Czy lubimy ludzi, którzy nam mieszają w głowach, rozwalają schematy i nie pozwalają usiąść na laurach?
[Zimno, do Irlandii zbliża się arktyczna pogoda, pojechałam zatem dziś do pani samochodem, w głośnikach wykład o welfare state, na tylnym siedzeniu żółta, puchowa kurtka, ciepła herbata w termosie. Kuszą mnie te buty, tylko ten kotek na wierzchu, hmmm, staram się trzymać z daleka od wszelkiej infantylności w ubiorze, ale kolory piękne].
A jednak ich potrzebujemy, tych artystów i ich sztuki, potrzebujemy co jakiś czas porządnego zrycia beretu dla zdrowia psychicznego, bo inaczej możemy utknąć w powtarzających się schematach, zmurszałych prawdach objawionych, coraz bardziej przestarzałych badaniach i srodze odklejonej od rzeczywistości wiedzy.
Kreatywność to rozwalanie starego i układanie na nowo, to rzucanie wyzwania temu, co oczywiste i wiadome i robienie z tego czegoś zaskakującego i nowego. Jest to generalnie trudne, przyjęcie nowego punktu widzenia wymaga bowiem gotowości do zmiany poglądów, które sobie dopiero co tak mozolnie wypracowaliśmy, wymaga tolerancji niewygodnego poczucia niewiedzy i nieogarniania, a potem na dodatek ogromnego wysiłku konstruowania nowego świata.
A jednak sztuka przetrwała wśród homosapiensów co najmniej 20 tysięcy lat, od jaskini Lascaux po wspólczesne banany na ścianie, więc czemuś musi służyć, jest jakąś odpowiedzią na potrzeby duszy ludzkiej. ‚Co jest tutaj sztukowego?’ to wieczne pytanie spokojnych i statecznych bourgeoise, którzy chcieliby żeby ludzie przez następne tysiące lat żyli jak straszni mieszczanie w strasznych mieszkaniach. Co by było gdybyśmy się dali zakonserwować we wspólnotach łowiecko-zbierackich? Albo monarchiach? Życie musi być żywe, zatem musi się zmieniać. Oczywiście po destrukcji powinna przyjść konstrukcja, nie chodzi tylko o rozwalanie starego, choć wiadomo, iż starego trzeba czasem rozłożyć na łopatki, żeby móc pójść dalej.
Takie mnie naszły refleksje po dyskusji z rodzinką na temat nowego filmu Lanthimosa (oj trudny reżyser, trudny, jego Kieł to skowyt obiektów częściowych dobiegający z nieświadomości, ocieający się o perwersję, który polecam na własną odpowiedzialność, ale już Killing the Sacred Deer to majstersztyk). Jego Bugonia jest nową wersją absolutnie genialnego, szalonego i nowatorskiego dzieła koreańskiego Save the Green Planet, który constantly balances on the verge of collapsing into complete nonsense, but never actually does jak pisze Guardian.














