1573% Polek i samochodów marki Lamborghini doświadczyło molestowania

histermadka.pl 2 lat temu

Niewiele rzeczy jest bardziej zabawnych od feministek, rzekomo antykapitalistycznych i kontrsystemowych raktywistek, które ustawiają się w szeregu żeby jak bezmyślne pelikany łykać wiadra korporacyjnego marketingu ugotowanego na podstawie ich urojeń.

Sponsorem imprezy w tym konkretnym wypadku jest L'oreal Paris i kampania StandUp International przeciwko "molestowaniu" w miejscu publicznym. Dlaczego molestowanie znalazło się w cudzysłowie? Głównie dlatego, iż dział marketingu L'oreal na spółkę z Ipsos przygotował swoją własną definicję tego pojęcia i to zupełnym przypadkiem w taki sposób, aby była możliwie najszersza, najbardziej uznaniowa i zależna od punktu widzenia "ofiary".

Przez chwilę kontemplowałem zignorowanie tego tematu, bo wielowątkowe manipulacje danymi nie są moją specjalnością, ale dzięki usłużnym oficerom medialnym, podekscytowanym oczadystkom i zaprzyjaźnionym portalom oczadziurskim to gówno zaczyna robić duże fale w muszli klozetowej, a nie widzę by ktoś pchał się przed szereg by rozprawić się z kłamstwami. "Badania" i związana z nimi akcja ma naturalnie nieprzyjemny zapach, ale nie za bardzo potrafiłem zidentyfikować co tu tak śmierdzi. Na całe szczęście znam kogoś, kto ma pojęcie zarówno o marketingu jak i badaniach rynkowych i zupełnym przypadkiem ma co nieco do powiedzenia o samym feminizmie, a tą osobą jest Kapibara. Tak się składa, iż Gryzoń siedzi w takich tematach zawodowo i zna je od kuchni. Dlatego zasięgnąłem jego opinii, która zamieniła się w długą i owocną dyskusję.

Pierwsze na co Kapibara zwrócił uwagę to szeroki kontekst samej kampanii: nie powstała ona wcale w Polsce, a została zainicjowana w 2020 we współpracy z Right To Be, poprzednio znanym jako Hollaback! - jedną z wielu organizacji raktywistycznych, które szukają coraz to bardziej skomplikowanych "problemów", które miałyby uzasadniać ich istnienie. Od początku partnerem akcji jest francuski instytut badań Ipsos.

Jest to o tyle ważne, iż polski wariant "badań" wpisuje się w szerszy kontekst całej kampanii. I już samo to budzi poważne podejrzenie, iż coś tu jednak cuchnie stronniczością i agendą. Ale do tego dojdziemy za chwilę.

Gryzoń przedstawił mi jak wygląda projektowanie takiej kampanii "od kuchni" i w jaki sposób on sam ugryzłby temat. Kampanie takie jak StandUp inicjowane są w działach marketingu korporacji, które przygotowują kilka alternatywnych scenariuszy. Specjaliści budowania wizerunku szczegółowo analizują jak taka kampania wpisywałaby się w strategię firmy, jak wpłynie na wizerunek korporacji, w jaki sposób przyczyni się do zwiększenia rozpoznawalności brandu, w tym wypadku L'oreal. Następnie najbardziej obiecujące projekty przedstawiane są przed zarządem, który na podstawie danych decyduje się na jedną z przedstawionych kampanii. Na kolejnym etapie dział marketingu przystępuje do działania - wybiera operatora, który przygotuje fundament operacji wizerunkowej (w tym wypadku "badanie" Ipsos), do pracy przystępują graficy, którzy rozbudowują wstępne szkice w pełnoprawną tożsamość wizualną, w następnej kolejności do pracy angażowani są partnerzy medialni i agencje Public Relations, którzy mają przygotować odpowiednią oprawę dla kampanii - artykuły w mediach, wsparcie znanych osób itd. A potem taka kampania zaczyna żyć swoim życiem, do czasu naturalnego zgonu w wyniku wyczerpania tematu.

