Już dwa lata minęły, odkąd Halina Bronisławówna nie rozmawia ze swoją córką Kasią. Rok temu, bez żadnego powodu, Kasia przestała odbierać telefony. Wymieniła zamki w swoim mieszkaniu w małym mieście nad Wisłą i jasno dała do zrozumienia, iż nie życzy sobie widywać matki u siebie. Halina Bronisławówna do dziś nie może pogodzić się z tym zerwaniem, a jej serce ściska się z bólu przy każdej myśli o córce.
„Dwa lata bez słowa” – wzdycha Halina, jej głos drży od tłumionych emocji. „Kasia żyje własnym życiem: wrzuca zdjęcia na Facebooka, spotyka się z przyjaciółmi. Ale dla mnie? Ani dzwonka, ani smsa. To już dorosła kobieta, ma trzyletnią córeczkę i męża, mieszkają razem w swoim mieszkaniu. Zawsze byłam zasadnicza – wobec siebie, innych i Kasi też. Uważam, iż rodzic musi stawiać wymagania. Chciałam, żeby dobrze się uczyła, pomagała w domu, dbała o siebie.”
Halina nie zmieniła swojego podejścia, choćby gdy córka założyła własną rodzinę. Co jakiś czas odwiedzała Kasię, ale każda wizyta zamieniała się w próbę cierpliwości. „Jak można żyć w takim bałaganie?” – oburzała się, przekładając rzeczy w szafach, jakby Kasia znów miała dziesięć lat. Zwracała uwagę na brudne naczynia, gderała o niedbałość wobec dziecka i nie wahała się krytykować zięcia: „Marek do niczego się nie nadaje, wiecznie bez grosza przy duszy!” Halina była przekonana, iż tylko ona może powiedzieć córce prawdę, choćby jeżeli ta będzie bolała.
Aż pewnego dnia wszystko się zmieniło. „Zadzwoniłam do Kasi, jak zwykle” – wspomina Halina, jej oczy ciemnieją z urazy. „Powiedziałam, iż córka mojej siostrzenicy w wieku czterech lat już czyta. Kasia nagle wybuchnęła: «Po co ciągle porównujesz dzieci?» No jak to po co – przecież różnica jest jak na dłoni! To była nasza ostatnia rozmowa.” niedługo okazało się, iż córka wymieniła zamki i zabroniła jej przychodzić. „Myślałam, iż to chwilowy kaprys” – mówi Halina. „Uznałam, iż Kasia się opamięta, przyjdzie i przeprosi. Ale nie przyszła.”
Miesiące mijały, a milczenie Kasi stawało się coraz bardziej dotkliwe. Pod koniec lipca Halina obchodziła urodziny. Czekała na telefon od córki, ale ten nie nadszedł. „Własnej matki nie pozdrowić!” – wykrzykuje z goryczą. Nazajutrz nie wytrzymała i zadzwoniła z obcego numeru. „Powiedziałam jej: jeżeli nie chcesz ze mną rozmawiać, to zwróć moje mieszkanie!” – wspomina, głos drży jej z gniewu.
Sprawa była poważna – sześć lat temu, przed ślubem Kasi, Halina przepisała na nią swoje mieszkanie. „Marek, jej mąż, ledwo wiązał koniec z końcem” – tłumaczy. „Chciałam pomóc młodym, miałam taką możliwość. Ale teraz, skoro odwraca się ode mnie, niech szuka innego lokum!” Kasia odpowiedziała stanowczo: mieszkanie jest na jej nazwisko, dokumenty w porządku, i nikt nie ma prawa jej stamtąd wyrzucać. „Oświadczyła, iż to jej dom i nie mam prawa niczego żądać!” – oburza się Halina. „Gdzie tu sprawiedliwość?”
Halina jest przekonana, iż postąpiła słusznie. „Skoro taka niezależna, niech to udowodni!” – mówi z przekąsem. „Niech znajdzie sobie nowe mieszkanie, skoro nie szanuje matki.” Ale w głębi duszy czai się ból. Wspomina, jak wychowywała Kasię, uczyła ją siły, marzyła o bliskości z córką. „Chciałam dla niej tylko dobrze” – szepcze, a jej oczy wypełniają się łzami. „Dlaczego mnie odrzuciła?”
Kasia milczy. Może zmęczyły ją ciągłe uwagi i kontrola matki. Może po prostu chciała ochronić swoją rodzinę przed ingerencją, którą postrzegała jako presję. Ale Halina nie zamierza się poddawać. Czeka, aż córka pierwsza wyciągnie rękę, jednak z każdym dniem nadzieja rozmywa się jak mgła nad Wisłą o świcie.