Opowiem Wam dziś o leciwych osadach powstałych w wielkim lesie niedaleko Miękini i o ludziach tam mieszkających. Niektóre z nich od bardzo dawna nie istnieją, tak iż nie pozostało po nich zupełnie nic, nie licząc placu. Inne zaś zagospodarowane były jeszcze po II wojnie światowej, choć po prawdzie niedługo. Zamieszkać w lesie dziś, to nie to samo co setki czy dziesiątki lat temu. Kto ma uszy, niechaj słucha…
Posłuchajcie. Zaprowadzę Was do takich właśnie nadodrzańskich wsi, gdzie wszędzie dookoła same lasy i to niemałe. Dziko tam jest bardzo i klimat niesamowity.
Zamieszkać w lesie. Przydroże (Torfhäuser)
Pierwsza opowieść dotyczyć będzie Przydroża, które określa się jako przysiółek Kadłuba (Dolny Śląsk, powiat średzki, gmina Miękinia). Osada założona została w lesie, przy drodze ze Świętego do nieistniejących dziś Jabłonek. To podmokły teren, od wieków bagienny i niedostępny. Przydroże częściowo do dziś istnieje i przez cały czas jest zamieszkałe. Jednak kiedy się tam przybywa można odczuć, iż to zupełnie inny świat i iż czas się tam zatrzymał dawno, dawno temu.
Życie tych ludzi jest choćby w XXI wieku dużo trudniejsze, ponieważ wszędzie mają oni daleko i nie prowadzą do ich domów drogi ani asfaltowe, ani brukowane. To totalny kraniec świata! Z dawnej osady zwanej po niemiecku Torfhäuser (co tłumaczy się domy z torfu) ocalało kilka budynków. Dwa z nich od strony Przedmościa i dwa gospodarstwa za torami, głęboko w lesie.
Każdego dnia przejeżdżają tamtędy pociągi, ale żaden z nich się nie zatrzymuje. Znajduje się tam również zamieszkały dom kolejowy. Przydroże w tym miejscu prawie w ogóle się nie zmieniło od czasów, kiedy skończyła się II wojna światowa. Natomiast pierwsza ich część to jedynie resztki osady, ponieważ brakuje tam siedmiu budynków, które zostały rozebrane.
W wielkim lesie
Zawsze, kiedy tam przybywam, podziwiam życie tych leśnych ludzi. Bardzo rzadko jednak zdarza się, iż spotykam mieszkańców Przydroża. Jadąc rowerem od strony Przedmościa, z pierwszego podwórka tej osady wybiega mały pies i obszczekuje mnie zajadle.
Potem dojeżdżam do skrzyżowania leśnych duktów i trafiam na tablicę z napisem Przydroże z namalowaną strzałką. Wtedy przemierzam zadrzewiony, dziki teren po drodze utwardzonej grysem bazaltowym. Nie ma tam latarni i nocą łatwo zabłądzić w tym terenie. Od czasu do czasu słychać jadący pociąg, który pozwala zorientować się w tym obszarze.
Kto nie zna tej okolicy, łatwo może pogubić się wśród naprawdę wielu dróg, które się tam zbiegają. Jest ich tak dużo dlatego, iż dawniej w lesie tym istniała jeszcze jedna osada i obie wsie były połączone nie tylko ze sobą, ale również z innymi siołami, leżącymi w pobliżu.
Życie leśnych ludzi
Miałam kiedyś szczęście i udało mi się porozmawiać z pewną mieszkanką Przydroża. Spotkałam ją przy torach, kiedy czekałam, aż podniesie się szlaban na przejeździe kolejowym.
Zapytałam tę kobietę o to, jak to jest zamieszkać w lesie, na takim odludziu? Nie opowiadała o tym z ciężarem i najwyraźniej była zadowolona.
Na posesji przy kolejowym budynku z czerwonej cegły biegają bernardyny. One również zawsze głośno szczekają na mój widok. Nie ma mowy, aby ktoś zjawił się tam niezauważonym. W ramach każdego gospodarstwa za parkanem biegają psy. Jest ich tam naprawdę sporo i wszystkie bardzo głośno reagują na każdego, kto przybywa tam, a nie jest miejscowy.
