100 lat temu, 5 grudnia 1925 r., zmarł Władysław Stanisław Reymont, drugi polski – po Henryku Sienkiewiczu – literacki noblista, autor m.in. „Chłopów” i „Ziemi Obiecanej”. Został pisarzem, bo wcześniej nie sprawdził się jako: kolejarz, krawiec, aktor i medium spirytystyczne.
„Otóż z ramienia PCK udałem się kiedyś do sławnego pisarza, żeby odebrać aforyzm, który miał dla naszej instytucji napisać” – wspominał Stefan Wiechecki „Wiech”. „Po chwili na wewnętrznych schodach prowadzących do gabinetu z pięterka ukazał się laureat Nobla. Wyglądał jak na portrecie, z tą różnicą, iż ręką trzymał się za twarz. Nie zdążyłem się odezwać, kiedy Reymont powiedział po prostu: Wie pan, tak mnie cholera, zęby bolą, iż nie byłem w stanie nic dla was napisać. Może jutro. Bardzo serdecznie przepraszam. Wtedy się przekonałem, iż wielkość chodzi często w parze z prostotą i skromnością” – zapisał w swoich wspomnieniach zatytułowanych „Piąte przez dziesiąte”. Nomen omen! – pomieszał bowiem fakty: Reymont otrzymał Nobla w 1924 r. podczas gdy Wiechecki referentem prasowym Polskiego Czerwonego Krzyża przestał być już rok wcześniej.
Poeta Artur Oppman „Or-Ot” opowiadał o fantastycznym darze pamięci wzrokowej jaką posiadał Reymont: „Przechodziłem kiedyś z Reymontem przez ulicę Królewską w Warszawie, koło placu Saskiego. Naraz Reymont odzywa się do mnie: zamknij na chwilę oczy i powiedz mi, co na placu widziałeś przed chwilą. Poddałem się temu egzaminowi, ponieważ jednak kilka miałem do zeznania i czułej się tym niejako zakłopotany, więc postanowiłem szukać odwetu. Zatrzymałem Reymonta umyślnie na miejscu przez kilka minut, wciągnąłem do w temat żywszej jakiejś rozmowy po czym naraz rzuciłem mu: No, a teraz ty zamknij oczy i powiedz, coś na placu widziała przed chwilą. Przywarł powieki, odwrócił się tyłem do placu i zaczął: – Od strony ulicy Wierzbowej wjeżdżały przed chwilą dwie dorożki, jedna, z siwym koniem, skręciła w ulicę Czystą; druga dwukonka, z gniadym i kasztanem, jedzie ku Mazowieckiej; w pierwszej siedzi jakaś starsza dama, w dwukonce dwaj oficerowie, ten po lewej stronie, huzar, pałasz trzyma na założonych noga na nodze kolanach, drugi, zdaje się, sztabowiec, sądząc po lampasie na czapie; na środku placu grupa trzech jegomościów żywo rozmawia, najstarszy z nich z siwą bródką…”.
Teoretyk i historyk literatury prof. Henryk Markiewicz ocenił, iż życiorys Reymonta jest trudny do ustalenia w wielu szczegółach zarówno ze względu na braki w dokumentacji, jak i fakt, iż sam pisarz „zabarwiał swobodnie fikcją swe ustne i publikowane relacje autobiograficzne”.
Władysław Reymont, adekwatnie Stanisław Władysław Rejment, urodził się 7 maja 1867 r. we wsi Kobiele Wielkie koło Radomska. Miał kilkoro rodzeństwa. Ojciec – Józef – był organistą i sekretarzem miejscowej kancelarii parafialnej, matka – Antonina z Kupczyńskich – siostrzenicą księdza kanonika Kupczyńskiego, tamtejszego proboszcza.
W 1868 r. rodzina przeniosła się do Tuszyna pod Łodzią. W szkole elementarnej przyszły autor „Chłopów” uczył się źle. Zamartwiający się o jego przyszłość rodzice postanowili zrezygnować z wyższych ambicji i zapewnić mu znajomość jakiegoś fachu. Wysłali go więc latem 1880 r. do Warszawy do najstarszej siostry Katarzyny, której mąż – Konstanty Jakimowicz – był właścicielem zakładu krawieckiego. „W rodzinie zamężnej siostry jej młodszy brat spędził cztery lata. W ciągu tygodnia wraz z innymi czeladnikami i adeptami na czeladników uczył się fachu krawieckiego, a w niedzielę uczęszczał do Warszawskiej Szkoły Niedzielno-Rzemieślniczej, jedynej, z której wyniósł świadectwo ukończenia (8 XII 1883 r.)” – podał Kazimierz Wyka w książce „Reymont, czyli ucieczka do życia”.
