50

migracjakrolowej.home.blog 1 miesiąc temu

Pięćdziesiąt lat temu też był piątek. Młoda kobieta, która pracowała w biurach Huty była na końcówce ciąży. Jak się obudziła było jej niedobrze, więc pomyślała, iż umycie włosów ją odświeży. Ale jak pochyliła głowę nad wanną to doszła do wniosku, iż to chyba nie pomoże. Obudziła więc męża i powiedziała mu: Krzysiu, zaczęło się. Tata wpadł w panikę i postanowił, iż biegnie po taksówkę, ale mama zaoponowała, iż TAM to na pewno zwymiotuje i ruszyli do szpitala pieszo. Tu jest niejasność, bo zawsze w mojej głowie tę trasę układałam sobie od naszych bloków, ale do bloków przeprowadzili się jak urodził się mój brat i dostali L4. Czyli to było dalej i jak patrzę na mapy googiel z tamtego miejsca wychodzi mi 2,5 km w prostej linii. Po drodze ludzie zaczynali się ustawiać w kolejce do sklepu, a oni szli. Weszli do szpitala i chwilę po ósmej się urodziłam. Podobno ojciec był tak podekscytowany, iż ma córkę, iż zatrzasnął drzwi do domu i musiał wzywać ślusarza, ale to wyszło na jaw wiele lat później, bo wtedy się nie do tego nie przyznał.

Poszczególne etapy mojego życia były bardzo różnorodne. Pełne i intensywne. Ale jak próbuję sobie o nich myśleć, to jakbym myślała o kimś zupełnie innym. Żadna z tych wcześniejszych postaci nie była mną teraz. choćby jeżeli podzielić to na dekady, to były zupełne inne osoby. Cofałam się wczoraj w czasie, żeby przypomnieć sobie wcześniejsze okrągłe rocznice oraz tamtejsze potrzeby i obawy. Na 40-stkę rozpoczęłam ostatni rok mojego małżeństwa. Na 30-stkę rozpadł się mój pierwszy poważny związek. Całe lato zastanawialiśmy się, czy będziemy razem czy nie i decyzja miała zapaść na moje urodziny. Na 20-stkę zaczynałam drugi rok studiów, który był dość przełomowy, bo go powtarzałam i z perspektywy czasu otworzyło mi to nowe możliwości, poznałam mojego exa i się dość poważnie rozchorowałam. Na 10-te urodziny zaczynałam czwartą klasę. Jeździłam wtedy do ortodonty do Rzeszowa (pamiętam to, bo to było daleko) i tata zaczął przebąkiwać o rodzinnej wyprowadzce. Tak dwa lata później się stało.

Tak jak napisałam kilkanaście dni temu, pięćdziesiątka to taka nowa czterdziestka. Dzieci mamy teraz później, wszystko się rozciąga i zdecydowanie nic się kończy. No dobra, czasem coś człowieka boli. Ze dwa lata temu bolała mnie szyja. I ona doskwierała mi z półtora roku. Teraz, od wiosny, boli mnie stopa, ale nie jest to coś co przeszkadza mi w funkcjonowaniu. Planów mam dużo. Diabli zawsze się śmiał, iż u mnie jest odwrócona piramida Maslova, bo samorealizacja tworzy jej podstawę zamiast czubek. Mamy więc naprawdę debetowy koniec miesiąca, torcika nie kupuję (w październiku może nadgonimy), a z prezentów bon do kaufflandu, iż druga czekolada z orzechami gratis. Ach, no i bardzo liczę, iż hydraulik, który ma być w ciągu godziny udrożni zlew lepiej niż jego kolega dwa tygodnie temu. Ale PLANY mamy rozbuchane, jak to my i najbardziej cieszę się z tego, iż mam taką cudowną ekipę, która na każdy wielki projekt mówi tak, choćby o ile łączy się to z zaciskaniem pasa. Nie czuję się niezrealizowana, niespełniona czy niedoceniona, chociaż gdybym miała górkę na koncie zrobiłabym porządek ze zmarszczkami na czole, a gdybym miała jeszcze górkę czasu to zapisałabym się na siłownię.

I mamy piękną złotą jesień!

Idź do oryginalnego materiału