Pociąg nie zatrzymuje się w Przydrożu. Stacje znajdują w Miękini i w Przedmościu. o ile chodzi o przystanki autobusowe, to najbliższy zorganizowany jest w połowie drogi z Miękini do Kadłuba, w lesie. Trzeba tam dotrzeć z buta, o ile ktoś nie posiada samochodu, a to spory kawał drogi. W piękny letni dzień to nie problem, ale po zmroku zimą? Chyba nie każdemu by to pasowało. Żeby zamieszkać w lesie trzeba mieć na to siły.
Nieistniejące Jabłonki. Göbel
Osada ta znajdowała się niecały kilometr od Przydroża i tyleż samo od Kadłuba. Od jej centrum rozchodziły się drogi we wszystkich kierunkach.
Tam również ludzie żyli z torfu. Najpewniej pracowali przy jego wydobyciu, o czym zaświadczają widoczne do dziś dziury w ziemi na całym tym terenie.
Jabłonki przetrwały wojnę i jeszcze po roku 1945 istniały, teraz jednak prawie w ogóle nie są czytelne w tym obszarze. Zostały po nich kilka cegieł i drogi dojazdowe.
W terenie tym jednak stało naprawdę sporo budynków. Były to małe gospodarstwa i jedno duże z pokaźnym majdanem. Widać to bardzo wyraźnie na XIX-wiecznej mapie, którą załączyłam wyżej.
Znajdowała się tam również leśniczówka. Teraz w jej miejscu stoi wielki głaz z inskrypcją ku pamięci tutejszego koła łowieckiego.
Grodzisko średniowieczne
Tuż przy nieistniejących Jabłonkach, nieco niżej w kierunku Rezerwatu Zabór od wieków czytelne jest w tym terenie grodzisko.
Motte powstało setki lat temu na bagnach, a stożek otoczony jest do dziś mokrą fosą. Grodzisko niedostępne jest teraz tak samo jak przed wiekami.
To niezwykle cenne historycznie miejsce w tym wielkim lesie niedaleko Miękini. Na tej sztucznej wyspie znajdują się murowane fundamenty nieistniejące już budowli. Zaświadcza to, iż ongiś stała tam wieża rycerska, a miejscowi tambylcy lubią opowiadać o tajemniczym zamku na bagnach, który dawno temu został zburzony…
Nazwa osady Göbel, także Gebel lub Giebel pochodzi najprawdopodobniej od szlacheckiej rodziny Göbel, która w tamtych odległych czasach zamieszkiwała te okolice. Wiemy, iż rycerz Jakob Gobila pochodził ze Środy Śląskiej.
Droga do grodziska nie jest trudna. Prowadzi do niego niejeden solidny leśny dukt. Przy obiekcie historycznym ustawiona została tablica z krótkim opisem tego miejsca.
Na terenie powiatu średzkiego znajduje się więcej podobnych obiektów zabytkowych, pochodzących z czasów średniowiecza. Związane są z nimi liczne legendy, które rozpalają wyobraźnię i potrafią być porywające. o ile interesują Was takie opowieści z minionych wieków, polecamy gorąco książkę autorek bloga Nieustanne Wędrowanie — O rycerzach, śmiertelnych intrygach i bajecznych majątkach.
Grünthal. Zielona Dolina
Osada ta istniała jeszcze długo po zakończeniu II wojny światowej. Dobrze pamiętają ją mieszkańcy pobliskiego Przedmościa. Grünthal od Przydroża oddalony jest w linii prostej około 4 kilometrów. Prowadzą tam niebrukowane drogi z wielu stron.
Ta niemiecka wieś założona została w samym środku lasu między Szczepanowem, Przedmościem i Kobylnikami. O Zielonej Dolinie wiemy, iż w roku 1500 Środa Śląska, miasto leżące w odległości kilku kilometrów od tej osady, zakupiło tam kilka łąk. Natomiast z końcem XVII wieku właścicielem tamtejszych dóbr był znany z imienia Paul Anderseck. Grünthal było niewielką siedzibą rycerską, gdzie hodowano bydło i wypasano je na łąkach.
