Widoczne żyły, uczucie ciężkości, obrzęki, nocne skurcze mięśni łydek – to objawy, które mogą świadczyć o przewlekłej chorobie żylnej. Dla wielu osób to wciąż wyłącznie problem natury estetycznej, który można zignorować lub „przeczekać”. Tymczasem żylaki to nie tylko kwestia wyglądu, ale realne zagrożenie dla zdrowia. Nieleczone mogą prowadzić do poważnych powikłań, takich jak zapalenie żył, owrzodzenia, a choćby zakrzepica.
Mimo to część pacjentów przez cały czas unika konsultacji, obawiając się bolesnych zabiegów, długiej rekonwalescencji albo… naciągania na kosztowną terapię. Czy rzeczywiście jest się czego bać? Kiedy warto zgłosić się do specjalisty i jak dziś wygląda nowoczesne leczenie żylaków? Rozmawiamy z dr n. med. Wojciechem Rybakiem – chirurgiem i flebologiem z kliniki Ars Estetica, który od lat pomaga pacjentom odzyskać zdrowie, sprawność i komfort życia.
Panie Doktorze, zacznijmy od początku – czym adekwatnie są żylaki? Czy rzeczywiście to problem, który może dotknąć każdego z nas?
Żylaki to objaw przewlekłej niewydolności żylnej – choroby, w której dochodzi do zaburzenia pracy zastawek w żyłach. W prawidłowo funkcjonującym układzie żylnym zastawki działają jak jednokierunkowe zawory – zapobiegają cofaniu się krwi i wspierają jej powrót z kończyn dolnych do serca. Kiedy te mechanizmy przestają działać prawidłowo, krew zaczyna zalegać w żyłach, powodując ich poszerzenie, deformację i zwiększone ciśnienie żylne. W efekcie powstają charakterystyczne wypukłe, poskręcane żyły, które nazywamy żylakami.
Często wszystko zaczyna się niewinnie – od uczucia ciężkości nóg, obrzęków pod koniec dnia czy drobnych „pajączków” na skórze. Z czasem te symptomy mogą się nasilać i przerodzić w zaawansowane zmiany żylne. To choroba, która rozwija się stopniowo i często przez lata pozostaje bagatelizowana.
Faktycznie, mówimy o problemie bardzo powszechnym – szacuje się, iż przewlekła niewydolność żylna, która generuje żylaki występują u około 50% kobiet i mężczyzn. Co ważne, mogą dotknąć każdego – niezależnie od wieku, choć czynniki takie jak ciąża, praca stojąca lub siedząca, predyspozycje genetyczne czy brak aktywności fizycznej znacząco zwiększają ryzyko. I warto to podkreślić – żylaki to nie tylko kwestia estetyki. To sygnał, iż układ żylny nie funkcjonuje prawidłowo i iż organizm domaga się uwagi. Ignorowanie tego problemu może prowadzić do poważniejszych powikłań zdrowotnych.
Niektórzy pacjenci pytają: skoro to tak powszechne, to może po prostu trzeba się z tym pogodzić? Nie wszyscy mają przecież idealnie gładkie nogi…
I to jest jedna z największych pułapek myślenia. Fakt, iż żylaki są częste, nie oznacza, iż są czymś normalnym, z czym trzeba się pogodzić. Choroba żylna rozwija się powoli – czasem przez lata – często nie dając na początku żadnych wyraźnych dolegliwości. Ale to, iż nie boli, nie znaczy, iż problemu nie ma.
To trochę jak z wizytą u dentysty – jeżeli czekamy, aż ząb zacznie boleć, może się okazać, iż leczenie będzie bardziej skomplikowane, kosztowne i długotrwałe. Podobnie jest z żyłami. Czekanie aż pojawi się ból, silny obrzęk, przebarwienia skóry czy owrzodzenia to ryzyko, które może prowadzić do poważnych powikłań. Zakrzepica, przewlekłe stany zapalne żył czy trudno gojące się rany to już nie są „kwestie estetyczne”, tylko realne zagrożenia dla zdrowia i sprawności pacjenta.