Autor „Ziemi Obiecanej” w 1884 r. zdobył stopień czeladnika, ale w krawieckim fachu nie zrobił kariery. „Miał zadane: samodzielnie skroić i uszyć ubranie frakowe. Egzamin zdał. Gdym koło roku 1930 odwiedzał osiemdziesięcioletniego już bez mała p. Konstantego Jakimowicza i zapytałem go, jak ów frak był uszyty, sędziwy eks-szef Reymonta uśmiechnął się pod wąsem i odpowiedział: Jak na literata, to robota krawiecka była dobra” – napisał Adam Grzymała-Siedlecki w książce „Niepospolici ludzie w dniu swoim powszednim”. Reymont pracował również w handlu, kilkakrotnie próbował kontynuować naukę.
Pobyt w Warszawie obudził w nim zamiłowanie zarówno do literatury, jak i do teatru. Nie zadowalała go jednak rola widza – w wieku 18 lat przystał do wędrownej trupy aktorskiej, z którą występował do roku 1887 pod pseudonimem Urbański.
Niestety, jako bardzo mierny aktor, grywał tylko epizodyczne rólki, co nie mogło zaspokoić jego ambicji. Sytuację Reymonta, jako wędrownego aktora opisał Wojciech Żukrowski: „Ileż on zażył biedy, jakże mu było przez lata całe piekielnie ciężko. (…) Bezwstydnie żebrze zamężną siostrę o całe portki na tyłek, o niewystrzępioną koszulinę.(…) Z wędrowną trupą aktorską włóczył się po miasteczkach, ale i aktorem był miernym, a iż się nie rozłajdaczył, nie zapił na śmierć, to cud istny. Inni sobie w łeb palili”.
Autor „Komediantki” teatr i życie aktorskie traktował jako formę ucieczki od surowej i nędznej rzeczywistości: „Lubię teatr, lubię ten gwar publiczności, ten szelest afiszów, suwanie krzeseł, to ciepło zakulisowe(…) ten rodzaj udręczenia, jakie sprawia trema (…) Człowiek zapomina na kilka godzin o całym życiu, nędzy, upokorzeń i szaroty – i płynie, wchłania w siebie inną atmosferę, zdaje się być innym, choć to tylko nerwy dostają karmę” – napisał Reymont w swoim dzienniku z 1892 roku.
W 1888 r., dzięki staraniom ojca, dostał posadę robotnika na Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. Znudzony jednak monotonią nowego życia, po raz drugi próbował szczęścia na scenie, co skończyło się nowym rozczarowaniem.
Ok. 1890 r. ktoś ze znajomych odkrył w „starszym robotniku kolejowym” zdolności medialne. Panowała wtedy moda na spirytyzm i pewien adept „wiedzy tajemnej”, niejaki Puszow, skłonił Reymonta, aby powędrował z nim w świat jako medium, produkujące się na seansach dla amatorów „zaświatowych” wrażeń. Niestety i tu na Reymonta czekało rozczarowanie – młody kolejarz nie wykazał bowiem „wybitnych uzdolnień medialnych”.
Niedoszłe medium wróciło do pracy na kolei. „Osadzają go na dystansie kolejowym Rogów-Płyćwia. Obowiązkiem jego podstawowym jest mieć pieczę nad torem na odcinku między wsią Krosnową a wsią Lipcami (obecnie Lipce Reymontowskie – PAP), baczne śledzenie, czy szyny znajdują się w stanie »bezwzględnej wymagalności«, czy nie należy już wymienić któregoś z podkładów, czy nie formuje się jakieś nadwątlenie w nasypie itd. – i w razie czegoś natychmiastowy meldunek swojemu szefowi dróżnikowi, ewentualnie własnoręczna naprawa, jeżeli uszkodzenie nieznaczne” – napisał Grzymała-Siedlecki. Kiedy pewnego dnia pociąg przejechał człowieka, Reymont napisał raport służbowy. Naczelnik odesłał go z adnotacją: „Zwracam nowelkę, proszę o ścisły raport o wypadku”.
W tym okresie powstało pierwsze, oznaczone datą 16 lutego 1891 r., opowiadanie Reymonta „Pracy!”. W 1893 r. debiutant ruszył do Warszawy. Ukazały się kolejne jego utwory – „Wigilia Bożego Narodzenia” w krakowskiej „Myśli”, „Suka” w „Prawdzie”, „Śmierć” w „Głosie”. Kłopoty finansowe młodego literata nie skończyły się jednak. „Bieda, bieda, bieda. No, jeżeli się komuś zdaje, iż to tak łatwo zdobyć sobie miejsce w prasie… ten nie ma pojęcia o niczym” – wspominał pisarz.
Reymont zamieszkał we „wspólnym pokoju”, wraz z jakimiś rzemieślnikami, przy ul. Świętojańskiej. „Warunki mieszkaniowe były tak trudne, iż korzystał ze światła i ciszy w katedrze Świętego Jana, spędzając w niej długie godziny na pisaniu” – podał Józef Rurawski w książce „Władysław Reymont”. Żył w skrajnej biedzie. Z powodu nędznego ubrania został kiedyś wyproszony z kawiarni. Innym znów razem woźna jednej z warszawskich redakcji nie chciała go zostawić samego w przedpokoju, obawiając się o bezpieczeństwo umieszczonych tam na wieszakach palt redaktorów.