Czego brakuje w całym tym procesie? Badawczej rzetelności, która powinna towarzyszyć badaniom społecznym. Metoda naukowa nakazuje realizację badań w sposób nieuprzedzony, z zachowaniem maksimum obiektywizmu i niezależności. Jak to się ma do badań realizowanych na potrzeby szczegółowo zaprojektowanej kampanii wizerunkowej? Nijak. W rzetelnie realizowanych badaniach społecznych scenariusz pisany jest na podstawie rezultatów, w przypadku działań marketingowych rezultat jest wpisywany w przygotowany wcześniej scenariusz. Już samo to sprawia, iż "badaniom" Ipsos na zlecenie L'oreal powinniśmy wierzyć w takim samym stopniu jak zapewnieniom, iż twój kot kupowałby Whiskas, 96% dentystów poleca pastę Colgate, a ultra cienka podpaska Bella Perfecta potrafi pochłonąć tyle samo ropy ile na 100 kilometrów pali traktor Zetor.

(jeśli wydaje Wam się, iż powyższe porównania wyglądają podejrzanie podobnie do stylu pisania Kapibary - macie rację, ukradłem mu je)

Dla mnie sygnałem ostrzegawczym, iż z tymi informacjami nie wszystko jest jednak po kolei był fakt, iż na stronie kampanii reklamowej StandUp (dla niepoznaki określanej mianem "akcji") próżno szukać raportu z przeprowadzonych badań. Podobnie zresztą na stronie Ipsos. W zakładce "fakty i statystyki" znaleźć można wyłącznie dane procentowe, które równie dobrze można wpisać z palca. Gdzie są informacje na temat metody prowadzenia badań? Grupy badawczej? Konstrukcji pytań? To wszystko są kwestie o ogromnym znaczeniu dla wiarygodności "badań", bo jeżeli przeprowadzisz ankietę dotyczącą alkoholizmu pod meliną, to wyjdzie na to, iż 90% narodu to patologia.

Nie ma, nie interesuj się. Jak w ogóle śmiesz podważać wiarygodność międzynarodowej francuskiej korporacji, która zupełnie nie w swoim interesie za pośrednictwem innej międzynarodowej francuskiej korporacji prowadzi badania na istotny i wrażliwy temat?!? Przecież to wcale nie jest tak, iż L'oreal wymyśliło sobie kampanię z określonym budżetem, w którym zawiera się koszt "przeprowadzenia badań" przez prestiżową instytucję, a które to "badania" stanowią całą treść kampanii. Z całą pewnością oni robią takie rzeczy dla lepszego świata!

I w tym momencie pasuje wkleić kolejną uwagę od Kapibary:

|"A w to to już na pewno nie uwierzę, iż korporacja z dobroci serca wysrywa się z kasy na przeprowadzenie miarodajnych badań (to nie są tanie rzeczy!) kompletnie nie mając w tym interesu reklamowego. Bo oczywiście, iż taki interes występuje - patrz logo L'Oreal na dole strony, patrz ekspozycja w mediach, gdzie firma jest wymieniana jako inicjator badań. Więc to na mur beton poleciało z budżetu na reklamę i już PR-owcy dopilnowali, żeby marka była odpowiedno wyeksponowana w każdym artykule. A żeby taki budżet uzyskać - trzeba przed zarządem wyłożyć na stół papiery i pokazać PO CO dział marketingu potrzebuje tych pieniędzy, przedstawić potencjalny zysk. jeżeli ktoś sobie wyobraża, iż ogarnięty marketingowiec idzie przed zarząd z opuszczonymi gaciami i mówi "no, chcemy zrobić sobie takie badania i zobaczymy co z tego wyjdzie", a krawaciarze przyklepują mu budżetowanie czegoś takiego, to chyba z dupą własną się na rozum zamienił. Kiedy zaczynałem w tym fachu karierę jeden klient rozmówił do mnie zdanie, które do dziś pamiętam: "nie ma konkretu, nie ma budżetu" - dokładnie tak to działa. Korpo jest korpem właśnie dlatego, iż dobrze liczy kasę i skutecznie inwestuje. Jako osoba zawodowo zajmująca się marketingiem nie uwierzę w to, iż ktokolwiek w ciemno sypnął groszem na badanie o bliżej nieokreślonym wyniku, które równie dobrze może nie wpasować się w założony kształt kampanii"|