Dlatego warto reagować wcześniej – gdy objawy są jeszcze łagodne i leczenie może być mniej inwazyjne, a efekty bardziej przewidywalne.
W takim razie – co z lekami? Pacjenci często pytają, czy można wyleczyć żylaki farmakologicznie. Czy tabletki i maści mają sens, czy to tylko łagodzenie objawów?
To bardzo dobre pytanie i rzeczywiście pojawia się bardzo często już podczas pierwszej wizyty w moim gabinecie w Ars Estetica. Leki flebotropowe – czyli preparaty, które mają wspierać pracę układu żylnego – mogą przynieść realną ulgę w codziennym funkcjonowaniu. Zmniejszają obrzęki, uczucie ciężkości, napięcia czy ból nóg, poprawiają mikrokrążenie, a niektóre również uszczelniają naczynia krwionośne. Ale warto jasno powiedzieć – to leczenie objawowe, a nie przyczynowe.
Porównałbym je do kremu przeciwzmarszczkowego – poprawiają komfort, mogą choćby opóźnić rozwój niektórych zmian, ale nie zatrzymają procesu, który już trwa. Żylaki to problem mechaniczny. jeżeli żyła jest już trwale poszerzona, jej ściany osłabione, a zastawki nie spełniają swojej funkcji – żadna tabletka ani maść tego nie cofnie.
Dlatego leki traktujemy jako wsparcie – coś, co poprawia jakość życia i może być pomocne na wczesnym etapie choroby, a także w okresie po zabiegach. Ale podstawą skutecznego leczenia pozostają metody przywracające prawidłowy przepływ krwi – jak skleroterapia, laseroterapia czy operacje wewnątrznaczyniowe.
No właśnie. A jeżeli lekarz proponuje drogi zabieg laserowy przy stosunkowo niewielkim problemie – to czy pacjent nie ma prawa się zastanawiać, czy to nie jest „naciąganie”? Przecież choćby w środowisku lekarskim opinie są podzielone.
Zgadzam się – to trudny temat i absolutnie rozumiem, iż pacjent może mieć wątpliwości. Zwłaszcza dziś, kiedy mamy do czynienia z ogromną liczbą ofert, reklam i informacji, często niespójnych. Przez lata narosło też sporo nieufności – częściowo dlatego, iż rozwój technologii nie zawsze szedł w parze z indywidualnym, rzetelnym doradztwem.
Ale trzeba jasno powiedzieć: nowoczesne, wewnątrznaczyniowe metody leczenia, takie jak m.in. laserowe zamykanie żył, to procedury poparte badaniami klinicznymi i rekomendowane przez międzynarodowe towarzystwa flebologiczne. Są skuteczne, bezpieczne i znacznie mniej inwazyjne niż tradycyjne operacje chirurgiczne. Wiążą się z niższym ryzykiem powikłań, krótszą rekonwalescencją i możliwością szybkiego powrotu do codziennej aktywności.
Dlaczego więc czasem rekomenduję takie zabiegi, choćby jeżeli zmiany wydają się „niewielkie”? Bo wiem z doświadczenia, iż mały problem – jeżeli zostanie wcześnie rozpoznany i odpowiednio potraktowany – łatwiej, szybciej i taniej się leczy. W przeciwnym razie może się rozwijać przez 10, 15, a choćby 20 lat, prowadząc do zaawansowanej niewydolności żylnej. Często trafiają do nas pacjenci, którzy przez lata bagatelizowali objawy, a zgłaszają się dopiero wtedy, gdy pojawiają się owrzodzenia, nasilone bóle, przebarwienia skóry czy choćby zakrzepica. Wtedy leczenie staje się znacznie bardziej złożone, czasochłonne i obciążające – zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie.
