2. 05. 25 / branimir

publixo.com 4 godzin temu

2. 05. 25
Taki dzień: ciepło, wolne od pracy i następnego dnia też wolne. Zainspirowany pisarstwem Paula Scratona postanawiam obejrzeć Kielce od tyłu. Plan jest taki: dojść do zalewu w Mójczy od Bukówki. Wsiadam więc w autobus linii 1 i jadę do Bukówki. Wysiadam na mini dworcu autobusowym, jakich w mieście jest kilka, obok parkingu dla autokarów – pustego jak zwykle. To jedna z wielu nietrafionych inwestycji. Pomysł opierał się na założeniu, iż autokary z turystami zatrzymają się tu, na obrzeżach miasta, a turyści przesiądą się w autobusy komunikacji miejskiej i nimi pojadą turystować. Autokary się tu nie zatrzymują, tylko jadą dalej, w głąb miasta, turyści nie wysiadają. To uzasadnienie było potrzebne, by zbudować parking, a aby to zrobić, wyciąć ponad 100 drzew. No i mamy parking. choćby ładny, potencjalnie do używania.
W sklepie przy blokach wojskowych kupuję piwa i ruszam na północny wschód ulicą Jaśminową. Asfalt gwałtownie się kończy i idę bitą drogą, mijając rząd domków powstałych niedawno. Już nie ma tych biednych chatynek dawnego Złodziejowa, są wille, więc nazwa osiedla Ostra Górka faktycznie lepiej tu pasuje. Wyruszam o 11. 45.
Od wielu dni nie pada, jest sucho, spod stóp unosi się kurz. Otwieram piwo i powoli idę wśród łąk, mijając kępy drzew i nagle napotykam, w zagłębieniu terenu błoto przegradzające drogę. Gdy zastanawiam się jak to obejść, idę w lewo, w prawo, z kępy traw podrywa się sarna. Cóż, obudziłem ją…
Teren w Kielcach ( tu też) jest wszędzie taki sam: wzniesienie, dolinka, kolejne wzniesienie. W dół, w górę, w dół. Wille – tu wyprowadzają się kielczanie z bloków, by znaleźć spokój. W takie właśnie zakamarki Kielc. Dla mnie słońce, spacer, cisza. Czasem mija mnie ktoś z miejscowych. Patrzą na mnie – jestem tu obcy, jakaś obca twarz. To lekko kontrowersyjne, tak myślę, iż patrzą na mnie miejscowi, bo może to nie spacerowicz, turysta, ale ktoś kto rozgląda się za domami do obrobienia. To obcy.
Idę polną, bitą drogą, odcinkami często jeżdżoną, bo koleiny bez trawy, tylko rudo żółta ziemia, a miejscami tylko odgniecione koleiny. Ja i piękny, nienarzucający się świat.
Plan był taki: idę do Mójczy tak na pałę, na czuja. Potem, patrząc na plan Kielc widzę, iż trzeba było odbić bardziej w prawo – ale wtedy tego nie wiedziałem.
Docieram do skrzyżowania, przy którym stoi kaplica, drewniana, zjawiskowa. Obok na słupie tabliczka: Masłów MPK – 7,6 km, ul. Sandomierska – MPK – 1,3 km. To Prochownia? Kaplica jest drewniana, a obok niej wymurowana z kamieni dzwonnica. Nie używam nawigacji, jest ciepło, mam papierosy, piwo i pieniądze – jakoś to będzie. Tu się kończy ul. Zagórska? Nigdy nie byłem na tym jej końcu… Idę dalej i wpół do pierwszej nagle jestem na Sandomierskiej. Obok przekreślona tablica z nazwą Kielce. Koniec miasta. Tak szybko? To taki krótki odcinek? 45 minut? Na wprost miejski zakład pogrzebowy – jakie to symboliczne, iż koniec miasta jest skojarzony z zakładem pogrzebowym, też swego rodzaju końcem, nieopodal przed największym kieleckim cmentarzem w Cedzynie.

Już? Tu już mogę wsiąść w autobus i wrócić do domu. Tak szybko? Przecinam ul. Sandomierską i idę dalej. Spotykam parę w średnim wieku, wiozą na wózku bęben od pralki. Przerobimy go na grilla. Uśmiecham się, życzymy sobie miłego dnia.
Idę ul. Gustawa Morcinka. Widzę spory parterowy budynek, ogrodzony, okratowane okna – to baza pszczelarzy. Znów wille nowobogackich. I co trochę przystanki autobusowe – tu dociera komunikacja miejska. I znów docieram do dużej ulicy. E. Taylora. Kto to był i czym się dla Kielc zasłużył? Nazwisko wyraźnie sugeruje, iż to obcoplemieniec. Znów przekreślona tablica z nazwą Kielce, a zaraz obok tablica z nazwą Domaszowice. Znów jestem na granicy miasta. Piwo wypite, puszki wyrzucone do koszy na śmieci. Jest 13. 15. Tyle z Bukówki do Domaszowic? Tak blisko?

Obok jest przystanek autobusowy i wsiadam w „13”. Jest 2 maja, w środku jestem ja i dwoje kanarów, rozpoznaję ich. Taki fajny, ciepły majowy dzień, ale nie ma ludzi. Co oni robią w taki dzień? Gdzie oni są? Bo ja ich nie spotykam…
A Mójcza? Byłem tam raz, 30 lat temu – tam musiało się dużo zmienić. I chcę tam dotrzeć znów. Może spróbuję schodząc z os. Świętokrzyskiego…


Idź do oryginalnego materiału