Jak zatem doszło do tego, iż te wszystkie feministki, uprzedzone do kapitalizmu, korporacji i wszelkiej maści bogoli połknęły zanętę aż po kołowrotek wędki...? Błąd mechanizmu poznawczego, w tym wypadku błąd konfirmacji, znany także jako efekt potwierdzenia. Feminiuńki - jak wszyscy ideolodzy - mają szczególną tendencję do preferowania informacji, które potwierdzają ich oczekiwania. Są do tego stopnia podatne na błąd konfirmacji, iż potrafią jednocześnie posługiwać się policyjnymi statystykami dotyczącymi przemocy (te są ich zdaniem wiarygodne, pomimo wielu dowodów temu przeczących) i całkowicie odrzucać policyjne statystyki dotyczące gwałtu (bo te są rzekomo zaniżone), łącząc to wszystko z niechęcią do policji jako organizacji. Feminizm ma długą historię przepychania fałszywych informacji z wątpliwej jakości źródeł. Raktywistki bez cienia żenady posługują się chociażby "statystykami" fundacji STER, które są równie wiarygodne jak polityk podczas kampanii wyborczej. Chwytanie tematu przez ścieki informacyjne zaprzyjaźnione z ideologią feministyczną lub chodzące na jej smyczy w świetle powyższego również nie dziwi.

To tyle tytułem wstępu. Może przydługo, ale też sprawa jest gruba i cuchnąca, a nie chcę być oskarżony o pobieżną analizę problemu.

Teraz przenosimy się na stronę kampanii StandUp, z której wyciągniemy wszystkie te liche konkrety jakie uda się znaleźć i przyjrzymy się dokładnie wartości "badania" przetaczającego się w mediach oczadzonych feministyczną pierdologią.

|"Molestowanie w miejscach publicznych bywa trudne do zdefiniowania"|

Owszem. Od dawna po internecie krąży mem, w którym atrakcyjny kolega z pracy i gruby kolega z pracy mówią dokładnie to samo, ale w pierwszym przypadku kobieta się rumieni, a w drugim dzwoni do kadr zgłosić molestowanie.

Dlatego lepiej żeby definicja, która została zastosowana w "badaniu" była bardzo precyzyjna i wyczerpująca, w przeciwnym razie już na etapie inkubacji cała inicjatywa nabawia się wady letalnej. I jeżeli sądzicie, iż oczywiście iż definicja jest maksymalnie nieprecyzyjna, to nie trzymam w niepewności: macie całkowitą rację.

|"Jednak zawsze, gdy chodzi o zachowania werbalne i niewerbalne czy kontakt fizyczny o podłożu seksualnym, które są niepożądane, mamy do czynienia z molestowaniem w miejscach publicznych."|

I już mamy fundamentalny problem tej definicji. Głównym, czy choćby jedynym kryterium, jest odbiór sytuacji przez obserwatora uczestniczącego (tj. "molestowaną"). Absurd takiego założenia przedstawię na prostym przykładzie:

Autobusem jedzie sobie 20 kobiet. Na przystanku ostatnimi drzwiami wsiada mężczyzna i idzie na przód autobusu, szukając odpowiedniego miejsca siedzącego. Mimowolnie owodzi wzrokiem wszystkie pasażerki, po czym siada. 10 pasażerek poczuło się zmolestowanych natrętnym spojrzeniem mężczyzny, tj. jeden facet zmolestował 50% populacji pasażerów autobusu.