Nawet książkowy debiut „Pielgrzymka do Jasnej Góry” (1895) nie przyniósł poprawy sytuacji finansowej pisarza. Po niej powstały „Komediantka” (1896), „Fermenty” (1897). W tych latach Reymont zaczyna pisać „Ziemię obiecaną”. Już drukowana w odcinkach zwróciła uwagę zarówno kół literackich, jak i… carskiej policji. Wydanie książkowe ukazało się z licznymi skreśleniami cenzury, a autor wyjechał dla bezpieczeństwa za granicę.
Raz jeszcze kolej odegrała doniosłą rolę w życiu Reymonta. 13 lipca 1900 r., w towarzystwie znanego redaktora warszawskiego Jana Gadomskiego oraz jego siostry, wyjechał z Warszawy w kierunku Łodzi. Pod Włochami nastąpiło zderzenie pociągów. „Była to jedna z najgłośniejszych katastrof tamtych lat. W wypadku zginęło kilkanaście osób, w tym siostra Jana Gadomskiego. Reymont był ciężko kontuzjowany i przeżył szok. Początkowo trzymał się dzielnie. Pomagał wynosić rannych i poszkodowanych. Dopiero po upływie mniej więcej godziny zasłabł gwałtownie. W szpitalu na Pradze okazało się, iż ma kilka złamanych żeber i potłuczone nogi. Najbardziej jednak ucierpiał system nerwowy” – napisał Rurawski.
Autor „Chłopów” wytoczył proces dyrekcji kolei, który wygrał otrzymując odszkodowanie w wysokości 38,5 tys. rubli – uzyskał wreszcie finansową niezależność. Dla porównania: dworek w Oblęgorku kupiono dla Henryka Sienkiewicza 18 lipca 1900 r. za 51 tys. 249 rubli i 59 kopiejek.
W 1902 r., po udzieleniu przez papieża Leona XIII dyspensy i unieważnieniu małżeństwa wybranki Reymonta – Aureli z Szacsznajdrów Szabłowskiej, para wzięła ślub. Następnie Reymont ruszył w świat, zwiedził Europę Zachodnią (m.in.: Berlin, Brukselę, Paryż, Londyn). Jednocześnie podjął pracę nad „Chłopami”, która zajmowała mu dużo czasu. Pierwsza część powstała w roku 1902, ostatnia – „Lato” – w 1909 roku.
Jak pisze Grzymała-Siedlecki: „Nie znało się bardziej towarzyskiego odeń człowieka. Gościnność jego przechodziła w legendę. Słynęły jego obiadki i kolacyjki, na których pani Reymontowa dawała dowody talentu kulinarnego, równego uzdolnieniom pisarskim jej męża. Żył nieustanną potrzebą obcowania z ludźmi. jeżeli tylko nie był zajęty pisaniem lub gdy tylko skończył dzienne swoje pensum, któremu poświęcał czas od wczesnych godzin rannych do trzynastej, najwyżej czternastej – natychmiast wypływał na świat, czy to na umówione już z kimś spotkanie, czy do kawiarni, gdzie niechybnie złowi miłe towarzystwo”.
Coraz bardziej pogarszało się zdrowie pisarza, który w 1920 r. kupił mająteczek Kołaczkowo w pobliżu Wrześni (obecnie muzeum Reymontowskie), gdzie osiadł na stałe, rzadko zaglądając do Warszawy.
13 listopada 1924 r. Reymont otrzymał literacką Nagrodę Nobla, do której, prócz niego, kandydowali Tomasz Mann, Maksym Gorki, Sigrid Undset i Stefan Żeromski. Z uwagi na stan zdrowia nie mógł odebrać nagrody osobiście. „Jakże chory jestem, bez sił, cóż mi po sławie i pieniądzach. Los zadrwił sobie ze mnie” – napisał miesiąc później do wybitnego popularyzatora literatury polskiej Francka Louisa Schoella, autora francuskiego przekładu „Chłopów”.
W styczniu 1925 r. został odznaczony wielką wstęgę Orderu Polonia Restituta.
15 sierpnia 1925 r. Wincenty Witos zorganizował w Wierzchowicach uroczystość będącą wyrazem hołdu polskiej wsi dla jej największego epika. Było to ostatnie wystąpienie publiczne pisarza.
Władysław Stanisław Reymont zmarł 5 grudnia 1925 r. w Warszawie w wieku 57 lat – uroczysty pogrzeb odbył się 9 grudnia z udziałem prezydenta Stanisława Wojciechowskiego, rządu i korpusu dyplomatycznego. Pochowany został na cmentarzu Powązkowskim, zapoczątkowując Aleję Zasłużonych. Urna z sercem pisarza zamurowana została w filarze kościoła Św. Krzyża w Warszawie.
Katarzyna Krzykowska (PAP)