Dzisiaj, o ile ktoś nie zna historii tego miejsca, choćby gdyby znalazł się w samym środku dawnego sioła, przejdzie obojętnie wśród niewidocznych pozostałości po jego zabudowie.
Żeby zobaczyć, gdzie stały domy i budynki gospodarcze oraz w którym miejscu znajdowały się zagrody, trzeba wejść między drzewa i bacznie przyglądać się otoczeniu. To nie jest tak, iż tam już nic nie ma, ponieważ w terenie tym znajduje się mnóstwo pozostałości po żywej przeszłości tej leśnej wsi. Sądzę, iż metalowe przedmioty, leżące tak blisko siebie, jakby to była ekspozycja w muzeum, to skutek przeczesywania tego placu przez miłośników przygód z wykrywaczami metalu.
Szczególnie wczesną wiosną łatwo namierzyć tam fundamenty dawnych budowli. Na ziemi leżą przedmioty codziennego użytku. Wiadra, fragmenty glinianych naczyń, zardzewiałe sztućce, rozbite koryta, kafle…
Zamieszkać w lesie niektórzy się bali
Faktem jest, iż próbowano osiedlać się tam po II wojnie światowej. Jednak poniemiecki Grünthal położony był z dala od wszystkiego. To oddalenie i brak brukowanej drogi w czasach powojennych, nie zachęcało do osiedlania się w podobnym miejscu. Zostać tam napadniętym, obrabowanym i może choćby zabitym nie było niemożliwe. Taka osada była idealnym celem dla bandytów, którzy jeszcze długo po zakończeniu działań wojennych korzystali z trwającego wówczas chaosu. Ludzie bali się tej głuszy. Bezpieczniej żyło się bliżej większych osad, gdzie ktoś usłyszałby wołanie o pomoc w chwili zagrożenia. Takie to były czasy…
Kiedy pierwszy raz odwiedziłam tę zapomnianą i nieistniejącą wieś w środku wielkiego lasu, znalazłam sporo pamiątek po jej dawnych mieszkańcach. I choć rzeczywiście stamtąd wszędzie jest daleko, to niezaprzeczalnie jest to urokliwe miejsce. Rosną tam lilaki. Jest ich mnóstwo! Wiosną kwitną na fioletowo. W powietrzu unosi się zapach bzów i słychać ptasie trele.
Nad Odrą
Ten zalesiony obszar nad Odrą od wieków zagospodarowywany był przez ludzi. Osiedlali się tam, pomimo iż teren tej doliny był bagienny. Pierwsze osady powstawały tam na niewielkich wzniesieniach i na wyspach, które tworzyły się na dzikiej jeszcze całkiem wówczas rzece. Po tych odległych czasach zostały pamiątki. Są to czytelne do dziś w terenie grodziska w Głosce, Gąsiorowie, Mrozowie czy w Przydrożu. Nie każda z tych osad przetrwała w mniejszym lub większym stopniu do naszych czasów. Znamy z dziejów tej okolicy zaginione dobra Garthen, które w drugiej połowie XIV stulecia Konrad von Luckow nabył od Heinco von Beronowic. Majątek ten leżał przy Miękini, jednak nie jest mi znana jego dokładna lokalizacja.
Żeby zamieszkać w lesie, trzeba kochać i rozumieć naturę. Nie jest to opcja dla wszystkich, chociaż w okolicy Miękini nie brakuje chętnych, aby wybudować się tuż przy kniejach. Dzieje się tak dlatego, iż kraina ta jest bardzo urokliwa. Mnóstwo tam pieszych i rowerowych szlaków, biegnących pomiędzy drzewami. Teren jest zróżnicowany — raz płaski, a po chwili wręcz górzysty. Tuż obok znajduje się Rezerwat przyrody Zabór, który dostępny jest dla zwiedzających. Miękinia posiada również stację kolejową, dzięki czemu łatwo się stamtąd wydostać choćby wówczas, gdy nie posiada się samochodu. Dodatkowym atutem tej miejscowości jest fakt, iż od ponad roku Miękinia jest miastem…
W książkach Nieustannego Wędrowania znajdziesz więcej naszych historii z drogi. Poniżej zostawiamy dla Was informacje na temat tych publikacji. Polecamy do wglądu!
Artykuł zawiera autoreklamę