Czy celem mężczyzny z przykładu było molestowanie pasażerek? Oczywiście nie. Natomiast rozbiegany wzrok mógł zostać nieprawidłowo zinterpretowany. Wiele niepożądanych zachowań, nie tylko o podłożu seksualnym jest przypadkowych, a intencje są odbierane subiektywnie. I doświadczony badacz pracujący w renomowanej instytucji powinien być uczulony na wypaczenia.

Chyba iż chodziło właśnie o to, żeby wynik nie przedstawiał rzeczywistości, a konkretny obraz.

Inna inszość, iż gdyby zrobić podobne badanie u mężczyzn stosując te same definicje, wynik byłby podobny. I by się okazało, iż każdy molestuje każdego. Ale to nie byłaby żadna sensacja, a przecież chodzi o to żeby mieć gorący nagłówek i zarobić klika, a tylko ta lepsza płeć cieszy się empatią.

|"Do innych rodzajów molestowania należą „przypadkowe” ocieranie się"|

Buhehehe, poważna organizacja podająca poważną definicję, w której stosuje cudzysłów przy słowie "przypadkowe". Tak się nie tworzy definicji.

Są sytuacje, w których cudzysłów jest uzasadniony (np. jak w przypadku nazywania tego pseudo-nauktywizmu "badaniami"), a są sytuacje, w których uzasadniony nie jest. Miałem sytuację z jedną kobietą w tramwaju. Był ścisk, a ja przypadkowo stanąłem jej dwa razy na stopę, czego kompletnie nie czułem. Na uszach miałem słuchawki i byłem ogólnie zajęty myśleniem o rzeczach. Trafiłem na patuskę, bo zamiast mi kulturalnie dać znać po pierwszym razie, ona z całej siły kopnęła mnie kolanem w żebra. Byłem bliski zrewanżowania się wypaleniem kontrsandała, ale (na szczęście jej i ekipy sprzątającej wagony) skończyło się na krzykach na cały tramwaj i zażenowaniu współpasażerów.

Sytuacja całkowicie przypadkowa, absolutnie nie zamierzałem nadepnąć dwa razy na stopę jakiejś szlaufy z marginesu. A ona być może teraz wypełnia gdzieś ankietę na temat przypadków przemocy wobec kobiet w publicznych środkach transportu, przypomni sobie o mnie i voila. Mamy idealny przykład, bazujący wyłącznie na jej odbiorze sytuacji.

Ale prawdę mówiąc nie sądzę, żeby do tego doszło. Laska wyglądała na taką, dla której przebrnięcie przez opracowanie lektury szkolnej było wyzwaniem ponad siły.

|"żądania „uśmiechnij się do mnie”|

Chodzą Polki po ulicach z miną srającego na puszczy kota, to faceci reagują :).

A tak na serio - z tym uśmiechaniem się to tez jest durna kalka z urojeń zachodnich feministek. Nie wykluczam, iż takie sytuacje się zdarzają, ale na pewno nie są tak powszechne jak życzyłyby sobie tego pewne środowiska.

Jednocześnie konstrukcja cytowanego zdania sugeruje, iż mężczyźni roszczą sobie pretensje do zarządzania nastrojami kobiet. Jako mężczyzna zapewniam - jest to kłamsto. jeżeli komukolwiek mówię "uśmiechnij się", to moją intencją jest wyłącznie poprawa czyjegoś nastroju. Znacie powiedzenie "ubieraj się do pracy jaką chciałbyś mieć, a nie tej którą masz"? Dokładnie tak samo jest z uśmiechem - choćby wymuszony poprawia nastrój.

|"dwuznaczne komplementy"|

Pamiętacie artykuł o tych singielkach po ścianie, które narzekały, iż faceci są zniewieściali i nie podchodzą już do nich, nie podrywają, nie prawią komplementów? To bardzo często pojawiający się zarzut, regularnie przytaczany przez kobiety 30+. Tu macie odpowiedź dlaczego. Pretensje proszę słać do środowisk feministycznych, które sam fakt powiedzenia "dwuznacznego komplementu" (cokolwiek to znaczy, bo oczywiście od nich się nie dowiemy) podpinają pod molestowanie seksualne.