Co więcej, to co pacjenci uznają za „niewielki problem” – np. brak widocznych zmian na nodze – nie musi wcale oznaczać, iż wszystko jest w porządku. Czasem niewidoczne gołym okiem objawy, jak uczucie ciężkości, dyskomfort czy zmęczenie nóg, mogą być oznaką poważnych zaburzeń przepływu żylnego, które wychodzą na jaw dopiero podczas badania USG Doppler. I to potrafi naprawdę zaskoczyć – bo problem jest realny, mimo iż nie daje jeszcze typowego „obrazka” żylaków.
Zabieg wykonany na wczesnym etapie to nie „naciąganie”, tylko inwestycja w zdrowie i komfort życia. Oczywiście – zawsze rozważamy wszystkie dostępne opcje i dopasowujemy leczenie do indywidualnej sytuacji. Decyzję podejmujemy wspólnie z pacjentem, po dokładnej diagnostyce i spokojnej rozmowie. Nie każdy przypadek wymaga od razu interwencji zabiegowej – ale warto wiedzieć, co dzieje się w organizmie i jakie są możliwości, zanim sytuacja zacznie się pogarszać.
Czyli czasem mniej widoczny problem może mieć większe znaczenie kliniczne niż się wydaje?
Dokładnie. Czasem to, co na zewnątrz wygląda niegroźnie, może w badaniu USG dopplerowskim ujawniać poważne zaburzenia przepływu krwi. I odwrotnie – bywa, iż pacjentka przychodzi z dużą siatką pajączków (drobnych poszerzonych naczyń), ale nie ma niewydolności żylnej. Dlatego tak ważna jest diagnostyka, a nie ocena „na oko”.
Jakie są jeszcze najczęstsze mity, z którymi spotyka się Pan w gabinecie? Co pacjenci najczęściej zakładają błędnie?
Oj, mitów na temat żylaków jest naprawdę sporo! Oto te, które słyszę najczęściej:
– „Jak już zrobię zabieg, to żylaki i tak wrócą” – to nieprawda. jeżeli zabieg został przeprowadzony prawidłowo, leczona żyła zostaje skutecznie zamknięta i nie wraca. Natomiast mogą pojawić się nowe zmiany, szczególnie u osób z predyspozycjami – ale to nie są te same żylaki, tylko nowe ogniska choroby.
– „Lepiej poczekać, aż się pogorszy – wtedy leczenie będzie skuteczniejsze” – nic bardziej mylnego. Im wcześniej podejmiemy leczenie, tym jest ono prostsze, mniej inwazyjne i bardziej efektywne. Czekanie tylko pogłębia problem.
– „To dotyczy tylko kobiet w ciąży” – nie tylko. Owszem, ciąża jest czynnikiem ryzyka, ale mężczyźni również chorują. Różnica polega na tym, iż rzadziej i później zgłaszają się po pomoc.
– „Dużo chodzę, to na pewno przez to mam żylaki” – wręcz przeciwnie! Ruch, zwłaszcza regularna aktywność fizyczna, wspiera pracę żył i zapobiega ich niewydolności. To właśnie brak ruchu, długie stanie lub siedzenie są bardziej szkodliwe dla układu żylnego. Należy jednak pamiętać, iż zbyt intensywny wysiłek fizyczny też nie jest wskazany.
Wielu pacjentów odkłada decyzję, licząc, iż problem sam zniknie albo przynajmniej się nie pogłębi. Co chciałby im Pan powiedzieć?
Rozumiem ten mechanizm – to naturalne, iż chcemy unikać decyzji, które budzą lęk. Ale niestety – w przypadku niewydolności żylnej zaniechanie nie zatrzymuje choroby. Tu nie ma stanu „zamrożenia” – jeżeli nic nie zrobimy, zmiany będą się pogłębiać.
Nie zawsze od razu trzeba działać zabiegowo, ale warto wiedzieć, na czym się stoi. Czasem wystarczy niewielka interwencja, zmiana stylu życia, wyroby uciskowe. Ale żeby to ocenić, trzeba zrobić pierwszy krok – przyjść, porozmawiać, wykonać USG Doppler. Choroba żylna nie zniknie sama – ale można ją zatrzymać, zanim zacznie poważnie wpływać na życie.