miał drogiego i znanego adwokata, ja praktycznie nie miałam obrony. Zabrali mi choćby samochód, który dostałam od męża na 45. urodziny, jednak on także był zarejestrowany na niego.
Teraz w domu, który zbudowałam i urządziłam równie mocno jak on, mieszka tamta dziewczyna, która przyszła na gotowe, jeździ moim samochodem i traktuje mnie jak powietrze.
Córka początkowo sprzeciwiała się temu, iż jej ojciec żeni się z jej rówieśniczką, ale później się z tym pogodziła – opłaca on jej studia i w pełni ją utrzymuje. A ja nie mam nic.
Po pięćdziesiątce i bez stażu nikt nie chciał mnie przyjąć do szkoły zgodnie z moim wykształceniem. Znalazłam pracę w firmie ubezpieczeniowej za minimalne wynagrodzenie.
Oto taki jest efekt mojego życia, które poświęciłam mężowi, dzieciom i rodzinnemu gniazdku.
o1