|"obmacywanie, naruszanie przestrzeni osobistej, przyciskanie ciała lub ocieranie się o ciało drugiej osoby. Napaści seksualne (np. chwycenie za pierś lub pośladek, gdy nikt nie patrzy"|

Brawo, w końcu przykłady zachowań będących ewidentnie molestowaniem seksualnym. A chwilę już tu jesteśmy!

|"seksistowskie żarty"|

Hahahahaha.

Już wiecie dlaczego wyniki są takie szokujące?

|"dwuznaczne insynuacje oraz seksistowskie i obraźliwe graffiti."|

No i to jest cała siła ich definicji molestowania seksualnego. Wiem, iż nic nie wiem. Zero precyzji, zero szczegółów. Obraźliwe grafitti? Co to w ogóle znaczy? Że jakiś wyrostek 20 lat temu plemiennym obyczajem namalował siusiora na murze i ten siusior od tych 20 lat molestuje wszystkie osoby przechodzące?

Przecież to jest kpina z rozumu. Naprawdę, w kontekście precyzji zastosowanej definicji szokuje, iż wynik jest tak niski. Bo taki jeden siusior na murku nieodmalowanym od czasów komuny to już dawno wszedł w wiek emerytalny, a dalej molestuje na cały etat. ZUS lubi to.

No i to by było na tyle jeżeli chodzi o definicję. Nie jestem ekspertem w zakresie badań społecznych, ale wydaje mi się, iż potrafiłbym zamknąć całe to "badanie" w jednym pytaniu i jego wartość poznawcza nie uległaby zmianie:

"Czy wydaje ci się iż gdziekolwiek, kiedykolwiek i jakkolwiek byłaś cokolwiek?"

|"84% kobiet w Polsce doświadczyło molestowania w miejscach publicznych."|

Biorąc pod uwagę zaprezentowaną metodologię jest to słabutki rezultat. Można było z powodzeniem wpisać 100% i zupełnie nikt nie mógłby się przyczepić.

|"Doświadczenie molestowania..."|

Kiedy molestowanie seksualne było jeszcze tematem poważnym, traktowanym jak rzeczywisty problem padało się jego ofiarą. Teraz ma się "doświadczenie molestowania". Coś jak "wakacyjna przygoda".

I żeby to było jasne - nie umniejszam PRAWDZIWEMU molestowaniu, które jest czynem wstrętnym. Szydzę wyłącznie z tego wykreowanego na potrzeby akcji StandUp molestowania rozszerzonego o absolutnie wszystko. Bo to jest kpina, rozwadnianie rzeczywistego problemu i walka z rzeczywistością urojoną.

|"...w miejscu publicznym kwestionuje wiarę w siebie u kobiet i mężczyzn pod każdą szerokością geograficzną, niezależnie od orientacji seksualnej, czy przekonań."|

No niby tak, niby mężczyzn też... Ale tak naprawdę kogo oni obchodzą i czy zostaną wymienieni choćby jeszcze jeden raz poza tym zdaniem? Oczywiście iż nie.

|"Gdy przyglądamy się procederowi molestowania, nie podejmując reakcji, takie zachowanie pogłębia traumę osoby molestowanej"|

Ciężko jest przyglądać się procederowi molestowania nie stając się sprawcą molestowania. Patrzenie jest przecież zakazane, doświadczająca molestowania optycznego gotowa pomyśleć, iż i widzący molestowanie ją molestuje, co tylko pogłębi traumę, bo może być wzięta w krzyżowy ogień molestowania.

I wcale sobie w tym momencie nie śmieszkuję - taki dokładnie jest efekt rozpatrywania kwestii wyłącznie z perspektywy adresata molestowania. Nie panujemy nad cudzymi myślami, a w świecie akcji StandUp jeżeli komuś się wydaje iż był molestowany, to był molestowany.

|"a osobie dopuszczającej się molestowania pokazuje, iż jej poczynania są w porządku. Chcemy to zmienić, sprzeciwić się molestowaniu w miejscach publicznych."|

Nie ma to jak zacząć zmiany od rozpromowania fałszywej wizji rzeczywistości w oparciu o maksymalnie rozmyte pojęcie, dzięki czemu adresowany problem wydaje się zupełnie powszechny i niemożliwy do rozwiązania, bo dzieje się w czyjejś głowie. No brawo, żeście wymóżdżyli.

Dobra, mieliśmy już definicję z dupy, cyferki z sufitu, teraz przechodzimy do mięska, czyli...

|"Częstotliwość występowania różnych rodzajów molestowania seksualnego w miejscach publicznych"|

Teraz dowiadujemy się, iż są różne rodzaje molestowania seksualnego! No ciekawe, nie powiem. Jest tylko jeden problem - wszystkie te rodzaje i tak finalnie lądują w wielkim worku opisanym jako "molestowanie", choć w oczywisty sposób rodzaje zróżnicowane są pod względem dotkliwości.

Ale czego nie zrobi pożyteczny instytut badania opinii społecznej dla płacącego klienta, którego marketingowcy już obdzwaniają zaprzyjaźnione redakcje? Suma musi się zgadzać.

|"Wpatrywanie się, gapienie, nieodpowiednie i niepożądane gesty - 56%"|

Czyli "molestowanie optyczne" i wszelkiej maści "nielubizmy". No i blisko 50%, jak w tym przykładzie z autobusem. Trafiony, zatopiony.

|"Gwizdy, zaczepki słowne, cmokanie, wydawanie zwierzęcych odgłosów - 54%"|

Na własne oczy widziałem scenkę, w której koleś gwizdał na swojego psa, a zasadziła się do niego jak jajo urażona laska, której się zdawało. Co to są zaczepki słowne?!? Bo pod to można z kolei podciągnąć zagadanie do dziewczyny w knajpie. I bach, kolejny molestator zdekonspirowany. Jak śmiesz chcieć znaleźć sobie partnerkę? Giń w samotności!

|"Komentarze o podtekście seksualnym/żarty dotyczące Twojej cielesności - 45%"|

Jak podczas ataku całą drużyną w ostatnich sekundach dogrywki - idą szeroko.

|"Nagabywanie na randki, podanie numeru telefonu lub innych osobistych informacji - 44%"|

Jeżeli przez cały czas macie wątpliwości co do tego jak bezwartościowe, obrzydliwe, amoralne i antycywilizacyjne jest to "badanie", kampania i każdy ściek, który powiela te dyrdymały - nie musicie szukać dalej, ten punkt zawiera całe clou.

Jeśli na randkę kobietę zaprasza facet, z którym ona chce iść na randkę - jest to podryw. jeżeli zaprasza facet, z którym ona iść nie chce - jest to molestowanie!

Wspomniałem tego mema z atrakcyjnym kolegą z pracy i grubasem - to dokładnie to i ci ludzie choćby nie potrafili tego ukryć. Mam tylko jedno do dodania: IKS DE.

Dalej nie ma choćby już sensu brnąć, bo na tym etapie temat jest zaorany. Nie dość, iż istnieją poważne wątpliwości co do rzetelności "badań", niejasna jest ich metodologia, podane konkrety poddają pod wątpliwość jakąkolwiek wiarygodność, to na dodatek rezultaty wyglądają tak a nie inaczej. Urojona rzeczywistość ze 100% skutecznością przewidziana w memie.

To tyle z mojej strony. Po raz kolejny potwierdza się znana prawidłowość - o ile feministki biją na alarm machając przed oczami twardymi danymi, to te dane z całą pewnością są fałszywe albo zmanipulowane.

Idź do oryginalnego materiału